czwartek, 25 lipca 2013

Klonowe latte

Na­wet gorące latte po­dane mi przez Ciebie o po­ran­ku, krzyczy całą sobą o naszym bez­granicznym szczęściu. 


Hermiona szybkim krokiem przemierzała skąpane w słońcu londyńskie uliczki. Dochodziła za pięć dziewiąta i obawiała się, że za chwilę będzie spóźniona. Minęła jeden z zakrętów i stanęła naprzeciw wejścia do Dziurawego Kotła. Atmosfera, która panowała w środku, nie zachęcała do długiej wizyty. Czym prędzej przeszła przez bar i stanęła przy tylnej ścianie budynku. Dotknęła różdżką trzeciej cegły nad kubłem na śmieci i po chwili jej oczom ukazało się przejście. Spojrzała za siebie by upewnić się, że nikt jej nie obserwuje i przeszła na drugą stronę muru. Sekundę później wejście zniknęło, a ona stała już na Ulicy Pokątnej. Trwał rok szkolny więc Pokątna świeciła pustkami o tej porze dnia. Panna Granger Hogwart ukończyła cztery lata temu z najlepszymi wynikami. Ale to nie pomogło jej w podjęciu decyzji, co zrobić miała ze swoją przyszłością. Dlatego też dzisiaj pracowała w cukierni Słodkie Niebo. Kochała to miejsce, które być może kiedyś stanie się jej własnością. Właścicielką była przesympatyczna starsza już czarownica – Martha – która była dla niej niczym babcia. Rozumiały się praktycznie bez słów, a ona uwielbiała spędzać czas z nią i jej mężem. Wielokrotnie zapraszali ją na herbatkę, a ona nigdy nie potrafiła odmówić. Po kilku minutach marszu była już na miejscu. Przebrała się w swój czekoladowy fartuszek z białymi falbankami, który przypominał ciasto czekoladowe ze śmietaną i z uśmiechem na twarzy witała się z dwoma pozostałymi kelnerkami. Słodkie Niebo było niezbyt dużym miejscem,a atmosfera wśród pracowników iście rodzinna. Anette i Odilia były jej najlepszymi przyjaciółkami i obie były w jej wieku. Anette była Francuzką i całe swoje życie spędziła we Francji. Dopiero parę miesięcy temu przeniosła się na stałe do Anglii. Odilia natomiast miała włoskie korzenie, ale jej rodzina opuściła półwysep prawie sto lat temu. 
Wystrój był staroświecki, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Stwarzał kameralny i przyjazny nastrój. Niebo było najlepszym miejscem, w którym serwowano przepyszne słodkości i kawy z całego świata. Pierwsi klienci zjawiali się zaledwie parę minut po otwarciu, a wychodzili często już po zamknięciu, przez co Hermiona zostawała w pracy do późnego popołudnia albo i wieczora. To skutecznie zabijało jej życie towarzyskie i uniemożliwiało randkowanie, ale ona kochała to miejsce i brak życia prywatnego jej nie przeszkadzał. Niestety jej przyjaciele mieli odmienne zdanie. Harry i Ginny sądzili, że weźmie ślub z Ronem i razem z nimi zamieszkają w uroczym bliźniaku na przedmieściach. Ale ona nigdy nie kochała Rona jak mężczyzny, on zawsze był jej przyjacielem i tyle. Ginny została kurą domową, od kiedy Harry dostał pracę w Ministerstwie i realizował się jako Auror.  Ronald natomiast został pierwszorzędnym łamaczem serc niewieścich, co niezmiernie bawiło Granger. Weasley nigdy nie był przystojny i na swoje nieszczęście nie mógł się pochwalić wysokim poziomem IQ. Nie miała z nimi kontaktu już od prawie roku – brak wspólnych tematów i stałe kłótnie spowodowały, że odsunęli się od siebie. Jej nową rodziną była teraz Martha i jej mąż, a przyjaciółkami Anette i Odilia.
Parę minut po dwunastej w kawiarni był już tłok. Nie było praktycznie wolnego miejsca, a kilka osób stało na zewnątrz i czekało na zwolnienie się jakiegoś stolika. Hermiona z przyklejonym do twarzy uśmiechem podeszła do stolika pod oknem, gdzie jakiś klient zawzięcie coś studiował. Stanęła tuż nad nim.
- Może mogę w czymś doradzić? - spytała uprzejmie. Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na nią, a ona zamarła. Przeszywały ją niebieskie tęczówki, w których widziała wyższość i pogardę.
- Nie wiem czy taka osoba jak ty może, ale jak widzę będę zmuszony skorzystać z twojej oferty – uśmiechnął się perfidnie, a ona poczuła się zupełnie tak, jakby szkoła nigdy się nie skończyła. I chociaż Malfoy zmężniał i skrócił włosy, jego charakter najwyraźniej został taki sam.
- Czego chcesz, Malfoy? – syknęła, siląc się na uprzejmy ton.
- A cóż to takiego ten tort szwardzwaldzki? – spojrzała na niego jak na kosmitę, ale wzięła głęboki wdech.
- Niemiecki tort. Czekoladowe biszkopty nasączone wiśniówką i przełożone wiśniami w syropie i śmietaną.
- Interesujące – zaszczycił ją ironicznym smirkiem, a ona zacisnęła rękę na kajeciku – a czymże jest barwna tęcza smaków? – uniósł jedną brew i spoglądał na nią. Wiedział, że za chwilę puszczą jej nerwy. Nic a nic się nie zmieniła. Nadal była tą samą Granger, która teraz zamieniła szkolną szatę na ten uroczy fartuszek.
- Wielowarstwowe kruche ciasto przekładane kremami w wielu kolorach i o różnym smaku. Malfoy, zdecyduj się na coś. Inni klienci czekają, a ty się wydurniasz – z jej oczu ciskały iskry. Była naprawdę zła.
- Nie wydurniam się. Zanim zdecyduję, co chcę zjeść, muszę mieć pełen obraz tego, co serwujecie.
- Gwarantuję ci Malfoy, że cokolwiek nie zamówisz, będzie ci smakować – usiłowała wydobyć z siebie grzecznościowy ton, ale w jego obecności to nie było łatwe. Działał na nią jak waleriana  na kota albo czerwona płachta na byka. 
- A klonowe latte jest na kawie włoskiej czy afrykańskiej? – starał się ukryć uśmiech rozbawienia, który próbował wpełznąć na jego twarz. Zbyt łatwo dało się ją wyprowadzić z równowagi.
- Włoskiej – ścisnęła długopis tak mocno, że w miejscu, w którym został skręcony – pękł na dwie części. Gotowała się z wściekłości, a Malfoy bawił się w najlepsze.
- Podajecie je z zimnym czy gorącym mlekiem? – zamknął kartę. Już decydował, ale chciał ją jeszcze podręczyć.
- Gdybyś był takim bufonem jakiego grasz, wiedziałbyś jakiego mleka używa się do latte – odgryzła się.
- Wiem, ale sprawdzam Twoją wiedzę, Granger. Czy aby na pewno wciąż jesteś taką kujonką jak w szkole? – zripostował.
- Moja wiedza jest absolutna – odparła pewna siebie.
- Czy aby na pewno? – spytał z rozbawieniem, którego nie dało się już dłużej ukryć.
- Albo coś zamówisz albo zacznę krzyczeć i powiem, że składałeś mi niemoralne propozycje – była pewna, że to sprawi iż w końcu da sobie spokój z durnymi zaczepkami.
- Czyżbyś oczekiwała ode mnie takiej propozycji? – oparł głowę na dłoni i sugestywnie zamrugał.
- Chcę tylko żebyś w końcu złożył to cholerne zamówienie – szepnęła zrezygnowana. Nie miała ochoty na dalszą dyskusję. 
- Oczywiście, ale najpierw muszę wiedzieć ile kalorii ma syrop, który dodajecie do kawy. Bo wiesz chyba, że muszę dbać o linię – uśmiechnął się perfidnie.
- Na Merlina! – krzyknęła tak, że część gości odwróciła się w jej stronę – a skąd ja mam to wiedzieć?
- Twierdziłaś, że twoja wiedza jest – pozwól, że zacytuję – absolutna.
- Albo złożysz to zamówienie albo cię uderzę – syknęła, będąc na granicy załamania.
- A wtedy ja złożę oświadczenie w odpowiednim miejscu i pożegnasz się z tym szykownym wdziankiem.
- Malfoy! – wycedziła ostrzegawczo.
- Już dobrze, dobrze. Niech będzie ten cały tęczowy kolor smaków i klonowe latte.
- Dziękuję – odparła, gdy zanotowała złamanym długopisem jego zlecenie – za chwilę podamy do stolika – westchnęła i schowała notesik do kieszonki na piersiach – naprawdę cię nienawidzę, Malfoy – wypluła te słowa niczym truciznę i odwróciła się na pięcie, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. A on siedział dumny z siebie niczym paw. Oderwała karteczkę, którą powiesiła przed głównym piekarzem i wyszła z kuchni. Rzuciła połamanym pisakiem na blat.
- Pieprzony arystokrata – szepnęła i położyła głowę na metalowej ladzie.
- Co się stało? -  w mgnieniu oka pojawiła się koło niej Odilia, która była niesamowitą pięknością i zawdzięczała to włoskiej krwi, która płynęła w jej żyłach.
- Irytujący klient – spojrzała na nią zmęczonym wzrokiem.
- Chyba nie mówisz o tym blondynie pod oknem, który cały czas pożera cię wzrokiem. Znacie się? – no tak. Odilia nie uczęszczała do żadnej szkoły w Anglii, a więc nie mogła znać Malfoya.
- Znamy, ale nie przepadamy za sobą. To tleniony imbecyl, więc nie radzę zaczynać zalotów.
- Rozumiem. Sądząc po tym jak patrzy na ciebie i tak nie miałabym szans.
- Zaniesiesz mu jego zamówienie? -  zapytała błagalnym tonem. Nie zniosłaby kolejnej rundy złośliwych docinków.
- Nie ma problemu – czarnowłosa zabrała tacę i ruszyła w głąb Sali. Po kilku minutach wróciła z nietęgą miną – powiedział, że ty masz mu to przynieść.
- Aisssh! – syknęła przez zaciśnięte żeby i dosłownie wyrwała jej tacę z rąk. Podeszła do Malfoya i bez słowa postawiła przed nim kawę i ciasto, po czym odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia.
- Nie tak prędko, Granger – zatrzymał ją w pół kroku – co to jest? – wskazał na wysoką szklankę.
- Klonowe latte – odparła 
- Z całą pewnością klonowe ono nie jest – teraz już nie był rozbawiony, teraz był zirytowany. Nie tolerował impertynencji.
- Ależ jest! – oburzyła się.
- Tak? To powąchaj – podsunął jej kawę pod nos – i co czujesz?
- Karmel – odpowiedziała przyciszonym głosem. Nienawidziła popełniać błędów.
- Właśnie karmel, a miał być syrop klonowy.
- Przepraszam. Zaraz przyniosę odpowiednie latte.
- Nie masz innego wyjścia, Granger

Siedem godzin później Hermiona ociężale opadła na krzesło przy jednym ze stolików. Ostatni klient wyszedł przed parunastoma minutami. Dzisiaj była zmęczona jak nigdy. Jej uwagę jednak przykuła skórzana oprawka, którą wykorzystywano do podawania napiwków. Otwarła ją, a wściekłość znów w niej wezbrała. Podarował jej napiwek w wysokości jej miesięcznej pensji. Była także karteczka z jego adresem i dopiskiem: Wiem, że będziesz chciała zwrócić te pieniądze – napisane jego kaligraficznym i pochyłym charakterem pisma. Wiedział jak zareaguje i tym samym postawił ją w sytuacji bez wyjścia. Durna fretka! – pomyślała. Nie mogła zatrzymać pieniędzy, ale  nie mogła ich także zwrócić. Była w potrzasku, ale zdecydowała. I chociaż będzie to reakcja jakiej oczekiwał – nie może postąpić inaczej. Zirytowana wstała od stolika i zgarnęła rachunek z napiwkiem. Wściekłym krokiem weszła na zaplecze, gdzie odwiesiła swój fartuszek i teleportowała się z głośnym hukiem. Była tak wściekła, że nie pożegnała się nawet z koleżankami. Stanęła pod wskazanym adresem i weszła do budynku. Nacisnęła guzik z odpowiednim numerkiem i patrzyła jak drzwi windy się zasuwają. Nerwowo stukała swoim obcasem o posadzkę. W jej gardle urosła jakaś dziwna gula i nie wiedziała dlaczego w ogóle ona się tam pojawiła. Metalowe wrota rozsunęły się i wyszła na korytarz. Podeszła do drzwi i zadzwoniła dzwonkiem. Nie miała czasu, aby rozglądać się po budynku. Była jednak pewna czego mogła się spodziewać po tym nadętym arystokracie. Znała także dzielnicę, w której się znalazła. To była najdroższa część magicznego Londynu, w której mieszkali najbogatsi czarodzieje z całego świata. Miała parę razy okazję tutaj przebywać. W środku rozległo się szuranie, a po chwili drzwi się otwarły i stanął w nich blondyn odziany jedynie w szare dresowe spodnie.
- O Granger. Cóż za niespodziewana wizyta – ironia w jego głosie była tak wyczuwalna, że w Hermionie jeszcze bardziej się zagotowało -  będziesz tutaj tak sterczeć czy wejdziesz do środka?
- Nie zamierzam – odparła bez namysłu – zamierzam oddać to, co twoje i znikam.
- Nie wydurniaj się, Granger – odsunął się w przejściu – w ramach zadośćuczynienia zapraszam na kieliszek wina i kolację – uśmiechnął się z satysfakcją. Doskonale wiedział, że przyjdzie. To była prowokacja idealna.
- Pogrzało Cię? Czekałeś na mnie z kolacją? – spytała, niedowierzając w jego słowa – chyba nie chodzi ci o te niemoralne propozycje? – pisnęła przerażona.
- Ależ oczywiście, że właśnie o nie chodzi – pociągnął ją za nadgarstek tak, że z impetem wpadła do jego mieszkania, a on zamknął za nią drzwi.
- Bo złożę oświadczenie… – zaczęła, sądząc, że to jej ostatnia deska ratunku.
- Granger, daj spokój – przeczesał dłonią swoje przydługie blond włosy, a ona siłą powstrzymała się od jęku zachwytu, który cisnął się na jej usta.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko włoskim daniom – udał się do salonu, gdzie na stole stała zastawa dla dwóch osób, a ona po prostu człapała za nim. Nie wiedziała, o co mu tak naprawdę chodziło, ale wyczuwała w jego zachowaniu podstęp, który przestał się jej podobać.
- Co to ma znaczyć? – zatrzymała się w wejściu. Musiała poznać odpowiedź.
- A powiadali, że jesteś inteligentna. Nie zamierzam Cię zabić. Siadaj – odsunął dla niej krzesło,  na którym ona usiadła. W międzyczasie zdążył zarzucić na siebie koszulkę z wycięciem w serek, która idealnie podkreślała jego umięśnioną sylwetką. Hermiona natomiast niepewnie przyglądała się talerzom ustawionym na stole, ale po chwili zaczęła jeść swoją pastę. Musiała przyznać, że była wyśmienita.
- Pogratuluj swoim skrzatom doskonałej roboty – odłożyła swój widelec obok talerza i wytarła kąciki ust, w których zebrało się odrobinę sosu.
- Sądzisz, że moje skrzaty aż tak dobrze gotują? – zadał pytanie, a ona w odpowiedzi pokiwała tylko głową – wybacz, że cię rozczaruję. Gotowałem sam – uśmiechnął się triumfalnie, widząc jej zaskoczoną minę.
- Przyznam to z przykrością, ale jesteś niezłym kucharzem. Powtarzam,  niezłym – upiła łyk wina i odstawiła pusty już kieliszek na stół.
- Dziękuję – puścił jej dodatkową uwagę mimo ucha i przyglądał się jej z błyskiem w oku. Musiał przyznać, że chociaż ubrana w zwykłe ciuchy, prezentowała się niebywale dobrze. Nie posądziłby jej o tak dobry gust – jeszcze wina? – spytał , stając tuż za jej plecami.
- Chętnie – odparła i nadstawiła swój kieliszek, a on wypełnił go czerwonym pół słodkim winem. Hermiona wstała z krzesła i przemieściła się o parę kroków. W głowie zaczynało jej szumieć od alkoholu, który rozchodził się po jej ciele. Miała wyjątkowo słabą głowę, ale on pewnie to wiedział. Usiadła na białej kanapie i podwinęła nogi pod siebie, opierając się o podłokietnik. Tak, że dla Malfoya wciąż było miejsce na siedzeniu. 
- Nie sądziłem, że akurat dzisiaj się spotkamy – przyznał. Stał nonszalancko oparty o ścianę z nogami założonymi w kostkach. W prawej dłoni trzymał kieliszek, ale rękę położył na klatkę piersiową. Takie ułożenie sprawiło, że zarys jego mięśni był jeszcze bardziej wyraźny.
- Ja także – zerknęła na niego ukradkiem i  zamierzała wcielić swój plan w życie. Upiła odrobinę napoju z naczynia, a następnie przechyliła je tak, że cała jego zawartość wylała się na jego śnieżnobiałą wykładzinę – na Merlina! – krzyknęła, stając do pionu -  tak bardzo cię przepraszam! – w jej głosie słychać było skruchę, ale w oczach tańczyły iskry rozbawienia. Kobieta tylko udawała.
- Masz pojęcie, co zrobiłaś? – syknął, podchodząc bliżej – to był mój ulubiony dywan, z którego plamy nie schodzą nawet dzięki czarom.
- Ja naprawdę nie chciałam – uśmiechnęła się z satysfakcją i znowu usiadła na kanapie, zakładając nogę na nogę. Patrzyła na niego wzrokiem, który przepełniała radość ze zwycięstwa.
- Wiem, że chciałaś. Nie jesteś dobrą aktorką – oparł się o blat stołu i obserwował ją z naprzeciwka.
- Jesteśmy kwita, Malfoy – westchnęła – a za dywan naprawdę przepraszam. Stał się niewinną ofiarą.
- Masz rację, Jesteśmy kwita. Możemy więc skończyć z dziecinnymi zagrywkami i porozmawiać jak normalni ludzie – założył obie ręce na piersi, a grzywka opadła na jego czoło. Przeszywał ją swoimi oczami koloru jasnego jeansu.
- Nie rozumiem, o czym mówisz. Zamierzałam właśnie wychodzić -  dodała poważnym tonem. Odgryzła się, a więc jej misja została wypełniona dokładnie tak, jak chciała.
- Naprawdę sądzisz, że moje zachowanie wciąż jest tak szczeniackie jak w Hogwarcie? – widział wahanie w jej oczach. Wyrażała to całą sobą. Ona naprawdę myślała, że się nie zmienił, że nie dorósł – zawiodłem się na Tobie – westchnął zrezygnowany. Sądził, że Granger będzie lepszą partnerką do rozmowy, ale najwyraźniej się pomylił.
- Ja… - zaczęła, ale słowa ugrzęzły jej w gardle. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć.
- Przyznaję, że gdy tylko zobaczyłem, że pracujesz w Słodkim Niebie, już wiedziałem, że to właśnie tam wstąpię. Nie omieszkałem także podarować sobie chwili na zabawne wspomnienia sprzed lat…
- Zabawne? – prychnęła – wyzywanie mnie od szlam  było dla ciebie zabawne? – spytała z goryczą – gratuluję poczucia humoru.
- Granger, nie zachowuj się tak, jakby wojna skończyła się wczoraj. Sama wiesz jak wyglądała nasza sytuacja. Pamiętaj także, że sama nie byłaś mi dłużna – przeszedł parę kroków i usiadł obok niej na kanapie. 
- Być może – skapitulowała.
- Ale jak widzisz – dorastamy – a wraz z tym zmieniają się nasze poglądy na życie. Całe ono się zmienia.
- Masz rację, zbyt łatwo daję się wyprowadzić z równowagi.
- Taki twój urok, maleństwo – uśmiechnął się po raz kolejny tego wieczora, ale tym razem całkowicie szczerze.
- Za to twoim wciąż jest ironia – dodała i trzepnęła go w ramię.
- Jestem aż tak przewidywalny? – zapytał z ogromnym żalem, ale po chwili znów się roześmiał. Zrozumieli, że każde z nich już dawno temu ruszyło na przód, ale to nie zmieniło tego, że wciąż była między nimi ta przeszłość, od której oboje uciekali. Między nimi wciąż były wszystkie kąśliwe uwagi i sprzeczki na korytarzach, które zostawały w pamięci przez długie lata. Były także uczucia, które wtedy nimi kierowały.
- Nie, w ogóle nie jesteś przewidywalny. Właściwie byłam zaskoczona twoim widokiem. Nie wiedziałam, że wróciłeś do Anglii – obróciła się o dziewięćdziesiąt stopni tak, że kolano teraz wbijała w oparcie, a plecami stykała się z podłokietnikiem. Miała idealny widok na mężczyznę, który usiadł w tej samej pozycji. Odległość między nimi z każdą chwilą była coraz mniejsza.
- Postanowiłem wrócić. Nowy Jork jest pięknym miastem, ale to nie moje miejsce. Tęskniłem za deszczową pogodą – mrugnął do niej.
- Niewątpliwie jest to wymarzony klimat – odpowiedziała sarkastycznie.
- Tak naprawdę przeniosłem tutaj moje interesy, a także wróciłem z powodu kuzynki mojej babki, która nie jest już w stanie prowadzić swojej cukierni. Mam znaleźć kogoś na jej miejsce – miał nadzieję, że dziewczyna pojmie aluzję. Była w końcu jedną z najmądrzejszych kobiet, które znał. O ile nie najmądrzejszą. 
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że mówisz o Słodkim Niebie – szepnęła spanikowana. Tego jeszcze tylko brakowało, aby Malfoy został jej szefem.
- Jestem całkowicie poważny. Martha poprosiła mnie, abym odpowiednio przeszkolił jej kandydatkę, która ma zająć jej miejsce, a więc Granger od jutra zaczynamy.
- Nie mówisz poważnie – tego było zbyt dużo, ale to przynajmniej wyjaśniło ich dzisiejsze spotkanie. I musiała przyznać przed samą sobą, że czuła się zawiedziona tym faktem. Okazał się być zupełnie innym człowiekiem niż przypuszczała, ale na co ona właściwie liczyła?
- Dasz sobie radę, Granger. Wiem jak kochasz to miejsce. Widzimy się jutro o dziewiątej, a tymczasem powinienem odwieźć cię do domu – narzucił na swoje sportowe ubranie czarną bluzę i podał jej rękę, aby wstała. Ale ona siedziała jak spetryfikowana. Nie potrafiła tego ogarnąć. Czuła się tak, jakby dostała w twarz. Wstała z miejsca i ruszyła do wyjścia, potykając się o dywan. Poczuła na sobie silne męskie ramiona, które zaoszczędziły jej bolesnego zetknięcia się z zimną podłogą.
- Jak sam powiedziałeś, dam sobie radę – usiłowała zrzucić z siebie jego dłonie, ale zamiast tego jego uścisk się wzmocnił.
- Wiem, co sobie pomyślałaś. Wiem także, jak dalekie jest to od prawdy. I jeżeli nie chcesz bym rzucił się na ciebie - tu i teraz - to posłusznie zejdź ze mną na dół i daj się wsadzić do auta. Inaczej nie ręczę za siebie i wtedy naprawdę będziesz musiała składać te papiery w Ministerstwie – jego głos był poważny, wbijał się w jej umysł niczym bolesne noże. Ale to była najprawdziwsza prawda. Przy ostatnim zdaniu puścił jej oczko, a jej opór zniknął. Bez słowa dała wyprowadzić się z mieszkania, a kiedy parę minut później siedziała w czarnej limuzynie, wciąż nie potrafiła w to wszystko uwierzyć i poskładać w jedną całość. Boleśnie czuła jego obecność i zdała sobie sprawę, że naprawdę pragnęła tego żeby się na nią rzucił. Jedna rozmowa z nim sprawiła, że zaczęła boleśnie odczuwać doskwierającą jej samotność.

Następny rok upłynął jej w niebywałych trudnościach. Szkolenie Malfoya okazało się być cięższe aniżeli mogła przypuszczać. Chyba wcześniej nie zdawała sobie sprawy jak trudne jest prowadzenie takiego miejsca. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy Dracon doskonale postarał się o to, aby boleśnie to pojęła. Ale miał rację – podołała temu zadaniu. Wiedziała, że jest gotowa, a jej marzenie się spełni. Kochała to miejsce. Było dla niej całym nowym życiem i nie zamieniłaby go na nic innego. Inną kwestią był posiadacz pięknych błękitnych oczy, który nieustannie nawiedzał ją we śnie i w codzienności. Dzień, w którym uświadomiła sobie, że jest w nim zakochana, był zarazem najpiękniejszym i najgorszym fragmentem jej życia. Wiedziała, że coś między nimi jest – zwierzęcy magnetyzm i pożądanie - nic więcej, a ona nie tego pragnęła. Wielokrotnie późniejsze kolacje, które miały być tylko biznesowymi spotkaniami, kończyły się w jego sypialni wypełnionej ich jękami. Ale ona wiedziała, że z jego strony nie może liczyć na nic więcej, aniżeli ten romans, który trwa już od dziewięciu miesięcy. Z rezygnacją podeszła do stolika, przy którym siedział i czekała aż coś zamówi, a on uparcie milczał.
- Draco pospiesz się, proszę. Nie mam całego dnia na czekanie. Klienci się niecierpliwią – spojrzała na niego błagalnym wzrokiem.
- Ależ spokojnie, złotko. Zaraz coś wymyślę – puścił jej perskie oko, a ona przestąpiła z nogi na nogę. Sytuacja znów się powtarzała. Z tym wyjątkiem jednak, że ona teraz darzyła go beznadziejnym uczuciem, które na zawsze pozostać miało jednostronne.
- To samo, co wtedy – podał jej menu, a ona odeszła od stolika. Miał swój plan i wiedział, że znów dopnie celu. Ona była zbyt przewidywalna.

Po zamknięciu kawiarni zbierała wszystkie skórzane pokrowce i kiedy podeszła do miejsca, przy którym siedział Dracon, z czułością przejechała po blacie. Ale radość prędko zniknęła i zastąpił ją przeszywający smutek. Podniosła rachunek, z którego coś wypadło z brzękiem na podłogę. Była pewna, że to tylko moneta. Schyliła się by ją podnieść, ale zamarła z wyciągniętą dłonią. Na podłodze zamiast galeona leżał pierścionek z brylantem. Wciągnęła powietrze ze świstem i otworzyła kajecik. Jedno zdanie, które sprawiło, że jej serce przyspieszyło.
Aportowała się na samym środku jego salonu. Czekał na nią. Za jego plecami stał kubełek z włożonym szampanem, a on stał przy stole ubrany w najlepszy garnitur jaki posiadał.
- Co ty sobie wyobrażasz durny bęcwale? – krzyknęła, ale tak naprawdę rozpierało ją szczęście.
- Daj spokój, Granger – podszedł do niej i dotknął dłonią jej policzka – odpowiedz na moje pytanie. I dla jasności – nie przyjmuję innej odpowiedzi, aniżeli pozytywnej.
- Tak – szepnęła i wtuliła się w jego tors. Objął ją ramionami, przyciskając do swojej klatki piersiowej i pocałował ją w czubek głowy. 

Nazajutrz obudziła się z pierścionkiem zaręczynowym na serdecznym palcu i każdą komórką ciała wypełnioną szczęściem.
- Dzień dobry – uśmiechnął się – życzy sobie Pani kawy? – spytał niczym najprawdziwszy kelner.
- Klonowe latte, poproszę – odpowiedziała i mrugnęła do niego porozumiewawczo.
- Już się robi – chłopak zniknął na chwilę, a pięć minut później pojawił się z parującym napojem – proszę bardzo – podał swojej narzeczonej kawę, musnął jej usta i ruszył w kierunku łazienki.
- Nie tak prędko, Malfoy – zatrzymała go w pół kroku – co to jest? – wskazała na wysoką szklankę.
- Klonowe latte – odparł.
- Z całą pewnością klonowe ono nie jest – syknęła, ale w środku zwijała się ze śmiechu. Wiedziała, że zrobił to celowo.
- Ależ jest! – upierał się przy swoim zdaniu.
- Tak? To powąchaj – wrócił do łóżka i pakując się obok niej, powąchał parujący napój – i co czujesz?
- Karmel – roześmiał się i skradł jej kolejnego całusa. Oboje wiedzieli, że odtąd ich życie już zawsze będzie mieć smak klonowo-karmelowego latte, które będzie symbolem ich szczęścia i miłości.



***


Z dedykacją dla:
Madzi, której za parędziesiąt minut stuknie magiczna osiemnastka i której składam najlepsze życzenia.
Ani za twój szantaż i fakt, że to częściowo był twój pomysł.

19 komentarzy:

  1. Jak ja uwielbiam twoje miniaturki;) Każda z nich ma swój niepowtarzalny klimat. A dzisiaj to już druga miniaturka która powoduje szeroki uśmiech :) Życzę dużo weny i częściej pojawiających się miniatur. A tak na marginesie oryginalny sposób na oświadczyny zostawić napiwek :) Pozdrawiam Agfa

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodko :D Ale tam fajnie i milo :D Jak czytałam to aż Mi się ciepło na sercu robili xD Na prawdę świetne :D Pozdrawiam Lili :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Miniaturka jest najlepsza!
    Zdecydowanie,niezaprzeczalnie twoje dzisiejsze dzielo stało się moim numerem jeden!
    Dialogi, jak dla mnie poprowadziłaś mistrzowsko!
    A końcówka z tym karmelem idealne odzwierciedlenie ich osobowości i powrót do początków.
    jedyne co bardzo mnie zaskoczyło to, że Martha kuzynka jego babki i ma jej pomóc znaleźć kogoś. Tego szczerze sie nie spodziewałam, ale super ;)
    I oświadczyny tez byly nietypowe, wyjątkowe (i jeszcze jedno określenie mam na końcu języka, ale nie potrafię przypomnieć sobie ;p) wygrała przewidywalność;D
    naprawdę nic tylko pogratulować pomyslu i spisania, w taki sposób.
    Zaskoczona, że dzięki dialogom pobiła moja poprzednia ulubiona?
    Oby więcej takich milych niespodzianek, pozdrawiam
    Madzia ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. I bym zapomniała: dziękuje bardzo za życzenia. Te tutaj i na facebooku ;**

    P.S Tak teraz czytam i to pozdrawiam faktycznie dziwnie brzmi, zważywszy na to, ze juz dość trochę sie znamy ;p na usprawiedliwienie dodam, ze to z przyzwyczajenia ;)
    Uwielbiam cię, ale to wiesz ;**
    Czekam na wiecej miniaturek (gdybym potrafila być stanowcza jak niektórzy to bym moze cos z ciebie wycisnęła, a tak zostaje mi tylko mieć nadzieją ;** )

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. ciąg dalszy następuje

      To jest jedna z najsłodszych, najbardziej słodkich, kochany, cukrowych, idealnych historii jaką kiedykolwiek miałam okazję poznać. A może właśnie najlepsza.
      A jednak zawsze mnie to zaskakuje. Bo kiedy widzę tytuł automatycznie myślę o piosence z jakiej się wziął. I tam nie był niczym, co można by określić epitetem "słodkie".
      Siedziałam ostatnio w kawiarni i myślałam o dwóch osobach jak wyglądałby w takim miejscu. Ta pierwsza - zupełnie tam nie pasowała.
      Ta druga - aż nadto. Ta druga przypomina mi Draco. A mimo to nawet w mojej własnej wyobraźni ta scena nie miała cukru. I o tyle jest dla mnie to dziwne, bo potrafiłam sobie wyobrazić. Po raz pierwszy.
      I odkryłam, że nigdy więcej nie chcę sam siedzieć w kawiarni.

      Usuń
  6. Nicole.Martin26 lipca 2013 12:17

    Jakie cudowne dzieło. Rozpływam się nad nim jak karmel na ich kawie.
    A kto mi zrobi taką kawę? :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękna miniatura! I człowiek odpływa:):) Słodko, romantycznie, KARMELOWO i bajecznie:) Jestem zachwycona:)

    Pozdrawiam,
    Ewelka

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie no, ta miniaturka jest boska! Nie mogę o niej złego słowa powiedzieć :D Fajny pomysł z tą kawą, jako "motyw przewodni" tej historii :D

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie
    szalenstwo-uczuc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudenko !
    ale się usmialam na samym koncu ;)
    bardzo pozytywna miniaturka ;]
    ~Anka

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam Twoje miniaturki. Po prostu kocham. Niektóre czytałam nawet kilka razy, ale ta jest zdecydowanie w pierwszej piątce. Taka słodka jak karmel <33

    OdpowiedzUsuń
  11. Jaka słodka miniaturka. Od dziś klonowe latte będzie mi się kojarzyło z tym opowiadaniem. Końcówka była ekstra. W ogóle to całe latte nadało temu tworowi fajny klimat.
    A tekst z nagłówka jest taki, taki...ciepły ;)
    ''Na­wet gorące latte po­dane mi przez Ciebie o po­ran­ku, krzyczy całą sobą o naszym bez­granicznym szczęściu.''
    'Ellie

    OdpowiedzUsuń
  12. Miałaś rację - jakimś dziwnym cudem przegapiłam, aż 3 miniaturki. Oj serio nie wiem jak mi się to udało...
    Czytając zrobiło mi się błogo i od razu nabrałam ochoty na kawę :) Oryginalny, pomysł, nowe oblicza bohaterów, świetnie opisane - historia jak z bajki :)
    Florence

    OdpowiedzUsuń
  13. Zdecydowanie najlepsza Twoja miniaturka:))
    Zakochałam sie w niej :*
    Pozdrawiam Small Scar

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetna miniaturka, bardzo mi się podobała. Taka... pozytywna?
    Przyjemnie się czytało :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ta miniaturka jest tak slodka I urocza :-) Bardzo mi sie podoba! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. jaka słodka :3 genialna :)

    OdpowiedzUsuń
  17. <3, nic więcej tylko <3
    H A R I E T T A

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy