czwartek, 26 grudnia 2013

Never looking back

Don't be afraid of the Shadows because not far from you there is Light.

Brązowowłosa kobieta w dopasowanym czarnym płaszczu szybkim krokiem szła przed siebie. Nie miała zbyt wiele czasu na zimową przechadzkę. Skręciła w lewą stronę i przeszła pod mostkiem. Kilka metrów dalej stanęła na głównym rynku miasta. Wiatr rozwiewał jej długie do pasa włosy, a ona szczelniej otuliła się butelkowozielonym szalem, który pięknie podkreślał kolor jej oczu. Spojrzała przed siebie na kilkumetrową choinkę ozdobioną białymi światełkami w zimnym odcieniu. Kiedy widziała ją tutaj po raz ostatni? Siedem lat temu, ale wtedy wyglądała zupełnie inaczej. Ta, która stała teraz przed nią była niemal identyczna jak ta z jej wspomnień, jak sprzed dziesięciu lat. Mimowolnie pogrążyła się w swoich wspomnieniach. Kiedyś sądziła, że to wtedy była szczęśliwa, ale po tych wszystkich latach już wiedziała, że to nieprawda. Rozejrzała się wokół siebie. Niemal nic się nie zmieniło. Zupełnie tak, jakby ten czas nie minął. Jakby wciąż tkwiła w jednej chwili, ale od tamtego dnia zmieniło się wszystko i chociaż to miasto było takie, jak pamiętała – ona już nie była tamtą dziewczyną. Odwróciła głowę, a jej serce zamarło. Szedł prawą stroną, ale zdawał się jej nie dostrzegać. Czas jakby się zatrzymał, a wszystko było niczym jej mgliste wspomnienie, które przetrzymywała gdzieś w pamięci. Spotkanie go w tym miejscu i w tym czasie było nierealne. Wiedziała doskonale, że już dawno temu wyprowadził się stąd, a mimo to on naprawdę szedł na wprost niej. Im dłużej na niego patrzyła tym większą miała pewność, że czas płynął. To nie był tamten chłopak, którego kochała. Te miesiące, które minęły odcisnęły na nim swoje piętno. Jego włosy były krótsze niż w dniu ich pożegnania, ale jego figura wciąż była tak wątła i szczupła jak zapamiętała i wciąż był dla niej tak samo piękny. Jego oczy były utkwione w jednym punkcie gdzieś za nią, a twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Zupełnie jak kiedyś, jak w jej wspomnieniach. Stała jak sparaliżowana nie mogąc się poruszyć. Światło latarni oświetliło jego sylwetkę, a ona przez ułamek sekundy widziała błękit jego oczu, które tak kiedyś kochała. Były puste i bezbarwne. Straciły swój blask i tą ciepłą nutę, którą miały. Przystanął w miejscu pod księgarnią i usiadł na ławce. Był niemalże na wyciągnięcie ręki, a ona stała ledwie kilka metrów dalej, ale nie zrobiła żadnego kroku. Uniósł głowę i ich oczy się spotkały, a im dłużej w nie patrzyła, tym bardziej była pewna, że wszystkie jej uczucia względem tego człowieka już dawno zniknęły. Widziała jak po jego twarzy przebiegł wyraz zaskoczenia i zdziwienia. Nie spodziewał się jej tutaj. Ona także nie sądziła, że go tutaj zobaczy. Nie kiedy miała zaledwie parę minut przed wyjazdem. On także nie wykonał żadnego ruchu, po prostu na nią spoglądał. Tak, jak ona. A po chwili zamknęła oczy, a kiedy znów je otwarła – on wciąż tam był. I kiedyś wiedziałaby, że czekał na nią, a ona podbiegła by do niego i rzucając się na szyję przepraszała za spóźnienie. Kiedyś…ale nie teraz. Po tych dziesięciu latach był dla niej zupełnie obcym człowiekiem. Mężczyzną, którego nie znała i znać już nie mogła. Zerknęła na swój biały zegarek z tarczą w kolorze różowego złota i zaklęła pod nosem. Była spóźniona. Nigdy nie potrafiła zdążyć na czas. Zerknęła na niego ostatni raz. Wciąż patrzył w jej kierunku, a jego twarz wyrażała wszystko to, o czym myślał. Wracał do przeszłości – tak, jak ona. Odwróciła się na pięcie i podążyła przed siebie. A on po prostu pozwolił jej odejść. Pozwolił jej odejść bo po dziesięciu latach mieli już tylko wspólną przeszłość, której ona już nie chciała. Pozwolił jej odejść tak, jak ona pozwoliła odejść ich wspólnej przeszlości. Białe światełko małej choinkowej lampki padło na jej złotą obrączkę na palcu. Na jej twarzy gościł delikatny uśmiech bo mimo wszystko dobrze było go zobaczyć. Bo on był dla niej tą wspaniałą częścią tego miasta, które kiedyś było jej domem. To on kiedyś był jej przystanią, dla której zawsze tutaj wracała. Ale teraz...teraz jej miejsce było ponad tysiąc kilometrów stąd i kto inny był jej szczęściem.
Bo żyła nigdy nie patrząc wstecz...

9 komentarzy:

  1. Nie wiem czy kiedykolwiek skomentowałam twoje miniaturki. Przepraszam.
    To co teraz przeczytałam... było tak mega poruszające... Nie było dialogu, tak naprawdę żadnej akcji... a mimo wszystko było świetne. Nie mam nic, zupełnie nic do zarzucenia :3 Jesteś naprawdę utalentowana i właśnie to udowodniłaś.
    Nigdy nie rezygnuj z pisania.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    dark-family-dtb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. CO TO JEST?! KIEDY TO NAPISAŁAŚ????!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. smutne, bardzo.... ale świetnie napisane, zbudowałaś niepowtarzalny klimat; idealne do wieczornego czytania przy choince;

    OdpowiedzUsuń
  4. Smutna, ale wspaniała miniaturka.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  5. piekna miniaturka czekam na kolejne

    OdpowiedzUsuń
  6. Poruszająca.
    Wydawać by się mogło, że to taki sen...
    Pozdrawiam xx
    'Ellie

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoje historie są świetne!!! Na prawdę przyjemnie się je czyta. Każda jest super. Czasem można się pośmiać, czasem się popłakać. Jedna jest lepsza od drugiej. Mam taką małą sugestię, że mogłabyś napisać jakąś miniaturkę, która kończyłaby się śmiercią Hermiony, albo Draco :) ~ SOWA

    OdpowiedzUsuń
  8. Takie smutne, ale jak najbardziej prawdziwe<3 talent to tutaj czuć palcami, nosem, uszami, oczami i językiem. Poplakalam się.<3
    H A R I E T T A

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy