poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Dwudziesty pierwszy

Błąd łatwiej dostrzec niż prawdę, 
bo błąd leży na wierzchu, a prawda w głębi.


W holu stłoczonych było sześć osób, a wśród nich rozbrzmiewały słowa pożegnań. Nie było żadnych łez czy czułych uścisków. Parę słów na do widzenia.
- Dzięki za ten tydzień. Zdzwonimy się w przyszłym tygodniu i umówimy dokładną datę rozpoczęcia prac - Marc uśmiechnął się do blondwłosego wspólnika i chwycił walizki. Kath przytuliła Hermionę i Claire i wyszła za ukochanym.
- Draco miło było się spotkać. Do zobaczenia niedługo - ścisnął dłoń Claire i teleportowali się z głuchym trzaskiem.
- No to co Granger, zostaliśmy sami - posłał jej ciepły uśmiech jednak miał wrażenie, że do niej nie docierało to, co mówił. Miał rację. Dziewczyna pogrążona była we własnych rozmyślaniach. Choć ciałem była tutaj, duszą była w zupełnie innym miejscu. Rozpamiętywała wczorajszą wyprawę prywatnym jachtem Malfoy'a na wyspę Skhiatos. Nigdy w życiu tak dobrze się nie czuła. Nie myślała wtedy zupełnie o niczym. Poddała się magii chwili. Wiatr we włosach i słońce za twarzy, a uroku całości dopełniał zapach morza i echo fal rozbijających się o kadłub. Plaża na wyspie była wyjątkowo piękna. Piasek zmieszany z drobinkami metalu wyglądał jakby ktoś specjalnie zmieszał go z brokatem. Cudownie współgrał z promieniami słońca padającymi na lazurowe lustro wody. Całość tworzyła magiczną atmosferę. Gdy Hermiona postawiła po raz pierwszy swą stopę na molo, a jej wzrok padł na zatoczkę nie mogła uwierzyć własnym oczom. Zaparło jej dech w piersiach i wydawało jej się, że jest w raju. Samo miasteczko także było równie piękne. Było jednym z niewielu gdzie ujrzeć można było tradycyjną grecką zabudowę. Białe budynki z niebieskimi okiennicami i wąskie, strome uliczki kręto wijące się wśród wzgórz z niezliczoną ilością stromych stopni. To miasteczko miało swoją tajemnicę i choć roiło się tutaj od turystów ona czuła, że gdyby mogła spędzić w tym miejscu trochę więcej czasu, znalazłaby cichy zakątek. Ponowny przyjazd na wyspę już wpisała na swoją listę marzeń 'nie do spełnienia'. Wiedziała, że jej noga więcej tutaj nie postanie. Nigdy nie będzie jej na to stać. Z transu wyrwało ją lekkie uszczypnięcie w ramię.
- Coś się stało, Malfoy? - spytała wciąż rozmarzonym głosem.
- Mówiłem, że powinnaś się spakować - posłał jej swój ironiczny uśmiech.
- Masz rację - wyminęła go i udała się na górę próbując pozbyć się z głowy obrazów tego wspaniałego miasteczka. Nacisnęła na klamkę i z wielkim trudem przekroczyła próg tego pokoju po raz ostatni. Gdy stąd wyjdzie, już więcej tutaj nie wróci. Okręciła się wokół własnej osi rozglądając się we wszystkie strony tak, by jak najdokładniej zapamiętać każdy szczegół. Tak, by nic jej nie umknęło. Już wiedziała, że to będzie miejsce, do którego będzie uciekać myślami, gdy górę nad nią weźmie Katie Sanderson.  Podeszła do półki i zaczęła z niej wyciągać wszystkie swoje ubrania, które już chwilę później leżały w torbie. Gdy wszystko znalazło się w walizce, zapięła zamek i odstawiła ją na bok. Weszła na balkon i wciągnęła powietrze tak, by napełniło jej płuca. Było niesamowicie rześkie i czuć było w nim nutę morza. Otwarła oczy i spojrzała na horyzont, za którym już prawie chowało się słońce. Atmosfera była niesamowita. Wiedziała, że musi odwiedzić plażę. Cofnęła się znów do pomieszczenia i usiadła na łóżku. Westchnęła przeciągle i zamknęła powieki. Nie chciała wracać. Nie była gotowa na spotkanie z codziennością. Wiedziała jednak, że da radę. Musi. Takie było jej życie. Bajka dobiega końca, nie ma powrotów. Chciała tu zostać na zawsze, ale nie mogła. Nie taką przyszłość pisał jej los. To było jego życie, w którym dla niej nie było miejsca. Czuła jednak, że to właśnie dzięki niemu coś się w niej zmieniło. Zaczęła inaczej postrzegać świat i życie. Teraz nie będzie ono już tylko bezsensowną egzystencją jej osoby. Wiedziała, że da radę. Na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech gdy pamięcią powróciła do czasów szkolnych i ich codziennych kłótni na korytarzach. Wtedy, kiedy człowiek obawiał się czy dożyje dnia następnego, życie było prostsze. Wtedy miała wszystko - miała przyjaciół, za których skłonna byłaby oddać życie, miała kochających rodziców i była najlepszą uczennicą w szkole. Co się stało z tym wszystkim? Gdzieś zniknęło, a ją zmienił czas, który nieubłaganie biegł do przodu. Nie mogła go cofnąć. Po jej policzku spłynęła jedna łza, którą szybko wytarła. Przeszłość nawet ta, która wydaje się być znacznie lepsze niż teraźniejszość, nawet ona sprawia ból. Tęskniła do czasów swojej młodości. Dziś wiedziała, że nie postąpiłaby tak samo. Czasu nie da się cofnąć. Żałowała tych straconych lat. Zagubiła gdzieś samą siebie. Szła prostą drogą do autodestrukcji, jednak los ulitował się nad nią i postawił na jej drodze Draco, który był przystanią, dzięki której zmieniła siebie. Nie zmieni to jednak faktu, że nie jest już dawną sobą. Gwałtownie wstała z materaca i udała się do wyjścia chcąc pozostawić wszystkie te szare myśli w tym właśnie pokoju. Chciała od nich uciec i cieszyć się tymi ostatnimi minutami tutaj. Zbiegła po schodach na dół i udała się do kuchni, gdzie wpadła na blondyna. Spojrzała na niego. Wydawał się być wyraźnie pochłonięty swoimi myślami. Musiała przyznać, że najwyraźniej toczył batalię w swojej głowie bo nawet nie zauważył gdy weszła.
- Jestem gotowa - uśmiechnęła się delikatnie.
- Dobrze. Musimy porozmawiać - zerknął na nią niepewnie i głośno przełknął ślinę. Już od jakiejś godziny próbował sensownie dobrać słowa. Nie wiedział jak ma to powiedzieć, aby było dobrze. Nie było takich słów, które odpowiednio zobrazowałyby tą sytuację. Po prostu takich nie było.
- Dobrze. Przejdźmy się po plaży - puścił ją przodem. Minęła basen, a następnie zeszła schodkami w dół. Poczuła niesamowite ciepło bijące od wciąż ciepłego jeszcze piasku. Parę sekund później jej stopy zamoczyły się w kojąco chłodnej wodzie, a na twarz padały ostatnie tego dnia promienie słoneczne. Mężczyzna stanął obok niej, ale między nimi panowała cisza. On nie potrafił zebrać myśli, a ona nie chciała aby on zaczynał rozmowę. Mogła tak trwać już do końca życia. Tak było naprawdę dobrze.
- Mogłabym tutaj zostać - szepnęła cicho. Miała nadzieję, że Malfoy nie usłyszał.
- Możesz tutaj zostać razem ze mną - on także szeptał. Czuł, że ta chwila ma w sobie jakąś ukrytą magię, której nie chciał niszczyć. Spojrzała na niego zdziwiona. Nie wierzyła w to, co powiedział. Takie słowa nie były do niego podobne. Nie pasowały do niego.
- Słucham? - wbiła w niego przeszywające spojrzenie czekając na cios z jego strony. Miała wrażenie, że wybuchnie za moment szyderczym śmiechem i będzie winił ją za jej głupotę i naiwność.
- Powiedziałem, że możemy tutaj zostać - powtórzył akcentując słowo możemy.
- Słyszałam - skwitowała znów wpatrując się w przestrzeń przed nią.
- To po co pytałaś?
- Bo ci nie wierzę - prychnęła. Taka była prawda. Nie ufała mu. Nie miała zbyt wielu okazji by przekonać się, że jego słowa choć w nieznacznym stopniu bywają prawdziwe.
- Mhm - westchnął. Wciąż właściwie nie wiedział jak ma jej to powiedzieć. Wiedział, że musi to zrobić w tej chwili bo innej okazji już mieć nie będzie.
- O czym chciałeś porozmawiać? - zignorowała jego poprzednią wypowiedź zadając pytanie, którego się najbardziej obawiał.
- O tym, że właściwie zostałaś bezrobotna - wydusił z siebie na jednym wdechu, a jej oczy rozszerzyły się do rozmiarów kół od roweru. Miała wrażenie, że się przesłyszała.
- Co powiedziałeś? - spytała niedowierzająco
- Nie pracujesz już dla Helen - spojrzał na nią. Widział jej mordercze spojrzenie, ale nie obawiał się jej. Miał swoją rację w tym, co zrobił. Dołożył wielu starań, aby jego plan się powiódł. Musi. Bez względu na konsekwencje.
- Chyba nie chcesz przez to powiedzieć, że zapłaciłeś te dziesięć tysięcy? - miała nadzieję, że powie iż to był żart.
- Nie zapłaciłem dziesięciu tysięcy - uśmiechnął się cwanie, a ona już wiedziała, że to nie był żart - zapłaciłem sto tysięcy.
- Słucham? - krzyknęła wściekła. Miała ochotę wydrapać mu oczy. Nie prosiła go o pomoc.
- Helen zażądała za ciebie sto tysięcy - odrzekł spokojnie. Wszystkie obawy z niego wyparowały. Im bardziej ona się złościła tym on był spokojniejszy.
- Po co to zrobiłeś? - w jej głosie wyczuł złość.
- Ponieważ nie chciałem by jakikolwiek facet poza mną cię dotykał - spojrzał na nią. Jej mina mówiła wszystko. Nienawidziła go.
- A więc to tak. Potrzebowałeś swojej prywatnej dziwki - roześmiała się jak szaleniec. To wszystko ją przerosło.
- Powiedziałem, że nie dotknę cię jeżeli nie będziesz tego chciała. Zrobiłem to, bo czułem, że jestem ci coś winien - między nimi zaczynała rodzić się przepaść, która na czas tego wyjazdu zniknęła. Czuł jak brunetka znów staje się dla niego obcą osobą, a on tak bardzo jej potrzebował. Mógł jednak spodziewać się takiej reakcji. To było do przewidzenia.
- Nie miałeś prawa tego robić - uderzyła go w twarz, a potem osunęła się na kolana zatapiając twarz w dłoniach. Po raz pierwszy w jego obecności pozwoliła sobie na łzy. Nie obchodziło ją, że patrzy. Z jednej strony była mu wdzięczna za to, co zrobił. Z drugiej jednak nie chciała być od niego zależna. Odkąd pamiętała starała się polegać tylko na sobie. Kucnął nad nią i odciągnął jej dłonie od twarzy. Uniósł jej podbródek i spojrzał w oczy, w których czaiło się przerażenie i łzy.
- Przepraszam - wyszeptał.
- Nie dotykaj mnie - wyrwała swoje dłonie z jego uścisku. W tym momencie wszystkie pozytywne uczucia, które do niego żywiła wyparowały. Zniknęły w zastraszająco szybkim tempie. On także to wiedział. Wiedział, że na nowo powstała między nimi przepaść, a most, który budowali tyle czasu, runął w nią najprawdopodobniej bezpowrotnie.
- Hermiona, to nie tak - westchnął. Sam już nie wiedział, po co to wszystko robił. Zagubił się w tym wszystkim. To było dla niego coś nowego. Czuł w sercu coś dziwnego, coś czego nie potrafił zidentyfikować. To właśnie to uczucie pchnęło go do tego. To dzięki niemu zadał sobie tyle trudu i wydobył od Helen listę klientów Katie. Poświęcił wiele energii by wymazać pamięć wszystkim ludziom, którzy mieli z nią jakikolwiek kontakt. W pamięci osób, które kiedyś spotkała na swojej drodze już nie istniała. O Katie wiedziała tylko ona, on i Blaise. Te trzy osoby i nikt więcej na świecie.
- A jak? - spytała dławiąc się łzami.
- Sam nie wiem - oklapł na piasek obok niej i zagarnął ją w swe ramiona. Nie wyrywała się. Co jakiś czas tylko wstrząsał nią spazmatyczny płacz.
- Po co to zrobiłeś? - wydusiła z siebie w jego klatkę piersiową. Chciała poznać prawdziwie motywy. Musiała to wiedzieć. Jednak nawet ta wiedza nie zmieni faktu, że czuła do niego tylko wstręt i obrzydzenie.
- Musiałem to zrobić, rozumiesz? Kierowało mną coś, co kazało mi tak postąpić. Kiedy skończy się moje czternaście dni, będziesz całkowicie wolną i niezależną osobą. Nie musisz się martwić o cokolwiek. O Katie będę wiedzieć tylko ja, ty i Blaise. Z resztą zrobisz co zechcesz - rozluźnił swój uścisk, a ona się z niego wyśliznęła.
- Wiesz co, Malfoy? - otarła łzy i spojrzała na niego - nienawidzę cię - krzyknęła gwałtownie wstając - chcę byś zniknął z mojego życia raz na zawsze.
- Dobrze - jego głos był opanowany. Wiedział, że przegrał tą wojnę. Stracił ją chociaż chciał dobrze - w poniedziałek zniknę z twojego życia jeżeli tego właśnie chcesz.
- Tego chcę. Nie chcę cię nigdy więcej oglądać - chwyciła swoje buty i szybkim krokiem udała się w stronę domku. Jak najszybciej chciała stąd wyjechać. Tą chwilą zabił całą magię tego miejsca. Podążył za nią bez słowa. Gdy był odpowiednio blisko pociągnął ją za łokieć i odwrócił ją w swoją stronę.
- Zostały mi jednak jeszcze cztery dni - uraczył ją swoim ironicznym uśmiechem i wpił się w jej usta dając upust swoim emocjom, które się w nim nagromadziły. Przez chwilę się szarpała, ale później dała za wygraną. Musiała przyznać, że tęskniła za dotykiem jego warg. Cała złość z niej wyparowała. Te kilkadziesiąt sekund sprawiło, że chciała cofnąć wszystkie słowa, które przed chwilą wykrzyczała. Jedyne czego teraz pragnęła, to zatrzymać go przy sobie już na zawsze. Czasu jednak nie mogła już cofnąć. To był błąd. Kolejny w jej życiu. Kolejny, którego już nie naprawi. Gdy oderwał się od niej spojrzał na nią i już sam nie wiedział, co ma myśleć. Pewien był tylko tego, że nie pozwoli jej odejść. Złapał ją za dłoń i teleportowali się z głuchym trzaskiem.

5 komentarzy:

  1. Teleportowali się i maja cztery dni hmm ciekawe jak to się skończy ^^ jejku można powiedzieć, ze Draco ja wykupił :D ochh nie mogę się doczekać tego co będzie dalej :D Wsny :D Pozdrawiam,Lili ron-hermiona-draco-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominuję Cię do Libster Award więcej info na ron-hermiona-draco-dramioe.blogspot.com

      Usuń
  2. Jesteś niesamowita. Tak bardzo intrygujesz mnie swoją historią, ale nie to mnie dzisiaj urzekło.
    Dziękuję za tak piękny opis Skiathos. Byłam tam i mam stamtąd naprawdę miłe wspomnienia, które ożyły, gdy czytałam ten rozdział. Świetnie oddałaś klimat tego miejsca. Szkoda mi tylko, że relacje Dramione są takie.. Mam nadzieję, że przez te 4 dni im się poprawi.:) Hermiona powinna być mu wdzięczna, że wydał 100 000 na to, by była wolna.:D W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, czyż nie?

    Dziękuje za tak cudowny rozdział. Życzę ci mnóstwa weny, która na pewno ci się przyda oraz komentarzy, które zachęcą cię do dalszej pracy.:)

    W wolnej chwili zapraszam cię do mnie na bloga.

    www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com

    pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
  3. Sporo tej kasy...
    Dziękuję za ten kolejny, niesamowity rozdział.
    F.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hermiona jest głupia. Nie rozumie ze wydał ta kase zeby jej pomoc! Głupia dziwka. Chyba polubila swoją prace. Nienawidzę jej !!!!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy