piątek, 2 sierpnia 2013

Sad...Beautiful...Tragic...

Mówiłaś, że go nie ma, ale... on jest - w Twoich smutnych oczach...


[muzyka]


Deszcz lał się z nieba strumieniami, odbijając się od powierzchni jej czarnego jak atrament parasola. Boleśnie wdzierał się do jej duszy. Była zraniona i przygnębiona. Minęły ponad dwa lata, ale to za mało by zapomnieć o czymś, co było tak niesamowite - zakazane, upajające, narkotyzujące. Ten romans był niedozwolony, a przez to intensywny. Upajała się nim każdego dnia i każdej nocy zasypiała w jego ramionach z myślą, że koniec jest bliski. Tak musiało być. Szczęście nie było im pisane, nie im. Wojna zmieniła każdego i chociaż zamek odbudowano, nikt nie był w stanie przywrócić ludzi, którzy zginęli. Każdego ranka widziała te puste miejsca w Wielkiej Sali. Krew wciąż była zbyt świeża. Pamiętała tamte krótkie cztery miesiące lepiej niż inne. Ten dzień, w którym zobaczyła w nim człowieka, a nie potwora był chwilą przełomu. Coś pękło, coś się zmieniło. Krótka rozmowa uświadomiła jej, że był takim samym zbyt wcześnie dorastającym dzieckiem, jak ona. Ci ludzie zmienili także i jego życie.

Mętnym wzrokiem spoglądała na talerz, na którym leżał ledwo napoczęty obiad. Nie miała apetytu. Traciła go za każdym razem, gdy podnosiła głowę. To był rodzaj hołdu dla tych, których już tutaj nie było. Zerknęła na Harry'ego i Rona. Oni także stracili rodziny i przyjaciół, ale zdawali się nie czuć tego, co ona. Albo byli lepszymi aktorami. Hermiona nie potrafiła udawać, już nie. Ten żal by z byt wielki, by udało się go schować. Ten żal był słuszny. Podniosła się ze swojego miejsca i ruszyła do wyjścia, a uczniowie nie zwracali na nią uwagi. Aż nagle poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Zerknęła w tą stronę i dostrzegła ten karcący wzrok, który mówił więcej niż słowa, ale ona nie zareagowała. Odwróciła głowę od ślizgona i po prostu wyszła na korytarz.
- Granger - krzyknął, a ona się nie zatrzymała. Nie chciała żadnych rozmów. Chwycił ją za ramiona i jednym ruchem odwrócił.
- Nie powinnaś tak postępować. - Spoglądała w jego martwe i puste oczy, które kiedyś błyszczały nienawiścią. Teraz jej tam nie było.
- Nie powinieneś się tym przejmować - westchnęła i spuściła głowę. Ta pustka była gorsza niż wszystko inne do tej pory.
- Ja nie, ale twoi przyjaciele powinni. Widać, że coś z tobą nie tak - jego głos był zimny, ale pozbawiony kpiny i wyższości był niemal beznamiętny.
- Twoi także. Nie wyglądasz lepiej. - I zamilkła. Ten wzrok sprawił, że zrozumiała, jak bardzo podobni byli do siebie w tamtej chwili.

Wciąż rozumiała, ale dwadzieścia cztery miesiące to za mało by zrozumieć i zapomnieć. Od początku wiedziała, ale on zdawał się być jedyną osobą, która rozumiała. Słowa nie były potrzebne, nie mogły oddać uczuć. Wystarczyła jego obecność. Potrzebowała tylko tyle - bliskości i zrozumienia. Dracon Malfoy był jej lekarstwem, był sposobem na zabliźnienie ran. Nie sądziła tylko, że pokocha tego człowieka.

Stała pod drzewem i czekała na niego. Spóźniał się po raz kolejny.

Słowa, jak niewiele znaczą, gdy jesteś trochę spóźniony.

Wiatr rozwiewał kosmyki jej włosów. Wiedziała jak to dalej się potoczy.
- Przepraszam - szepnął wtulając się w jej miękki policzek i wątłe ciało.
- Znów się spóźniłeś - martwy ton jej głosu był czymś, co znał aż za dobrze.
- Wiem i przepraszam. - Nie chciała już nigdy tutaj na niego czekać. Ta niepewność czekania zabijała ją.

Dystans, odmierzanie czasu...


Spoglądał na nią w długim milczeniu. Oczekiwał odpowiedzi, ale ona bała się jej udzielić. Jego obecność upajała ją, koiła jej złamane serce; był jej powiernikiem. Wiedziała, że jest wszystkim i bała się tych uczuć.
- Cholera, Granger - był wściekły. Już nawet nie pamiętała, że potrafił takim być. Zapomniała też, że ona kiedyś była szczęśliwa i radosna.
- Nie krzycz. Zrozum. - Nie płakała, ale w środku była rozbita. Nie mogłaby go stracić.
- Tego się nie da zrozumieć. - Nachylił się tuż nad nią i uniósł jej podbródek. Chciał by na niego spoglądała. - Powiedziałem, że cię kocham, a ty milczysz. - Widziała to w jego błękitnych oczach, które dopiero tak niedawno przestały być takie puste... takie martwe.
- Wiem to, i ty także.

Mógłbyś chociaż postarać się posłuchać?

- Więc po prostu to powiedz. Potrzebuję tego. Potrzebuję ciebie. - Ale ona milczała jak zaklęta.
- Nie - wychrypiała. Przyznanie się przed nim do tych uczuć byłoby ich końcem. Nie była gotowa na kolejną stratę.
- A więc wyjdź - krzyknął, a uczucia w jego oczach zniknęły.

Załamanie, kłótnia...

- Pocałuj mnie, spróbuj to naprawić - poprosiła, a on zrobił to bez wahania. Ta krótka chwila, jeden moment, w który włożyła wszystkie swoje obawy. A potem zamknęła za sobą drzwi.

To był okres, w którym walczyła sama ze sobą. Siedem dni, w ciągu których do życia budziła się dawna Hwrmiona. Zrozumiała, że to jego zasługa, ale nie wiedziała czy nie było za późno.

Cisza, pociąg wypada z torów

Wtedy też na swój sposób wrócił i stary Dracon. Kochał ją, a ona kochała jego. Czas przyspieszył i koniec był coraz bliżej. I to właśnie te ostatnie tygodnie sprawiły, że cała przeszłość odeszła. Bo liczył się już tylko on. Odurzała się jego obecnością i tym wątłym uczuciem, które mieli. Był wszystkim, czego pragnęła, ale nie mogła go mieć. Był jedynym człowiekiem, którego pragnęła, ale nie mogła go mieć. Był niedozwolony, zakazany, ujmujący i destrukcyjny. Był Malfoyem - miał w sobie zło, którego nic nie mogło zabić. Nawet ta miłość, którą mu ofiarowała.

Stałam dokładnie na szlaku, twoja twarz w medaliku...

Ale to nie wystarczyło. To było zbyt mało, by mogła go mieć. By on mógł ją mieć. Pożegnanie - ta chwila, w której ujrzeć miała go po raz ostatni. Żadnych słów, żadnego gestu. Tylko to jedno spojrzenie, które wyrażało wszystko to, czego nie mogła usłyszeć - ból, tęsknota, zrozumienie i miłość. Miłość, tak delikatna i ulotna. Ona także to czuła. Jedno spojrzenie i

Długi, ręcznie pisany liścik schowany głęboko w twojej kieszeni...

Koniec. Opustoszały peron był końcem czegoś, na co nie była gotowa; czegoś, czego się nie spodziewała; czegoś, czego już nigdy nie odzyska, ale i czegoś, co nie miało prawa się udać. Wróciła do domu, który był jej samotnią. Był pustką, w której rozrzuciła wspomnienia o nim, bo nie potrafiła zapomnieć. Nie mogła tak pp prostu ruszyć do przodu.

I dużo słodkiego czasu zabiera wymazywanie ciebie...

Każdego dnia pamiętała. Zbyt wiele z tamtych uczuć w niej pozostało. Każdej bezsennej nocy rozpamiętywała te krótkie cztery miesiące, które podarował im los. Te krótkie tygodnie, które mieli tylko dla siebie.

W snach poznaję cię w serdecznej rozmowie...

Ale każdego ranka, gdy nadchodził świt, na nowo zapominała. Odrzucała wspomnienia i wracała do życia. Do zwykłej szarej codzienności, którą kolorów pozbawiła jego utrata.

Oboje budzimy się w osamotnionych łóżkach, w innych miastach...

Pamiętała za dobrze by zapomnieć i wiedziała, że on także. Słyszała o jego poczynaniach od różnych osób, a Prorok Codzienny bacznie śledził każdy jego ruch. Teraz mieszkał w Europie - jak najdalej Anglii. Miał się ożenić, ale nigdy nie stanął przed ołtarzem. A ona wiedziała dlaczego...

I masz swoje demony i kochanie, one wszystkie wyglądają jak ja, ponieważ mieliśmy piękną, magiczną miłość, wtedy...

Przystanęła przed wejściem do restauracji. Wiedziała jak wygląda. Te wspomnienia były wypisane na jej twarzy i ciele. Deszcz lał się z nieba, boleśnie. wdzierając się do jej zranionej i złamanej duszy. Musiała pozwolić mu odejść. On musiał pozwolić jej odejść. Ta miłość nie była im pisana.

Poddawanie się, nawet za cenę naszego życia, nie możemy wrócić...

Złożyła czarny jak atrament parasol, który przypominał jej o jego mrocznej duszy, w której ona odkryła dobro. Przypominał jej o bólu, który on z niej uwolnił. Przypominał jej o utracie tej miłości, o którą nie walczyli.
Weszła do środka tej małej restauracyjki, którą Ginny tak uwielbiała, a mały dzwoneczek zabrzęczał. Bez słowa zajęła swoje miejsce na przeciw rudowłosej. Położyła parasolkę na kanapie za sobą i skupiła swój wzrok na obrazie wiszącym na ścianie.
- Mówiłaś, że go nie ma. - Usłyszała na powitanie, a kobieta dłonią wskazała jej ochronę przed deszczem. Ginevra wiedziała, bo rozumiała Hermionę jak nikt inny. Znała ją lepiej niż ktokolwiek.
- Nie ma - odparła martwym głosem, a serce boleśnie się skurczyło. Dwadzieścia cztery miesiące to zbyt mało by wymazać go z serca.
- Jest. W twoich smutnych oczach wciąż jest. - Ruda rozumiała jej uczucia, ale nie potrafiła pojąć tej miłości.
- Cóż za smutny, piękny, tragiczny romans - zironizowała Granger, ale taka była prawda. Wtedy mieli piękną, magiczną miłość; ale to był smutny, piękny, tragiczny romans. Teraz już tylko czekała - bez nadziei, bez możliwości powrotu. Czekała, bo dwa lata to zbyt mało, by pozwolić mu odejść.

Dobre dziewczynki, pełne będą nadziei... i długo będą czekały.


***

Z dedykacją dla Ani, która nie prosiła, ale dostała. To dzięki niej miniaturka pojawia się na blogu.

8 komentarzy:

  1. To cudowne, ze ktos tak "dopieszcza" miniaturki, sprawiajac ze sa magiczne. Naprawde, czytam wiele blogow Dramione i moge z reka na sercu powiedziec, ze jestes mistrzynia miniaturek. Czy przyjmujesz jakies propozycje pomyslow, bo ja osobiscie bardzo chetnie bym przeczytala cos o ich wspolnej pracy. Wiem, ze juz cos podobnego pisalas, ale moze masz jakis nowy pomysl?
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, super ta miniaturka! Taka smutna, a ja kocham smutne historie! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezuu to jest świetne, genialne, cudowene, smutne, tragiczne i magiczne w jednym <3 I muzyka ochhhh zakochałam się ;) Pozdrawiam, Lili :)
    ron-hermiona-draco-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie jest to zbyt piękne, aby skomentować tą minaturkę... Zdecydowanie jedna z moich ulubionych miniaturek i piosenek również...
    'Ellie

    OdpowiedzUsuń
  5. jesteś swiftie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest, ale ja jestem. To wystarczy ;)
      Sweet po prostu bardzo lubi Tay. W każdym razie tak mówi xD

      Usuń
  6. To jest... No cóż, kiedyś to była jedna z moich ulubionych piosenek. Ale biorąc pod uwagę jak często o niej myślę i w jakich chwilach mnie dopada, to chyba jednak jest tą ulubioną.
    Ten tekst mnie prześladuje. Ona mnie prześladuje.
    Zaskakuje mnie do jakiego stopnia.
    Zawsze myślałam, że jeśli wytatuuję sobie jakieś słowa, to będzie to: "I hope you happy, wherever you are." A teraz prześladuje mnie myśl, że mogłoby to być: "You've got your demons and darling they all look like me..."
    To smutne dla mnie.
    Bo kocham ten tekst, ale jego prawdziwość mnie zabija.
    I jeśli kiedyś naprawdę sadziłaś, że nie napiszesz tej miniaturki z powodu tego, gdzie ja umieściłam ten tekst i jak on tam pasował, to nie masz racji.
    Bo nigdy nie napisałam niczego do czego naprawdę by pasował.

    OdpowiedzUsuń
  7. Smutna, ale i tak pięknie napisana :3
    H A R I E T T A

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy