czwartek, 19 grudnia 2013

Under the mistletoe

It’s the most beautiful time of the year, 
Lights fill the streets spreading so much cheer...

Tegoroczny grudzień okazał się być wyjątkowo łaskawym. Hermiona nie pamiętała już, kiedy ostatnio na ulicach zalegały takie ilości śniegu. Miała tylko nadzieję, że temperatura się nie podniesie, a biały puch nie stopnieje tuż przed Bożym Narodzeniem. I chociaż ten szczególny miesiąc w roku dopiero się zaczął, przedświąteczna gorączka panowała już od kilkunastu dni. Panna Granger nie dała się jej jednak pochłonąć i jak to miała w zwyczaju - robiła wszystko na ostatnią chwilę, w jej mniemaniu. Spoglądała przez okno w swoim gabinecie w Ministerstwie Magii. Uwielbiała patrzeć jak z każdym kolejnym dniem pojawia się coraz więcej i więcej dekoracji świątecznych, jak rozwieszane są kolorowe lampki między słupami i ustawiane kilkumetrowe choinki. To był jej ulubiony okres w roku. Moment, który napawał ją szczęściem i spokojem. Sprawiał, że była naprawdę szczęśliwa. Te kilka dni mogła poświęcić tylko sobie i swoim najbliższym, odetchnąć od pracowitych dni i zastanowić się nad swoim życiem. Mogła bezkarnie wylegiwać się pod ciepłą kołdrą z kubkiem gorącej herbaty i oglądać w kółko ulubione komedie romantyczne. Ale przede wszystkim był to czas przebaczenia i współczucia. Hermiona Granger była osobą, która kochała ten piękny okres za jego niepowtarzalny klimat i aurę, jaką wokół siebie roztaczał. Uśmiechnęła się do siebie i okręciła na krześle znów wpadając w rutynowy przedświąteczny wir pracy. Nie na długo jednak mogła cieszyć się ciszą. Kilka minut później dobiegł ją delikatny stukot sowiego dzioba o szybę. Odepchnęła się od biurka i podeszła do okna, otwarła je na oścież i wpuściła małą niepozorną ptaszynę do środka. Ta zaś okrążyła w powietrz pomieszczenie kilka razy, następnie upuściła zwitek pergaminu dokładnie nad jej papierami i w pośpiechu wyfrunęła w zimną grudniową noc. Kobieta rozwinęła list i spojrzała na nadawcę. Nie była zaskoczona, ale treść krótkiej notatki wprawiła ją w prawdziwe osłupienie. Nie miała pojęcia, o co tak naprawdę chodziło jej rudej przyjaciółce. Zerknęła na górę piętrzących się nieotwartych jeszcze kopert. Przejrzała każdą jedna po drugiej i dopiero na samym dole znalazła tą, o którą mogło chodzić Ginny. Owa koperta była w kolorze ciemnej zieleni, a na niej zostało napisane jej imię pismem tak pięknym, iż miała wrażenie, że zostało ono wydrukowane. Rozdarła ją, a ze środka wypadła srebrna kartka - zaproszenie. Z wrażenia opadła na swój czarny fotel i niedowierzająco kiwała głową. A więc oficjalnie stało się - Dracon Malfoy postradał zmysły.

Biały puch skrzypiał pod nogami brązowowłosej, która otulona w swój ulubiony płaszcz w kolorze krwistej czerwieni szybkim krokiem przemierzała zaśnieżone uliczki jednej z wielu londyńskich dzielnic. Z uśmiechem przeszła na drugą stronę ulicy i stanęła przed niewysoką bramą z czarnego kutego żelaza, nacisnęła klamkę i weszła na podwórze. Ginewra Potter od lat upiększała swoje podwórko na każde święta i każdego roku ozdób było coraz więcej. Przystanęła na chwilę i rozejrzała się po ogrodzie. Każde drzewko było pięknie przystrojone światełkami, a choinki dodatkowo przyozdobione kolorowymi bombkami i łańcuchami. Tuż przy wejściu na werandzie stały duże sanie ciągnięte przez renifery, a w nich siedział gruby mikołaj w czerwonym stroju. Całość oczywiście świeciła. Na drzwiach wisiał iglasty wieniec ze świątecznym napisem, a nad nimi zaś jemioła. Na jej widok Hermiona przewróciła oczyma i na tym zakończyła swoje oględziny. Zrobiła kilka kroków do przodu i po chwili już naciskała na dzwonek, który rozbrzmiał we wnętrzu domostwa świąteczną melodią. Hermiona weszła do środka i odwiesiła swoje okrycie na wieszak w kształcie czerwonego nosa renifera, a buty zostawiła na wycieraczce i udała się do kuchni, uprzednio witając się z Harrym, który niemal nie dostrzegł jej będąc tak pochłoniętym zabawą ze swoim pięcioletnim synkiem. Mały James był oczkiem w głowie swoich rodziców, ale jeszcze większym w oczach dziadków. Molly była cudowna babcia, tak samo jak i matka. Hermiona od lat uwielbiała spędzać z nimi święta w Norze. Pamiętała ile trudu kosztowało ją przekonanie do tego pomysłu po raz pierwszy swoich rodziców. Po dziś dzień w uszach słyszała ich zachwyty nad każdym magicznym przedmiotem, który napotkali w domu państwa Weasley. Ich coroczna ogromna wigilia była dla niej czymś najwspanialszym na świecie. Mimo tego, że jej związek z Ronem zakończył się parę lat temu, ona wciąż była częścią tej cudownej rodziny, w której miłość wypływała z każdego najmniejszego kąta ich domu. Brązowooka weszła do kuchni, w której unosił się zapach pierniczków, a rudowłosa kobieta krzątała się w pośpiechu chcąc włożyć ostatnią blachę do pieca. Kiedy ta znalazła się już w środku, dziewczyna usiadła na wysoki stołek barowy i jednym ruchem różdżki pozbyła się z blatu całego bałaganu, a także uroczego fartuszka, który Hermionie wyjątkowo się podobał. Następne machnięcie sprawiło, że przed nimi pojawiły się parujące kubki z herbatą o smaku pomaranczowo-gozdzikowym, którą obie kochały.
- Znalazłaś zaproszenie? - Brązowooka wiedziała, że to będzie pierwsze pytanie, jakie rudowłosa zada. Cała ta sprawa nadmiernie ją interesowała i wzbudziła w niej ciekawość. Zupełnie tak, jakby w zżyciu pani Potter brakowało adrenaliny i rozrywki. Doszukiwała się sensacji dosłownie wszędzie by móc potem o tym plotkować z Levander, bo Hermiona nigdy nie dała się wciągnąć w te ich dyskusje.
- Owszem Ginny, znalazłam - podniosła swój ceramiczny kubek i upiła z niego łyk parującego napoju.
- Nie czujesz się ani trochę podekscytowana? - Zawiedziona mina dziewczyny była tak zabawna, że Granger z trudem się nie roześmiała.
- Nie czuję. Nie zamierzam się tam pojawić. Malfoy po prostu upadł na głowę i wysłał zaproszenie z czystej grzeczności, co i tak jest dziwne jak na niego - dodała z powagą. Naprawdę nie miała ochoty oglądać go po tych wszystkich latach. Nie sądziła, że nadarzy się ku temu jeszcze jakaś okazja, a ona spadła niczym grom z nieba. Nie wiedziała, dlaczego Malfoy wysłał to zaproszenie do niej i jej znajomych, ale ona z pewnością nie miała najmniejszego zamiaru pokazać się na tej imprezie.

W sobotni poranek, na trzy tygodnie przed gwiazdką Hermiona przechadzała się ośnieżonymi uliczkami Hogsmeade. Wszędzie panował ogromny tłok, a kolejki były tak duże, że większość osób w nich stojących czekała na dworze. Mimo to na większości ludzkich twarzy gościł szeroki uśmiech. Lubiła patrzeć jak ludzie w pospiechu kupują kolejne prezenty, o których zapomnieli, a mogłoby nagle ich zabraknąć ze względu na popularność albo kobiety, które kompletują swoja garderobę na ten ważny dzień. Prawda jednak była taka, że brązowooka nie należała do żadnej z tych grup. Jej prezenty były starannie przemyślane, a zakup ich był zaplanowany, co do dnia. Sukienka także nie była jej priorytetem. Ten wieczór miała spędzić z rodzicami w Norze. Tam liczyła się miłość, a nie piękne stroje. Nie zdziwiłaby się gdyby i w tym roku wszyscy założyli świąteczne swetry. Bo czy ich ubrania miały jakieś znaczenie? Dla niej żadnego. Przystanęła przed sklepową wystawą i wpatrzyła się w dwójkę osób - kobietę, którą wyglądała niczym bogini w dopasowanej złotej kreacji i mężczyznę, który nie potrafił oderwać od niej wzroku. To była miłość. Miłość, której ona pragnęła każdego roku i za każdym razem wraz ze zmianą daty w kalendarzu spotykał ją coroczny zawód. Lata mijały, a ona wciąż tkwiła w tym samym miejscu. Miała wspaniałych przyjaciół i rodzinę, którzy kochali ją ponad wszystko, ale to było zbyt mało. Ona pragnęła naprawdę kochać i być tak samo kochana. Pragnęła tak, jak ta kobieta stanąć przed lustrem i gorączkowo zastanawiać się czy ta sukienka jest odpowiednia na pierwszą tak ważną kolację u rodziców jej narzeczonego. Pragnęła, aby jakiś mężczyzna spoglądał na nią tak zaborczym, pełnym uwielbienia wzrokiem. Ale to były tylko jej pobożne życzenia, na których spełnienie liczyła w każde święta. I w każde święta pomału traciła nadzieję. Ze zrezygnowaniem pokręciła głowa i odwróciła wzrok od szklanej tafli. Ona prawdopodobnie nigdy nie znajdzie się w takim miejscu.
- Granger! - Usłyszała za sobą. Błyskawicznie odwróciła się na pięcie i stanęła niczym rażona piorunem. Stał dwa metry od niej odziany w ciemne dopasowane jeansy i szarą, idealnie skrojoną flauszową kurtkę. Jego blond grzywkę rozwiewał wiatr, a blade policzki były zaróżowione od mrozu. W dłoni trzymał papierową torbę z nazwą sklepu, której nie potrafiła dostrzec. To był pierwszy raz od siedmiu lat, kiedy stanęła z nim twarzą w twarz. I to był ten moment, w którym powróciły wszystkie bolesne wspomnienia - lata wyzwisk, lata upokorzeń. I jedyne, co chciała zrobić to po prostu uciec...Ale była jak sparaliżowana.
- Czego chcesz, Malfoy? - Syknęła pociągając nosem. Nie wiedziała czy to ten przejmujący chłód czy jego obecność, ale nagle temperatura wokół niej spadła o kilka stopni.
- Mam nadzieję, że dostałaś moje zaproszenie i jak mniemam masz zamiar się pojawić - stwierdził, a ona po prostu tam stalla i spoglądała w jego stalowe tęczówki i powoli zatracała się w bolesnej przeszłości, jaką ten człowiek ciągnął za sobą.
- Nie mam takiego zamiaru, Malfoy. Twoja świąteczna impreza obędzie się bez jednej szlamy - wydusiła z siebie zanim zdążyła ugryźć się w język. Uniósł brew, a ona już wiedziała, że powiedziała zbyt wiele.
- Rozumiem Granger, że to nie jest twój wymarzony sposób na spędzenie sobotniego wieczoru, ale przemysł to jeszcze. Jak często masz okazję spotkać się ze wszystkimi tymi, których tak uwielbiałaś w szkole? Moj dom jest na tyle duży, że z pewnością uda ci się mnie unikać - i widziała zmianę w jego oczach, a jego głos znów był lodowaty i przeszywał ją na wskroś. I jeżeli było to możliwe, zraniła Malfoy'a.
- Nie to miałam na myśli...
- Twoja nienawiść jest wypisana na twojej twarzy i w twoim spojrzeniu. Nie próbuj kłamać. Nigdy nie umiałaś - był odległy, jeszcze bardziej niż kiedyś. Jego spojrzenie było wrogie i puste, a poczucie winy, jakie w niej rozkwitło z każdą sekundą było tylko większe i większe.
- Przemyślę to - szepnęła i spuściła głowę, przegrywając tym samym kolejną ich małą wojnę.
- Oboje wiemy, ze przyjdziesz. Do zobaczenia, Granger - wyminął ją i ruszył przed siebie zaśnieżoną uliczką. I w jednej chwili straciła całą radość z tego pięknego popołudnia, którym tak cieszyła się jeszcze niedawno. Czuła jak jej dolna warga zaczyna drgać, a oczy pokrywają się mokrą powłoką. To nie wróżyło nic dobrego. Wyjęła z małej czarnej torebki swoją różdżkę i machnęła nią raz, a po chwili już jej nie było. Teleportowała się pod drzwiami swojego mieszkania na poddaszu w jednej z kamienic na obrzeżach miasta. Przekręciła klucz w zamku i weszła do środka. Odwiesiła swój płaszcz i zrobiła kilka kroków w stronę kuchni, ale przystanęła spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Nie wiedziała, w którym momencie zaczęła płakać, ale lży spływały potokami po jej bladych policzkach. I doskonale znała powód, dla którego płakała. Usiadła na kanapie w salonie i zamknęła oczy. Z kominka dobywało się przyjemne ciepło - zupełnie jak w Pokoju Wspólnym w Hogwarcie. I mimowolnie przeniosła się pamięcią do tamtych chwil, w których beztroskie dni spędzała na rozmowie z przyjaciółmi. I chociaż miała ich po dziś dzień, wszystko się zmieniło. Każdy założył rodzinę i wiódł swoje szczęśliwe życie. A ona została przytłoczona ogarniającą ją samotnością. Każdego wieczora, gdy wracała z pracy uderzała w nią ze zdwojoną siłą. Była w każdym zakamarku jej małego mieszkania. Towarzyszyła jej zawsze i wszędzie, była niczym jej cień. Była niczym jej rodzona siostra, z którą została zespojona i której nie dało się pozbyć. I na pozór szczęśliwa Hermiona przepłakiwała każdy zimowy wieczór wpatrzona w ogień trzaskający w kominku. I nawet teraz nie mógł pocieszyć jej zapach cudownej świerkowej choinki, która przepięknie mieniła się w blasku płomieni ani delikatne świąteczne melodie sączące się z głośników.

Hermiona znów spędzała kolejny wieczór w Ministerstwie. Nienawidziła swojej papierkowej roboty, ale to ona zdawała się być jedyną ucieczką od samotności. Dzisiaj jednak chciała móc wrócić już do domu. Od samego rana nie czuła się najlepiej - wszystko wypadało jej z rąk i stale się o cos potykała. Sytuację pogorszył poranny telefon od ojca, który oznajmił jej, że zdecydowali się z jej matką spędzić te święta w Egipcie. A to dla samej Hermiony znaczyło mniej więcej tyle, co samotny wieczór. Nie chciała wychodzić sama do państwa Weasley. To nie tak, że czułaby się tam źle...po prostu nie mogłaby czuć się komfortowo. Nie mogłaby znieść tej miłości...miłości, której ona sama nie miała. Rzuciła papierami na biurko i wyszła z gabinetu trzaskając drzwiami. Musiała zaczerpnąć świeżego powietrza i najlepiej wypić kubek gorącej kawy. Tylko to mogło ją uspokoić. Dopadła do windy niczym pocisk i weszła do środka. Oparła się o tylną ścianę i spuściła głowę. Patrzyła jak drzwi pomału się zasuwają, ale wtedy stanął w nich wysoki blondwłosy mężczyzna. Na jego widok Hermiona żałośnie jęknęła w duchu. Był ostatnim człowiekiem, którego chciała teraz spotkać.
- Dzień dobry, Granger - spojrzał na nią lodowatym wzrokiem i odwrócił się twarzą do wyjścia.
- Dla kogo dobry dla tego dobry - mruknęła i przygładziła swoją bordową spódnicę, na której nagle zauważyła zbyt wiele nieidealnych zagięć. Podniosła głowę, a jej oczy utkwiły w jego plecach. Wyglądał jak zawsze perfekcyjnie - garnitur leżał na nim tak, jakby był uszyty na zamówienie. Na marynarce nie było żadnych zagnieceń czy nierówności. Prezentował się iście posągowo, i o ile zazwyczaj dla Hermiony nie było to żadną pozytywną cechą, w jego wypadku było. Zauważyła także, że wciąż lubował się w przydługich włosach. I z niechęcią przyznała samą przed sobą, że ten człowiek fascynował ją swoją fizycznością...i tylko nią. To odkrycie było dla niej tak gwałtowne, że zachłysnęła się wdychanym powietrzem. Jej płuca skurczyły się i nie chciały zrobić kolejnego wdechu. W tej samej chwili usłyszała charakterystyczny odgłos oznajmiający, że winda dotarła na parter. Omijając Malfoya dosłownie wypadła na główny korytarz w Ministerstwie, a później ile sił w nogach pobiegła nim do głównego wyjścia. Chwilę później znalazła się na małej uliczce, która była całkiem pusta. Oparła się o fasadę budynku i głęboko oddychała próbując przywrócić normalny obieg krwi w organizmie.
- Granger dobrze się czujesz? - Usłyszała po swojej lewej stronie, a coś w jej żołądku przetoczyło się na drugą stronę. Miała ochotę siarczyście zakląć, ale to nie byłoby na miejscu.
- Oczywiście Malfoy. Dziękuję za troskę - prychnęła i odepchnęła się od ściany.
- Nie byłbym tego taki pewien - i słyszała w jego głosie rozbawienie, ale nie wiedziała, co było jego przyczyną.
- A to niby, dlaczego? - Odwróciła się w jego stronę i buntowniczo spojrzała w jego piękne niebieskie oczy.
- Niech pomyślę...Być może, dlatego, że mamy połowę grudnia, a ty stoisz na śniegu w samym żakiecie? Ah nie, to chyba jednak nie to - przeklęta fretka miała rację. W pośpiechu zapomniała o swoim płaszczu i teraz będzie musiała po niego wrócić.
- Niech cię szlak, Malfoy - prychnęła i zamierzała go wyminąć, ale przesunął się parę kroków w drugą stronę i zamiast swobodnie go obejść, dobiła do jego klatki piersiowej.
- Nie widzę powodu, dla którego koniecznie musiałabyś się wrócić. Zadbałem o wszystko - spojrzała na niego niczym na wielkanocnego zająca, któremu pomyliły się święta i z trudem przywołała się do porządku rozbawiona swoją wizją.
- Co ty kombinujesz? - Założyła na siebie płaszcz, który mężczyzna trzymał w dłoni. Jak to możliwe, że wcześniej go nie zauważyła?
- Postanowiłem, że zjesz ze mną lunch - stwierdził z powagą, a ona nie wiedziała jak się zachować, ponieważ jego słowa wydawały jej się być nad wyraz absurdalne.
- Rozczaruje cię Malfoy. Nigdzie się nie wybieram - założyła ręce na piersi i czekała na jego reakcję.
- Czyżby? Nie zamierzałaś udać się na kawę? - Jego lewa brew podjechała do góry, a spojrzenie na powrót stało się zimne i odległe. Malfoy znów pogrywał z nią w jakieś cholerne gierki.
- Upadłeś na głowę - syknęła i odwróciła się na pięcie. Ta mała uliczka zrobiła się nagle zbyt ciasna, aby mogła pomieścić te dwie osoby. Skręciła w prawo i przyspieszyła kroku. Miała nadzieję, że blondyn daruje sobie swoje idiotyczne pomysły, a ona w spokoju będzie mogła wypić swoją ulubioną kawę w ukochanej kawiarence, którą tak uwielbiała.
- Pędzisz tak, jakby goniło cię stado rozwścieczonych hipogryfów - stanęła jak sparaliżowana i była w tej chwili całkowicie pewna, że przed chwilą na jego twarzy widziała prawdziwy uśmiech. I wszystko stało się jasne - Malfoy potrzebował wizyty w Mungu.
- Teraz będziesz mnie śledził? - Prychnęła niczym rozjuszona kotka.
- Gdybyś była łaskawa zwolnić, nie musiałbym cię gonić. Ale przynajmniej szłaś w dobrym kierunku - w Hermionie się zagotowało. Nie miała najmniejszej ochoty na spędzanie wolnych chwil w towarzystwie tej fretki, którą najwyraźniej bawiła się naprawdę świetnie jej kosztem.
- Jedna kawa i dasz mi spokój - stwierdziła poważnym tonem i z nietęgą miną ruszyła przed siebie. Święta jak widać wpłynęły na Malfoy'a w zastraszająco zły sposób.
- Miałem na myśli lunch, ale dzisiaj możemy wypić razem kawę. Lunch zjemy innym razem - i to była chwila, w której brązowowłosa miała ochotę trzepnąć go w głowę.
- Malfoy, a czy ty, aby na pewno dobrze się czujesz? - Spytała wchodząc do wnętrza swojej ulubionej kawiarenki. Uwielbiała jej wystrój w tym właśnie okresie. W rogu pomieszczenia, które nie było monstrualnych rozmiarów, stalla piękna i kolorowa choinka, którą ustawiano każdego roku. Uwielbiała ją, chociaż odbiegała od jej gustu i w swoim domu z pewnością takiej by nie ustawiła, ale tutaj pasowała idealnie. Kochała także długą witrynę gdzie wystawiono najróżniejsze przysmaki, które swoim pięknym wyglądem zachęcały do jedzenia. Czuła się tutaj jak w chatce św. Mikołaja. Brakowało jeszcze tylko elfów robiących zabawki. Tak, to zdecydowanie było jej ulubione miejsce. Usiadła przy stoliku, który był przy samej szybie, bo lubiła spoglądać za okno i podziwiać padający śnieg. Malfoy usiadł na przeciwko niej zaraz po tym jak odwiesił ich płaszcze na wieszak.
- Czuje się znakomicie, Granger. Dziękuję za troskę. Skąd wiedziałaś, że lubię to miejsce? - Odwróciła głowę w jego stronę i spojrzała zaskoczona w jego akwamarynowe oczy, w których próbowała doszukać się czegokolwiek...ale jego oczy nie wyrażały żadnych uczuć. Po prostu na nią patrzył.
- Nie wiedziałam. Zawsze tutaj przychodzę - wzruszyła ramionami i na powrót wpatrzyła się w sypiący na zewnątrz śnieg. Sama nie wiedziała, dlaczego tak jest, ale grudzień był jej ulubionym miesiącem w roku i chociaż nienawidziła zimy; grudniowe dni, kiedy na zewnątrz zalegał biały puch i świeciło piękne słońce sprawiały, że naprawdę chciało jej się żyć.
- Co dla ciebie zamówić?
- Cynamonowe latte i czekoladową babeczkę w kształcie renifera -odparła machinalnie nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. Usłyszała jak wstaje od stolika i podchodzi do lady. Dopiero wtedy odwróciła głowę i utkwiła swój wzrok w jego plecach. Jej uszu dobiegły słowa, które płynęły z radia...głupiutka popowa świąteczna piosenka, ale miała w sobie jej prośbę, którą wypowiadała co roku. Ona także chciała kogoś mieć, kogoś, do kogo będzie mogła się przytulić, po prostu kochać. I znów miała ochotę rozpłakać się jak małe dziecko, ale tutaj nie mogła. To nie było odpowiednie miejsce. Nie, kiedy on mogli zobaczyć. Zrobiła serię głębokich wdechów i wydechów, na siłę chciała skierować swoje myśli na inny tor. Chwile później blondyn postawił przed nią jej zamówienie i zajął swoje miejsce. Upiła łyk gorącej kawy i jej humor odrobine się poprawił, ale to być może, dlatego, że piosenka się skończyła i przestała ją analizować w myślach.
- Malfoy, a teraz podaj mi prawdziwy powód, dla którego mnie tutaj zaciągnąłeś - spojrzała na niego znad swojej szklanki z cynamonowym napojem.
- Granger o ile się nie mylę to ty mnie tutaj zaciągnęłaś, ale jeżeli mówisz o wspólnym wypiciu kawy, to no cóż...był mój kaprys - odchylił się na krześle, a to niebezpiecznie uwydatniło jego klatkę piersiową i Hermiona ze wszystkich sił musiała powstrzymać się przed westchnięciem. Że też Malfoy musiał być przystojnym mężczyzną. Jego uroda i ślizgoński charakter to od zawsze była zbyt niebezpieczna mieszanka.
- Jak często miewasz kaprysy związane ze szlamami? - Oparła głowę na dłoni i próbowała doszukać się jakiejś zmiany w jego zachowaniu, ale nie dostrzegła niczego. Wciąż był niczym martwy posąg.
- Granger, jeżeli będziesz żyła przeszłością nigdy nie będziesz szczęśliwa - stwierdził rzeczowo, a ona była całkowicie zbita z pantałyku.
- O czym mówisz?
- Obserwowałem cię tamtego dnia na Pokątnej dłużej niż mogłabyś przypuszczać - nie sadziła, że mógłby to robić.
- Dlaczego? Kolejny kaprys? - Była  zaskoczona jego słowami.
- Możesz to tak nazwać. Nie sądziłem, że zobaczę cię wcześniej aniżeli na moim przyjęciu świątecznym - poprawił niesforny kosmyk włosów, który zsunął się na jego oko.
- Nie mogłeś mieć pewności, że się pojawię - prychnęła.
- Rozmawialiśmy już na ten temat. Nie lubię się powtarzać, Granger. Sama przyznaj, że byłaś zaskoczona tą sytuacją - czyżby była tak przewidywalna? Musiała. Malfoy nie mogli znać jej tak dobrze, podczas gdy ona nie znała go wcale.
- Prawdę mówiąc miałam nadzieję nie zobaczyć cię już nigdy w życiu - wycedziła. Wezbrała w niej złość, której nie chciała hamować. Należało mu się za wszystkie noce, które przepłakała z jego powodu.
- Rozumiem doskonale twoją złość, Granger. Powiedziałbym, że ludzie się zmieniają, ale to nieprawda. Ludzie po prostu dorastają i z czasem zaczynają rozumieć swoje błędy. Nie jestem dumny z tego, kim bylem w szkole, ale nie zmienię przeszłości. Mogę zmienić tylko swoją przyszłość, bo ona zależy już tylko ode mnie - spojrzała w jego oczy, które emanowały szczerością i to właśnie one sprawiły, że naprawdę uwierzyła w jego słowa.
- A jaki ja mam z tym związek? - Nie rozumiała jego postępowania.
- Jesteś częścią przeszłości, którą mogę zmienić, choć odrobinę. Jeżeli sprawię, że przestaniesz mnie nienawidzić, będę mógł spokojnie patrzeć w przyszłość.
- Wiec chodzi o twoje czyste sumienie. Ślizgon zawsze pozostanie ślizgonem - wywróciła oczami.
- Nie chodzi tylko o mnie. Chodzi tez o ciebie. Mówiłem już, że nie będziesz szczęśliwa pałając do mnie ukrytą nienawiścią. Musisz pozwolić przeszłości odejść...

Wpatrywała się w krajobraz za oknem, a raczej śnieżycę, która rozpętała się kwadrans temu i nie zapowiadało się, że szybko się skończy. W dłoniach trzymała kubek z gorącą herbatą i otuliła się szczelniej kocem. Nie miała ochoty nigdzie wychodzić. Była pochłonięta swoimi myślami, które nie dawały jej spokoju od paru dni. Przyjęcie u Malfoya zbliżało się wielkimi krokami i jeżeli z początku uważała ten pomysł za idiotyczny, a wręcz absurdalny; po dwóch godzinach spędzonych w jego towarzystwie, zmieniła zdanie. Po głowie wciąż tłukło się jej jedno zdanie - musisz pozwolić przeszłości odejść. Zrobiła to nieświadomie tamtego popołudnia, kiedy po raz pierwszy w Malfoyu zobaczyła człowieka. Nie ślizgona, nie paskudną tchórzofretkę, ale człowieka dotkniętego takimi samymi problemami, które one posiadała. Te kilkadziesiąt minut pozwoliło jej zrozumieć, że ten chłopak, który uprzykrzał jej szkolne życie naprawdę dorósł. Jego poglądy odpowiadały teraz poglądom dwudziesto-pięcioletniego mężczyzny, który był poważanym biznesmenem. I zdawało jej się, że z tamtego nastolatka nic już w nim nie pozostało, ale to wciąż był ten sam człowiek - wciąż miał zimne spojrzenie, które teraz nie wyrażało żadnych emocji, wciąż zachowywał dystans do każdej napotkanej osoby i wciąż nie potrafił zinterpretować ludzkich uczuć. Dopiero teraz zrozumiała, jakie podłoże miało jego zachowanie, zarówno kiedyś jak i dziś -samotność była wszystkiemu winna. Rozumiała to doskonale, a tym bardziej, kiedy otrzymała wyjca od Ginny, która nie wyobrażała sobie tego wieczora bez Hermiony. Brązowooka wyobrażała go sobie dokładnie na odwrót. W tym roku chciała spędzić ten wieczór w swoim zaciszu, w tegoroczne święta straciła ochotę na okazywanie szczęścia, którego wcale nie miała pod dostatkiem. Uśmiechała się na widok oświetlonych ulic, napotykanych choinek i wszystkiego, co tworzyło tą wspaniałą atmosferę, ale to nie zmieniało faktu, że nie była szczęśliwa. Święta kojarzyły jej się tylko ze wspólnymi tradycjami i tym specyficznym klimatem, dla niej były dokładnie tym, ponieważ Hermiona nie była osobą wierzącą.


Na dwa dni przed świątecznym przyjęciem Malfoya, a tydzień przed gwiazdką, Hermiona wciąż nie wiedziała, co powinna na siebie założyć. Kiedyś pewnie by się tym nie przejęła i założyła cokolwiek, co znalazłaby w szafie. Dziś jednak było inaczej, była to szczególna okazja, która wymagała odpowiedniego stroju. I tak właśnie od trzech dni każde popołudnie spędzała w sklepie na poszukiwaniu kreacji idealnej i za każdym razem kończyło się to rozczarowaniem. Na sklepowych wieszakach wisiało mnóstwo pięknych sukienek i brązowowłosa parę razy już sadziła, że znalazła tą idealną, ale kiedy tylko weszła do przymierzalni jej nadzieje pryskały niczym bańki mydlane. A to był nie ten krój, nie ten kolor albo wzór. Tym sposobem obeszła kilkanaście sklepów i odrzuciła kilkadziesiąt propozycji. Tak oto czwartkowego grudniowego popołudnia weszła do kolejnego butiku z zapałem małym niczym orzech laskowy. Była niemal pewna, że i tutaj nie znajdzie niczego godnego Malfoy‘a, ale kiedy jej wzrok padł na czarną rozkloszowaną sukienkę w złote barokowe wzory już wiedziała, że to ta idealna. Czym prędzej zabrała ją z wieszaka i weszła do przymierzalni. Ta sukienka musiała na nią pasować, nie brała innej opcji pod uwagę. Zapięła kryty zamek błyskawiczny z tyłu i wyszła na zewnątrz. Stanęła przed wielkim lustrem pośrodku salonu i zamarła. W lustrzanym odbiciu ujrzała nie tylko siebie w pięknej sukience, ale i Malfoya. Zamknęła oczy sadząc, że to tylko jej wyobrażenia. On przecież nie mogli naprawdę tam stać. To nie było możliwe. Zbyt często ostatnio o nim myślała i to, dlatego jej mozg płatał jej figle. Otwarła oczy, a on wciąż tam był. Opierał się o wieszak dokładnie na wprost niej z nogami założonymi w kostkach. Wyglądał tak wspaniale jak tamtego dnia w kawiarni. Hermiona poczuła jak nogi nagle zaczynają jej drzeć. Ze strachem zerknęła w lustro - jej fryzura na szczęście nie była całkiem zniszczona przez wiatr, a makijaż nie do końca zmazany przez obfity śnieg. Mimo wszystko nie wyglądała tak perfekcyjnie, jakby chciała w jego obecności. Odepchnął się od wieszaka i podszedł parę kroków w jej stronę.

- Granger ta sukienka wygląda na tobie obłędnie, ale lepiej wyglądałaby w srebrnej tonacji - szepnął w jej ucho i położył swoją dłoń na ogromnym wycięciu na plecach. Jej ciało przeszył prąd. Jego ręka była chłodna, ale niesamowicie delikatna i gdyby nie ona, z pewnością leżałaby już na ziemi.
- Nie lubię srebra, Malfoy - prychnęła i odsunęła się o jeden krok w stronę przymierzalni. Był zbyt blisko niej, a to zaczęło wyzwalać w niej niekontrolowane reakcje, których sama nie była w stanie przewidzieć. W jego obecności nawet chwilowy brak samokontroli mogli oznaczać katastrofę.
- Ale ja lubię - dodał z tym swoim tajemniczym uśmieszkiem, którym raczył ją przy każdym ich spotkaniu.
- Wiec powinieneś sobie taką sprawić - spojrzała na niego lodowatym wzrokiem, a na jego twarzy błąkało się pewnego rodzaju rozbawienie.
- Zdecydowanie wolę oglądać w niej ciebie - odrzekł zimnym głosem i odwrócił się na pięcie. Hermiona odetchnęła z ulgą i weszła z powrotem do wnętrza małego pomieszczenia, zasłaniając czarną kotarę. Więc nie tylko ona uważała, że ta sukienka pasuje do niej idealnie.
- Granger nie waż pojawić się w sobotę w czymś innym na progu mojego domu - usłyszała zza kotary i pisnęła przerażona. Była pewna, że mężczyzna już dawno opuścił sklep. Przez chwilę wyczekiwała kolejnego odzewu z jego strony, ale kiedy taki nie nadszedł prychnęła tylko z irytacją. W pospiechu zdjęła z siebie ową kreację i przebrała w swoje ubrania. Chwilę później płaciła już w kasie. Cokolwiek by nie powiedziała, sukienka była dla niej stworzona.

Teleportowała się na dróżce prowadzącej do ogromnej rodowej rezydencji Malfoyów, która wyglądała teraz niewyobrażalnie pięknie. Olbrzymich rozmiarów biały budynek z czarnym dachem, który magicznie nie pokrywał się śniegiem w zimowej scenerii prezentował się nad wyraz majestatycznie. Rozmarzonym wzrokiem rozejrzała się wokół siebie. Ogród wyglądał niesamowicie przykryty białą puchową kołderką. Kilka sekund później ruszyła przed siebie brukowaną ścieżką wiodącą wprost pod główne wejście. Weszła po dwóch schodkach na pokaźnych rozmiarów werandę i nacisnęła na dzwonek. Mimo ciepłego płaszcza, który na sobie miała jej strój nie był idealny na tą pogodę. Czarne wysokie czółenka z pewnością nie nadawały się na dziesięciostopniowy mróz, dlatego z ogromną ulgą przyjęła otwierające się przed nią drzwi i kamerdynera, który zaprosił ją do środka. Odebrał jej płaszcz, a ona swobodnie mogła wejść dalej. Zewsząd dobiegał ją gwar rozmów, co oznaczać mogło, że większa część gości już przybyła. Przekonała się o tym przechodząc przez podwójne białe drzwi, za którymi znajdowała się ogromna sala bankietowa, która spokojnie mogła pomieścić setkę osób. Z uśmiechem kroczyła przed siebie, co jakiś czas witając się z dawnymi znajomymi. Z większością z nich kontakt straciła tuż po zakończeniu szkoły, a to spotkanie mogło być ich jedyną okazją do odnowienia dawnych przyjaźni. Kątem oka dostrzegła przy stole z przekąskami swoją najlepszą przyjaciółkę.
- Ginny! - pisnęła cicho stając koło niej. Zlustrowała ją wzrokiem i musiała przyznać, że pani Potter prezentowała się naprawdę fenomenalnie w długiej bordowej sukience i wielkim złotym naszyjniku. Tylko jej rozpuszczone włosy, jakby w nieładzie, nadawały temu eleganckiemu strojowi odrobine codzienności.
- Hermiona dobrze, że jesteś. Już myślałam, że będę stała tutaj sama do końca wieczoru. Harry z Ronem zniknęli z jakimś kolegą z drużyny, Levander plotkuje z koleżankami. Byłaś moją ostatnią nadzieją - Hermiona uśmiechnęła się pod nosem i przyglądała się zebranym. Większości z nich nie poznałaby po tych wszystkich latach. Czas zmienia ludzi i Granger widziała to doskonale. Kilka minut później zapanowało milczenie, a kiedy brązowowłosa odwróciła głowę w prawą stronę - zrozumiała dlaczego. Malfoy stał na samym środku wyglądając niczym ósmy cud świata. Jego czarny garnitur z połyskiem wyszywany był srebrną nicią, która delikatnymi refleksami odbijała żółte światło padające z kryształowego żyrandola przy suficie. Jego włosy były parę centymetrów krótsze niż przy ich ostatnim spotkaniu, ale jego oczy wciąż tak bardzo ją fascynowały. Zastanawiała się jak to możliwe, że ten człowiek zaczął ją tak interesować. Zaprzątał jej myśli każdego dnia, a od kiedy uświadomiła sobie, że przestał podobać jej się tylko fizycznie - bilo jeszcze gorzej. Była tak pochłonięta obserwacjami, że nie zauważyła nawet kiedy na nowo rozpoczęto rozmowy, z głośników popłynęła delikatna muzyka i zniknęła Ginny. Ona wciąż spoglądała w jeden punkt, ale jego teraz już tam nie było.
- Wiedziałem Granger, że ta sukienka jest dla ciebie stworzona. Mimo wszystko żałuję, że nie jest srebrna - wzdrygnęła się delikatnie. Zbyt często ją zaskakiwał swoim niespodziewanym pojawieniem się, ale jego glos pozwolił jej na wyrwanie się z letargu.
- Nie mogłaby być. Czerń i srebro to twoje kolory - spojrzała na niego mętnym wzrokiem.
- Zawsze mogłyby być nasze i wtedy wszyscy pomyśleliby, że jesteśmy tutaj razem. Cóż to byłaby za niesamowita plotka - podekscytowanie w jego glosie było tak ironiczne, jak tylko mogłoby być.
- Naprawdę wspaniała. Tylko nikt by w to nie uwierzył, Malfoy - szepnęła. Nie wiedziała kiedy odległość między nimi tak drastycznie się zmniejszyła, że niemal stykali się nosami.
- A ty byś uwierzyła? - i spoglądając w jego oczy; wiedziała, że to pytanie było całkowicie szczere. On naprawdę chciał poznać na nie odpowiedź.
- Nie - odparła krótko. Mogłaby przysiąc, że przez moment widziała żal w jego oczach, ale to uczucie zniknęło z nich szybciej niż się pojawiło, przez co wmówiła sobie, że tylko jej się wydawało.
- Wiesz Granger, byłem ciekaw czy rozmyślałaś o tym jakby to było gdybyśmy mieli okazję czule i namiętnie się kochać, w sensie takiej fantazji... To dość intymne pytanie…chyba jednak nic złego w nim nie ma - szepnął wprost do jej ucha i dobrze, że Hermiona w ostatniej chwili zdążyła przełknąć łyk wina, który zrobiła ponieważ w tym momencie z pewnością by się nim krztusiła, zwracając przy okazji uwagę wszystkich na siebie. Spojrzała na blondyna załzawionymi oczami, a jego postawa była niewzruszona, zupełnie tak, jakby zapytał ją o pogodę.
- Malfoy to ostatnia rzecz, o której bym ci powiedziała - oparła się dłonią o stół i usiłowała wyrównać swój nierówny oddech.
- Szkoda Granger, ale może kiedyś ja opowiem ci o moich - zaszczycił ją ostatnim spojrzeniem i odszedł. Wpatrywała się martwym wzrokiem w swoje dłonie. Nie rozumiała jego zachowania. Zaskakiwał ją od ich pierwszego spotkania na Pokątnej i z każdym dniem był coraz dziwniejszy. Tego wieczora wielokrotnie próbowała odnaleźć go wśród ich rocznika z Hogwartu, ale jej się to nie udało. Nie zobaczyła go już ani razu, ani razu też nie usłyszała jego głosu. I w pewien sposób była tym rozczarowana bo Malfoy był jedynym powodem, dla którego się tutaj pojawiła.

W wigilijny wieczór Hermiona usiadła przed ekranem telewizora ubrana w jeden ze swoich dresów, które tak lubiła. Spojrzała na zegarek, a przez jej twarz przemknął wyraz smutku i rozczarowania, ale pretensje mogła mieć tylko do siebie. To ona podjęła taką decyzję i tylko ona mogła ją zmienić, a mimo to została w domu. To miały być jej pierwsze święta, w które nie obudzi się w Norze i pierwsze święta, które spędzi sama w swoich czterech ścianach. Zastanawiała się, co teraz robią jej rodzice i czy Weasleyowie złożyli sobie już życzenia i zasiedli do wspólnego posiłku. Mimo samotności, którą odczuwała ze zdwojoną siłą, wciąż nie miała ochoty by wyjść gdziekolwiek. Dzięki uprzejmości Mollly nie zabraknie jej łakoci więc w spokoju mogła poświęcić tę noc na oglądanie romantycznych świątecznych filmów, które zawsze miały te piękne pocałunki pod jemiołą. To właśnie dlatego tak bardzo jej nienawidziła - ona sama pragnęła takiego wigilijnego wieczoru spędzonego ze swoim ukochanym. Wzięła do ręki pachnący pierniczek i nakryła się puszystym kocem. Na jej twarz padało białe światło choinkowych lampek, które pięknie odbijało się od bombek w tym samym kolorze. Zielone drzewko przystrojone białymi ozdobami i takimi samymi światełkami od lat było jej marzeniem, ale dopiero w tym roku pozwoliła je sobie zrealizować. Zerkając na srebrną gwiazdę na samym czubku, uśmiechnęła się sama do siebie, a jej myśli mimowolnie pofrunęły ku Malfoyowi. Była ciekawa jak on spędza ten wieczór, była ciekawa czy jest sam a może z jakąś kobietą. Nie dane jej jednak było kontemplować w spokoju gdyż rozległ się dzwonek do drzwi. Zerknęła na zegarek, który wskazywał prawie godzinę dwudziestą. Nie spodziewała się gości, a już z pewnością nie o tej porze. Poczłapała do drzwi i otwarła je z rozmachem. To, co zobaczyła, sprawiło, że miała ochotę paść na zawał.
- Malfoy, co ty tutaj robisz? - glos jej drżał, a ręce się trzęsły. Blondyn ubrany w czarną flauszową kurtkę, na której leżało mnóstwo białych płatków wyglądał jak z obrazka namalowanego przez najlepszego z malarzy.
- Słyszałem, że spędzasz dziś samotny dzien. To zupełnie tak, jak ja. Pomyślałem więc, że możemy spędzić go samotnie we dwójkę - zaszczycił ją delikatnym uśmiechem i nie czekając aż otrząśnie się z szoku, wcisnął się do środka i zamknął drzwi.
- Mówił ci już ktoś, że to niegrzecznie przychodzić bez zapowiedzi? - spytała zakładając ręce na piersi.
- Ktoś o tym wspominał, ale gdybym zapowiedział swoją wizytę prawdopodobnie zmieniłabyś zdanie, co do swojego pobytu u tego rudego wypłosza - odwiesił swój płaszcz na wieszak, a jej do ręki wcisnął butelkę czerwonego, półwytrawnego wina. Skąd wiedział, że to jej ulubione?
- Czuj się jak u siebie - prychnęła z irytacją i udała się do kuchni. Wyjęła z jednej z szafek dwa kieliszki i wróciła do salonu, gdzie Malfoy z zainteresowaniem wpatrywał się w ekran telewizora.
- Nie sądziłem, że zamierzasz oglądać takie badziewia - brązowowłosa przewróciła oczami. Jego zimny ton sprowadził ją do pionu i przypomniał jej o dystansie jaki między nimi był od zawsze.
- Przypomnę ci, że planowałam obejrzeć go w samotności - usiadła obok niego i chwyciła za pilota, pogłaśniając odrobinę. Kątem oka zauważyła jak nalewał wina do kieliszków, a później podał jej jeden z nich.
- Jakoś przeżyję - westchnął teatralnie i rozsiadł się wygodnie.
- Skąd wiedziałeś, że to moje ulubione? - zapytała upijając łyk bordowego napoju.
- Zapytałem wiewióry - spojrzała na niego zdziwiona. Czyżby planował to wcześniej?
- Nie patrz na mnie jakbym był duchem. Mówiłem ci już, że mam zamiar sprawić abyś przestała mnie nienawidzić. Święta nadają się do tego idealnie - jeżeli on wciąż sądził, że pałała do niego nienawiścią to był w ogromnym błędzie.
- Nie lubię kiedy coś planuje się bez mojej wiedzy. Zapamiętaj to sobie na przyszłość - odwróciła głowę w drugą stronę. Był zbyt blisko będąc jednocześnie zbyt odległym. Bo jedyne czego pragnęła od ostatnich paru dni to to, by móc wtulić się w jego klatkę piersiową i zasnąć. W jego obecności czuła się bezpieczna, a od wewnątrz rozpalało ją niesamowite ciepło.
- Dla pewności sobie to zapiszę - burknął, a ona się roześmiała. Chcąc czy nie, musiała przyznać, że ten cholerny ślizgon miał poczucie humoru, ale czy było cos, czego nie miał?
- Powiesz mi dlaczego zorganizowałeś to przyjęcie? Nie uwierzę w to, że miałeś taki kaprys. Rozpłynąłeś się na nim w powietrzu - znów spojrzała w jego oczy, w których mogłaby utonąć.
- Czyżbyś mnie szukała? - uniósł jedną brew do góry, a ona spuściła wzrok zmieszana.
- Ja... - zaczęła, ale słowa nie potrafiły przecisnąć się przez gardło.
- Wiem, że tak. Obserwowałem cię cały wieczór. Wszystko zorganizowałem z myślą o Tobie, ale zdążyło się wymknąć spod kontroli - teraz to on usilnie starał się nie patrzeć na nią.
- Co masz na myśli? - odstawiła pusty kieliszek na stół i zorientowała się, że w tym krótkim czasie zdążyli opróżnić już prawie całą butelkę.
- Ciebie. Jesteś tak samo nieprzewidywalna jak lata temu. Tamto spotkanie na Pokątnej sprawiło, że moje intencje się zmieniły. Moje uczucia także. Obserwowałem cię wtedy. Twój wzrok, z którego dosłownie krystalizował się wokół ciebie smutek i ból sprawił, że zapragnąłem sprawić, abyś była szczęśliwa. I tak już pozostało - odwrócił się w jej stronę, a wszelkie maski opadły. Siedział przed nią, tutaj i teraz, obnażony ze wszystkich myśli i uczuć. Zaczerpnęła powietrza, ale na wydech zabrakło już sił.
- Powinnam przynieść drugie wino - rzuciła w pośpiechu i wstała z kanapy. Serce waliło jej jak młot, a ręce drżały. Czyżby jego uczucia były takie jak i jej? Były tak silne i niezrozumiane, że jedyne, co mogli zrobić to po prostu poddać się im? Chwyciła drugą butelkę i odwróciła się na pięcie. Odbiła się od jego klatki piersiowej niczym kauczukowa piłeczka, którą on powstrzymał przed upadkiem. Położył swoje ręce na jej plecach i nie zabrał ich stamtąd nawet kiedy miał już pewność, że odzyskała równowagę. Nie słyszała nawet kiedy poszedł za nią, nie słyszała jak wszedł do pomieszczenia. Nie słyszała niczego poza łomotaniem swojego serca. Spojrzała w jego niebieskie jak ocean oczy, a butelka wyślizgnęła się jej z rąk i z hukiem upadla na podłogę, roztrzaskując się w drobny mak. Jego spojrzenie było tak intensywne i tak cieple, że wydawało jej się iż to tylko jej wyobraźnia, a chwilę później jej świat runął w przepaść. Zabrał jedną dłoń z jej pleców i przejechał dłonią po jej zaróżowionym policzku, a potem wsunął ją we włosy przysuwając bliżej swoją twarz, pocałował ją tak, jak nie robił tego wcześniej nikt inny. Wzmocnił uścisk drugiej ręki tak, że mimowolnie przykleiła się do jego ciała. Zarzuciła mu ręce na kark i z całą mocą oddawała pocałunek starając przelać się w niego wszystkie swoje uczucia. I słyszała, że jego serce bije tak samo szybko i mocno jak jej. Po chwili z trudem się od niej oderwał, ale nie wypuścił ze swych objęć, a ona dopiero teraz zauważyła, że nad ich głowami unosi się gałązka jemioły. Kiedy zdążył ją wyczarować? I skąd to wiedział? Zetknął swoje czoło z jej i przytulił ją jeszcze mocniej.
- Właśnie roztrzaskałam przez ciebie butelkę wina za sto funtów - wydyszała. W jej glosie słychać było pretensje, ale oczy błyszczały radością.
- Było warto? - szepnął wprost w jej usta.
- Było - zdarzyła mruknąć zanim znów ją pocałował.

W pierwszy dzień świąt bożego narodzenia obudził ją zapach cynamonowej kawy. Przeciągnęła się niczym kotka i z uśmiechem na twarzy zarzuciła na ramiona białą koszulę chłopaka. Wyszła z pokoju i korytarzem przeszła do kuchni. Oparła się o framugę w drzwiach i obserwowała jak blondyn krząta się po jej kuchni. W myślach odnotowała, że ten widok mogłaby podziwiać każdego ranka.
- Wesołych świąt - szepnęła wchodząc do środka. Mężczyzna odwrócił się w jej stronę i widziała delikatny uśmiech na jego twarzy, ale najważniejsze były oczy. I kiedy teraz w nie spoglądała, dosłownie błyszczały.
- Wesołych - mruknął i podał jej wysoką szklankę z parującym napojem - właśnie spełniło się twoje świąteczne życzenie.
- Szkoda tylko, że w najgorszej postaci - uśmiechnęła się szeroko i odstawiła szklankę na blat po czym wtuliła się w niego jak w misia. Objął ją ramieniem i pocałowali w czoło.
Miał rację. Spełniło się jej największe marzenie. Jej największym szczęściem okazał się być ktoś przez kogo kiedyś wiele wycierpiała, ale wystarczyło by pozwoliła przeszłości odejść i dopiero wtedy mogła zobaczyć jak wspaniała czeka ją przyszłość. Od tej pory każde święta miały być szczęśliwe, a ona nigdy już miała nie być samotna.



~*~


Gdyby ktoś zastanawiał się dlaczego powstała ta miniaturka, odpowiedź jest prosta - to historia, którą ja zawsze chciałam przeczytać. Ot tak łatwa, miła i przyjemna, ze szczęśliwym zakończeniem w świątecznym klimacie.

Chcę życzyć wszystkim moim czytelnikom wspaniałych świąt, w które może ziszczą się wasze marzenia, a w nowym roku wytrwałości w dążeniu do celów. Bo swoim marzeniom czasem wystarczy tylko trochę dopomóc. Życzę także wam wszystkim powodzenia na egzaminach, zarówno gimnazjalnych jak i dojrzałości. 
A sobie życzę, aby kolejny rok był lepszy niż ten, bo to właśnie teraz pozwoliłam swojej przeszłości odejść. Mam nadzieję, że w kolejnym roku uda mi się powrócić do częstszego pisania i moja wena przebudzi się ze snu zimowego. 

13 komentarzy:

  1. tak, zdecydowanie idealna miniaturka na święta; bez zbędnych powikłań, podchodów - każdy jest taki jakiego go dobrze znamy; historia tak cudowna, że w prawdziwym świecie nierealna, a szkoda... wesołych

    OdpowiedzUsuń
  2. Miniaturka świetna.:D
    Dziękuję.:D
    Wesołych świąt.:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniała!! Nie dość, zę dłuuuuuga to jeszcze romantyczna! Ciepła! Taka jaka powinna być w Święta:):)! Rozpłynęłam się:)!Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowna, długa i romantyczna! Więcej takich proszę :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniała miniaturka.
    Na reszcie poczułam świąteczną atmosferę.
    Genialny pomysł.
    Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt!
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaka urocza! Czyta się to niesamowicie :)

    Wesołych Świąt!
    Lexie Song

    OdpowiedzUsuń
  7. Przypomniał mi się epilog Twojego pierwszego opowiadania na tym blogu i te reniferki...:)
    P.S. DZIĘKUJĘ :)))
    'Ellie

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowna miniaturka! Taka słodka i delikatna, a zarazem pełna różnych emocji i uczuć. Uwielbiam Twój sposób pisania!

    Życzę zdrówka, szczęścia i dużo weny na święta!

    Wesołych!

    OdpowiedzUsuń
  9. Pierwsze linijki piosenki Justina idealnie pasują jako tytuł. A końcówka miniaturki jest jak końcówka zwrotki 'But I'mma be under the mistletoe.'
    Nie tylko ty chciałabyś przeczytać takie coś, ja też i dziękuje ci, że to napisałaś. Jesteś cudowna.
    Uwielbiam takiego Draco i taką Hermione.
    Miniaturka jest niesamowita, ten świąteczny klimat, który opisałaś. Jak można go nie kochać? Aż miło siedzieć w pokoju gdzie obok jest pięknie ubrana i pachnąca choinka.
    Kawa z cynamonem, pierniczki ach! Moja magia świąt!
    Pozdrawiam i życzę weny na następne niesowite miniaturki.

    OdpowiedzUsuń
  10. Aż zatesknilam za świętami. W tej miniaturce , choć nie zdajesz sobie z tego sprawy, opisałaś także moje marzenia. Dziękuję ci za to <3
    H A R I E T T A

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie tylko ty chciałaś przeczytać taką historię, droga Autorko. Dziękuje, że i nam to umożliwiłaś.
    Co do miniaturki, to świetna. Wreszcie lekka historia o szczęśliwym zakończeniu.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie tylko ty chciałaś przeczytać taką historię, droga Autorko. Dziękuje, że i nam to umożliwiłaś.
    Co do miniaturki, to świetna. Wreszcie lekka historia o szczęśliwym zakończeniu.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy