wtorek, 12 września 2017

Womanizer

Brązowowłosa kobieta szybkim krokiem przemierzała wąskie uliczki swojego małego miasteczka. W jej głowie nie kłębiły się żadne myśli. Od dawna o niczym nie rozmyślała, o niczym nie marzyła. Można by nawet stwierdzić, że przez ostatnie kilka miesięcy jej życie było po prostu egzystencją. Z jej twarzy zniknął jakikolwiek uśmiech, a oczy straciły blask. Kiedy się śmiała to tylko z grzeczności i dla spokoju własnego ducha. Nienawidziła pytań, które zahaczały o jej prywatność. Lata temu nauczyła się grać. Później już tylko doskonaliła tę umiejętność. Dziś śmiało mogła stwierdzić, że w tej dziedzinie stała się ekspertką. Mimo wszystko nie pamiętała już momentu, w którym życie straciło wszystkie swoje barwy i odcienie. Pamiętała jednak dlaczego - po raz kolejny ją zraniono. A ona obiecała sobie, że to już ostatni raz kiedy na to pozwoliła.  To był ostatni raz kiedy pozwoliła komuś zabrać sobie kawałek swojej duszy. To był moment, w którym posunęła się za daleko. Przeszła granicę, której nie wolno przekroczyć. Tą granicę, za którą przestaje się być sobą. I dokładnie taka się stała. Z pełnej życia energicznej młodej kobiety pochłoniętej swoją największą pasją stała się po prostu skorupą, która musiała jakoś egzystować. Jej dni stały się smutne i szare, pozbawione jakichkolwiek kolorów. Po prostu budziła się każdego ranka, zakładała na siebie jakiekolwiek ubrania, które jakoś wpisywały się w odgórnie ustalone normy i wychodziła do pracy. Kiedy tylko ją kończyła wracała do domu, czasem robiąc po drodze jakieś małe zakupy i zamykała się w swoich czterech ścianach. Lata temu straciła kontakt ze swoimi przyjaciółmi. Po prostu ich drogi z czasem się rozeszły, a ona nie usiłowała go odnowić. Nie potrzebowała tego. Samotność zawsze była jej największą ostoją. Tylko ona zawsze przy niej była kiedy wszyscy inni się odwracali i odchodzili w swoje strony. Bo koniec końców to ona zawsze była tą, która była zraniona. Przywykła do tego, ale nigdy więcej nie chciała już się tak czuć. Uniosła głowę i spojrzała w niebo. I była pewna, że kiedyś na widok pierwszych słonecznych ciepłych promieni w zimie na jej twarzy zagościłby szeroki uśmiech, ale nie dziś. To nie miało znaczenia. Pogoda za oknem była jej całkowicie obojętna. Funkcjonowała jak bezuczuciowy robot, który po prostu musiał pracować żeby przeżyć. Kiedy doszła do końca jednej z wielu alejek, które mijała jej oczy dostrzegły znajomy zarys budynku. Przewróciła tylko oczyma i zsunęła torebkę z ramienia. Wydobyła z niej paczkę papierosów i po prostu jednego zapaliła. Jej brzydki nawyk, który przypętał się lata temu i jakoś z nią został. Kilkukrotnie próbowała rzucić palenie, ale nigdy jej się nie udało. Bo i nigdy nie widziała w tym sensu. Zawsze powtarzała sobie, że człowiek musi umrzeć tak czy inaczej. Pięć czy dziesięć lat wcześniej nie robiło jej jakiejś wielkiej różnicy. Oparła się o ścianę budynku i przymknęła oczy. Miała jeszcze trochę czasu więc w spokoju mogła rozkoszować się ostatnimi minutami ciszy. Wiedziała, że niedługo zaczną schodzić się kolejne osoby, z którymi będzie zmuszona przetrwać kolejne koszmarne osiem godzin. Praca w tym miejscu nauczyła ją także by zbytnio nie przywiązywać się do współpracowników. Mało który wytrzymywał wielką presję, którą wywierał na wszystkich szef. Większość po prostu rezygnowała po paru tygodniach. Tylko ona miała to wszystko gdzieś. Nie przejmowała się tym co do niej mówiono. Robiła swoje, a kiedy zegar wybijał szesnastą po prostu wychodziła.
- Dzień dobry - usłyszała i mimowolnie otworzyła swoje oczy. Mijał ją jakiś nieznany jej mężczyzna, który wszedł do głównej hali budynku. Nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem ani nie odpowiedziała na jego przywitanie. Taka już była. Dopaliła swojego papierosa i wrzuciła pozostałość do stojącego obok niej kosza. Przeszła przez ogromne drzwi a do jej uszu dotarły setki głosów. Ludzie w pośpiechu przechodzili z jednego końca korytarza na drugi. Udała się do damskiej szatni, aby tam zostawić swój płaszcz a następnie weszła do kuchni żeby zaparzyć sobie kawę. Kawa była kolejnym jej przyzwyczajeniem. Nie mogła nawet powiedzieć, że lubiła jej smak. Po prostu zaczynała od niej każdy swój dzień w pracy. Poprawiła swoją białą koszulę i zabrała swój ulubiony kubek kierując swoje kroki do swojego biurka. Nie zdążyła nawet postawić parującego napoju na blacie, jak tuż obok niej pojawiła się Monica. Szczupła czarnulka o różowych włosach. A przynajmniej w tym tygodniu. Z Monicą nigdy nie było nic pewnego. Dziś były różowe, a w kolejny poniedziałek mogły zostać platynowym blondem tylko po to by następnego dnia zamienić się w hebanową czerń. Ale mimo wszystko lubiła ją. Kiedy już musiała z kimś porozmawiać to właśnie z nią. Mimo tego, że była od niej o parę lat młodsza miały naprawdę dobry kontakt. Monica była po prostu z kimś kto nigdy nie zawiódł jej zaufania. Była kimś kto nigdy nie mówił źle o kimś za jego plecami.
- Lena, widziałaś tego nowego? - zaświergotała.
- Prawdopodobnie minęłam go przed wejściem. A dlaczego pytasz? - mruknęła odpalając swój komputer.
- Niezły jest. W sam raz dla Ciebie - uśmiechnęła się i oparła o biurko brązowowłosej.
- Być może, ale mówiłam setki razy, że ja nikogo nie szukam. Porozmawiamy na przerwie. Mam parę ważnych dokumentów do przejrzenia.
- W porządku - usłyszała i różowowłosa kobieta oddaliła się na swoje stanowisko pracy. Lena miała wrażenie, że była raczej niezadowolona z przebiegu ich konwersacji, ale machnęła na to wszystko ręką. Naprawdę nie miała ochoty być za wszelką cenę swatana.

Kilka godzin później opuszczała budynek firmowy z wielką ulgą. Jakimś cudem udało jej się uniknąć krępującej rozmowy z koleżanką. Była wdzięczna losowi za taki obrót spraw. Mimo wszystko czuła, że prędzej czy później ten temat do nich powróci. Wsunęła na nos swoje duże okulary i ruszyła przed siebie. Czuła się zmęczona więc postanowiła darować sobie drogę powrotną na piechotę i pojechać autobusem. Minęła zakręt kiedy usłyszała, że jakiś samochód zatrzymuje się obok niej z piskiem opon. Zignorowała to. Na pewno nie chodziło o nią, ale kiedy usłyszała klakson była już pewna, że to chyba jednak o nią chodzi. Dla upewnienia się w słuszności swoich domysłów rozejrzała się dookoła, a kiedy nie zauważyła nikogo innego pochyliła się w stronę samochodu. Okno po stronie pasażera otwarło się i ujrzała nowego kolegę, który uśmiechał się szeroko.
- Podwieźć Cię? - przewróciła tylko oczyma.
- Nie, dziękuję. Ulicę stąd mam przystanek. Miłego dnia - wyprostowała się jak strzała i poprawiła okulary.
- Nie wygłupiaj się. Wsiadaj. Nie gryzę - otwarł drzwi i czekał. Westchnęła przeciągle i umiejscowiła się na przednim siedzeniu.
- W to nie wątpię - mruknęła sarkastycznie. Zerknęła na niego kątem oka. Monica miała rację. Całe biuro miało rację. Był przystojny. Dokładnie w jej typie. Wysoki, umięśniony o ciemnych blond włosach i niebieskich oczach.
- Daniel. Miło mi - podał jej rękę, którą ona uścisnęła.
- Lena - odpowiedziała i delikatnie się uśmiechnęła. Szczerze. Tak po prostu po raz pierwszy od dawna uśmiechnęła się szczerze do kogoś. Odpalił samochód i ruszyli.
- Jak długo już pracujesz w firmie? - przeczuwała nadchodzącą falę pytań. Nie miała na nią ochoty. Trudno stwierdzić, że miała ochotę na cokolwiek w tym momencie. Chciała po prostu dostać się do domu, wejść pod ciepłą kołdrę i zasnąć na kilka najbliższych godzin.
- Wystarczająco długo żeby wiedzieć, że za długo nie popracujesz - mruknęła. A chwilę później poczuła jak ścisnął jej kolano. Miał taką ciepłą dłoń. I miała wrażenie, że przez jej ciało przeszedł dreszcz, którego nie czuła od wielu miesięcy.
- Czyżbyś była zmęczona? - mruknął.
- Tak bywa. Ale jeszcze tylko dziewięć dni i czeka mnie wspaniały dwutygodniowy urlop - oparła głowę na zagłówku i przymknęła oczy. Naprawdę była zmęczona, a towarzystwo nowego kolegi działało na nią jakoś dziwnie uspokajająco.

Kolejne kilka dni upłynęło Lenie w zastraszająco szybkim tempie. Daniel stał się tematem numer jeden w ich dziale. Pewnie dlatego, że przez większość czasu po prostu prowadził pogawędki z każą kobietą, którą napotkał. A ona już dobrze znała ten typ. Był kobieciarzem. I był w tym nieziemsko dobry. Był przystojny i wiedział o tym, a w dodatku miał poczucie humoru. Nasłuchując plotek, które krążyły dosłownie wszędzie zdążyła się już dowiedzieć o nim niemal wszystkiego. Był od niej starszy o siedem lat, nie miał dziewczyny i podobno był niesamowicie inteligentny. Ale tylko podobno. Lena nie mogła nie przyznać sama przed sobą, że ją pociągał. Cholernie ją pociągał. Uświadomiła sobie to czwartkowego poranka kiedy po raz pierwszy od wielu miesięcy spojrzała w lustro i doznała szoku. Dostrzegła swoją nienaturalnie poszarzałą cerę, podkrążone oczy i błękitne oczy bez wyrazu. To właśnie wtedy po raz pierwszy od wielu miesięcy postanowiła się pomalować. Nigdy wcześniej nie zebrała aż tylko pochlebnych komentarzy na swój temat jak tamtego dnia. A ona wiedziała dlaczego tak było. Wiedziała dlaczego chciała wyglądać lepiej. Każdego jednego dnia czuła na sobie jego palące spojrzenie. Nie mogła go zrozumieć. Nigdy nie uważała się za kobietę szczególnie urodziwą, a już na pewno nie za seksową. Miała o sobie niebywale niskie mniemanie. Pewnie dlatego, że od wczesnych lat była raczej niezbyt lubiana. Najpierw przez swoje nadprogramowe parę kilo, a później przez paskudny charakter. Dlatego tak bardzo nie mogła rozszyfrować tego mężczyzny. Nie rozumiała dlaczego spoglądał w jej stronę skoro dookoła było tyle pięknych kobiet, które chichotały przy każdym jego najmniejszym żarciku. On miał w sobie to coś. I co najgorsze -  doskonale o tym wiedział. Potrafił to wykorzystać. A ona wiedziała jak bardzo to może okazać się dla niej zgubne. Dlatego z wielką ulgą przyjęła fakt, w którym uświadomiła sobie iż to jej ostatni przedurlopowy dzień. Dlatego też kiedy zegar wybił równą szesnastą zerwała się z krzesła jak oparzona i ruszyła do wyjścia. Wiedziała, że musi zniknąć wcześniej aniżeli on opuści budynek. Odwodził ją każdego jednego dnia. A ona czuła, że coraz bardziej się w nim zatraca. I wiedziała jak złe to było dla niej samej. Bo zdawała sobie sprawę, że ten magnetyzm jest tylko i wyłącznie jednostronny.
Jakież więc było jej zdziwienie sobotniego wieczoru kiedy spoglądając na swój wyświetlacz ujrzała jedno nieodebrane połączenie. Zazwyczaj unikała oddzwaniania na takie numery, ale tym razem coś ją tknęło. Po kilku sygnałach usłyszała głos. Ten głos.
- Cześć. Tu Daniel. Co słychać? - a potem był już tylko jego śmiech. W sekundzie zrobiło jej się gorąco, zabrakło powietrza a serce zaczęło walić jak młot.
- Gdzie jesteś? - padło pytanie, a ona szukała w swojej głowie jakiejś sensownej odpowiedzi, ale żadna się w taką nie układała.
- A co chcesz mnie odebrać? - mruknęła rozbawiona. Wiedziała, że to tylko dziecinne żarty.
- Powiedz gdzie jesteś i daj mi pół godziny - rozłączył się, a ona wybuchła śmiechem. Po raz pierwszy od dawna śmiała się dla samej siebie. Niczego nie udając. To było tak niesamowite, że aż wydawało jej się nierealne. Wróciła do środka i usiadła na swoim miejscu przy stole. Oparła głowę na dłoni i na nowo zaczęła przyglądać się osobom wirującym na parkiecie. Jak dała się namówić na to wyjście sama nie wiedziała. Przymknęła oczy i zatopiła się w muzyce. Sama nie wiedziała ile piosenek tak przesiedziała, ale w którymś momencie poczuła wibracje na swojej nodze. Spojrzała na telefon. Nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Halo? - mruknęła.
- Jestem
- Jesteś stuknięty! - zabrała swój płaszcz i wyszła na zewnątrz, a zimowe powietrze znów uderzyło w jej twarz. I faktycznie tam był. W swoim czarnym samochodzie z przyciemnianymi szybami. Był tam kiedy zegar wybijał niemal północ. Był tam i czekał na nią.

Zima ustąpiła miejsca wiośnie, a ona wkrótce przerodziła się w lato. Czas nagle przyspieszył a chodzenie do pracy stało się dla Leny prawdziwą przyjemnością. I wiedziała dlaczego tak było. Tak było przez niego. Nigdy nie przypuszczała, że przypadkiem spotka na swojej drodze kogoś kto rozbudzi w niej dawną siebie. Kogoś kto sprawi, że znów będzie chciała żyć. Widziała go każdego dnia, ale w pracy nigdy nie rozmawiali. Ona tego nie chciała. Nie chciała nigdy plotek na ich temat. Tamto zimowe spotkanie wciąż tkwiło w jej głowie. Bo to ono zmieniło jej postrzeganie tego człowieka. Zrozumiała czego chciał. I nie mogła w to uwierzyć. Ale wiedziała, że nigdy tego nie dostanie. Bo ona nie była taką kobietą. Mimo wszystko od tamtego razu go zwodziła. Za każdym razem. Bawiło ją to, że przyjeżdżał na każde jej skinięcie. Bawiło ją to jak nie odwzajemniała jego pocałunków, a on nie rozumiał dlaczego. Bawiła ją ta gra, którą to on rozpoczął. Bawiło ją to, że on naprawdę jej pragnął. Wiedziała, że nie chciał związku. Ona także. To miała być czysto seksualna przygoda. I musiała przyznać, że to mogłoby jej odpowiadać. Ale wiedziała, że to nigdy nie nastąpi. Nie dopóki pracowali w jednej firmie. Wraz z nadejściem lata jej gra się skończyła. Zawsze wszystko prędko ją nudziło. Przestała się nim interesować, przestała za nim wodzić wzrokiem. Stał się jej po prostu obojętny. Tak znienacka. Przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Im lepiej go poznawała w tamtym czasie tym bardziej rozumiała jak niebezpieczny był. A ona nie chciała się w nim zakochać. Nie chciała cierpieć. A wiedziała, że mogłaby. Bo potrafił zawrócić jej w głowie jednym pocałunkiem. A całował ją zawsze tak jakby w tej chwili nic poza nimi się nie liczyło. I upajała się tym za każdym razem, a później za każdym razem żałowała. Musiała z tym skończyć. Dla samej siebie. Musiała z tym skończyć żeby nie przekroczyć kolejnej granicy.

Kiedy nastał kolejny lipcowy poniedziałek całym biurem wstrząsnęła wiadomość, że Daniel odszedł. I tylko Lena prawdopodobnie była jedyną osobą, która przyjęła to z prawdziwą ulgą. Nie potrafiła dłużej udawać zimnej i obojętnej. Bo nie była taka, a on nie był jej obojętny. Wciąż pamiętała każde słowo. Nie wierzyła w nie, ale pamiętała. Pamiętała jak zapewniał ją, że to nie będzie tylko jednorazowy seks. Nie wierzyła kiedy zapewniał, że go pociąga. Nie wierzyła, że akceptował jej ciało takim jakim było. Nie wierzyła w ani jedno jego słowo. Był kłamcą. Podłym kłamcą, ale cholernie przystojnym. W bezsenne noce rozpamiętywała każdy jego pocałunek. Bo potrafił zawładnąć jej ciałem. I wiedziała, że z każdym kolejnym spotkaniem była bliżej poddania się tym uczuciom. Ale nie mogła. Nie dla samej siebie. Dlatego wiadomość o jego odejściu przyjęła z ogromną ulgą. On odszedł, a jej codzienność znów stała się szara i pochmurna. Bo to on sprawiał, że chciała dobrze wyglądać. Tylko po to żeby pograć na jego uczuciach. Ale on zniknął. I wiedziała, że już więcej go nie zobaczy. Bo on nie miał powodu żeby zadzwonić po raz kolejny. A już zwłaszcza po tym jak jasno dała mu do zrozumienia, że nigdy nie będą kimś więcej aniżeli dwójką ludzi, która ze sobą pracuje.
Jakież było więc jej zdziwienie tej prawie ostatniej sierpniowej nocy kiedy jej telefon się rozdzwonił, a wyświetlacz pokazał jego imię. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek usłyszy jego głos. Nie czekała na to. Nie myślała o nim. Zapomniała, że kiedykolwiek go znała, że kiedykolwiek pragnęła.
- Halo? - mruknęła.
- Cześć stęskniłem się. A ty? - przewróciła oczami. Stale te same bajeczki. Te same słowa. I chociaż jej głowa to wiedziała, jej ciało momentalnie odmówiło posłuszeństwa.
- Nie - skłamała. Próbowała okłamać samą siebie. Wszystkie wspomnienia momentalnie odżyły.
- Przyjadę - stwierdził.
- Przyjedź - odparła. Jej ciało zdecydowało za nią. Teraz już nic nie stało na przeszkodzie. Bo ona chciała wiedzieć jak to jest być z facetem, który tak ją pociągał. - To będzie pierwszy i ostatni raz.
A potem nacisnęła czerwoną słuchawkę i zakończyła połączenie. Przegrała swoją własną walkę. Poddała się. Poddała się bo ta znajomość zawsze miała się tak skończyć. Wiedziała, że w końcu mu ulegnie. On był zbyt dobry w tej grze.

Superstar, where you from? How's it going?
I know you got a clue what you’re doing
You can play brand new to all the other chicks out here
But I know what you are baby

Look at you getting more than just a re-up
Baby, you got all the puppets with their strings up
Faking like a good one but I call 'em like I see 'em
I know what you are baby

You're a womanizer
Oh, womanizer, oh, you’re a womanizer baby

I chociaż obiecała sobie, że to będzie ostatni raz. Dziś już miała pewność - nie będzie. Bo teraz otaczał ją z każdej strony. Bardziej niż kiedykolwiek. A ona nie chciała grać silnej. Nigdy więcej. Bo ten facet ją fascynował. Był ucieleśnieniem jej wszystkich seksualnych potrzeb. Tego teraz potrzebowała. Tego teraz chciała i do tego teraz dążyła. A on mógł jej to dać. Mógł jej to dać na każde zawołanie. I ta władza jej imponowała. Bo stała się kobietą, którą kiedyś by gardziła. Ale taka właśnie była. Bo uczucia nie miały dla niej żadnego znaczenia.


***


Nie wiem czy wracam. Nie wiem czy to nie ostatnia historia tutaj. Taka krótka historia na rozgrzewkę w pisaniu po długiej nieobecności.

Obserwatorzy