wtorek, 2 kwietnia 2013

Pierwszy

Sakiewka bolesnych wspomnień związanych sznurkiem żalu i rozgoryczenia.

Z chwilowej hibernacji wybudził ją trzask zamykanych drzwi. Za każdym razem ten sam schemat - żadnych pożegnań, żadnych słów na odchodne. Tylko pustka i coraz większa odraza, jaką czuła do samej siebie. Skuliła się w kłębek na satynowej pościeli, a z jej oczu pociekły łzy. Nie próbowała ich zatrzymać. Pozwalała, aby płynęły po jej bladych policzkach. Wsłuchiwała się w odgłos tykającego zegara, szumy uliczne, a przede wszystkim w krzyk swojego sumienia. Sama nie wiedziała, co się z nią stało przez te kilkadziesiąt miesięcy. Ociężale podniosła się z łóżka i podeszła do toaletki. Odsunęła mały taborecik, na którym usiadła i spojrzała w lustro. Świecąca tafla ukazywała jej odbicie - jakże żałosne w obecnym momencie. Na zaróżowionej od płaczu twarzy widniały dwie ogromne czarne smugi, które idealnie ukazywały tor, po jakich staczały się słone krople wydostające się z jej kącików łzowych. Proste czarne włosy tkwiły w olbrzymim nieładzie, każde pasmo sterczało w inną stronę. Tęczówkami o kolorze oceanu wpatrywała się w nią mizerna postać, zwana kiedyś kobietą. Była wrakiem siebie sprzed wielkiej wojny. Na to wspomnienie po jej twarzy znów potoczyło się kilka łez. Wróciła pamięcią do czasów, gdy to wszystko się zaczęło. Nie pamiętała już sama dokładnie gdzie popełniła błąd, ale wiedziała już, że gdzieś był. Gdyby nie on, nie byłoby jej tutaj. Może byłaby szczęśliwa u boku mężczyzny, który kochałby ją nad życie? Ona jednak siedziała w tym cholernym bagnie bez szans na jakikolwiek ratunek, bez nadziei na jakąkolwiek pomoc. Minęły ponad trzy lata odkąd Harry Potter zwany Chłopcem Który Przeżył wypowiedział dwa słowa, które z ledwością przechodziły zwykłym śmiertelnikom przez gardło. Minęło ponad trzydzieści sześć miesięcy odkąd Avada Kedavra padło z jego ust. Dobro zwyciężyło, śmierciożercy zostali pokonani - większość z nich została zabita w walce, a resztki tych plugawców gnić miały do końca swego marnego żywota w Azkabanie. Tamtej czerwcowej nocy śmierć zebrała ogromne żniwo nie patrząc na to, po jakiej stronie był człowiek, którego zabierała z tego świata. To właśnie wtedy zginął najznakomitszy z czarodziei ówczesnego świata - Albus Dumledore, był dyrektorem najlepszej szkoły, która kształciła młodych adeptów magii. Dzięki jego ogromnej wiedzy trójce młodych przyjaciół, członkom Zakonu Feniksa oraz wszystkim tym, którzy wierzyli iż dobro zawsze zwycięża udało się pokonać Czarnego Pana. W imię słusznej sprawy życie poświęciło mnóstwo wspaniałych osób takich jak Fred Weasley, Nimfadora Tonks, Remus Lupin i wielu innych, których nazwiska na zawsze pozostaną w pamięci. Stali się bohaterami świata czarodziejskiego. To właśnie dzięki przelaniu ich krwi na świecie zapanował pokój. Wkrótce po tych wydarzeniach odbudowano zniszczony Hogwart, a siódmoroczniacy ukończyli szkołę, większość z nich z najlepszymi wynikami. Nikt już nie musiał obawiać się o życie, swoje i swoich najbliższych, nikt już nie bał się wychodzić z domu po zmroku. Ludzie nie bali się już własnego cienia. Znów zaczęli cieszyć się każdym kolejnym dniem. Każdy, kto przeżył ostateczne starcie dobra i zła, zaczął układać sobie życie na nowo. Czasem z myślą, że już nigdy nie wrócą ci, którzy oddali swe życie a czasem z tymi, którym udało się wygrać. Dwójka odwiecznych przyjaciół po pokonaniu Tego Którego Imienia Nie Wolno Było Wymawiać została znanymi na całym świecie Aurorami. Wkrótce potem świat obiegły dwie równie wspaniałe wiadomości, o których głośno było wszędzie gdzie tylko się udano. Pierwszą było to, że Harry Potter i Ginny Weasley a także Ron Weasley i Levander Brown biorą ślub. Drugą wspaniałą nowiną była informacja, że obie szczęśliwie zakochane pary spodziewają się potomstwa.  Co w tym czasie porabiała najlepsza z uczennic, jaką kiedykolwiek w swych progach w ciągu ostatniego stulecia gościł Hogwart? Została pisarką. Odkąd tylko pamiętała lubiła tworzyć. Będąc jeszcze w szkole marzyła o czymś zupełnie innym jednak jej plany z upływem czasu się zmieniły. Mimo to stale doskwierała jej samotność.  Z przyjaciółmi widywała się coraz rzadziej, za to pisali do siebie często listy. Wszystko odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy poznała Fernanda. Zakochała się w nim bez pamięci. Zamieszkali w Paryżu gdzie wiedli szczęśliwe życie, do czasu tego feralnego incydentu, w wyniku którego zostawił ją i odszedł. A ona? Ona wciąż tkwiła w tym wszystkim rozpamiętując przeszłość i nie potrafiąc posklejać złamanego serca. Po wyprowadzce z Londynu jej kontakt ze znajomymi ze szkolnych lat osłabł jeszcze bardziej aż w końcu znikł zupełnie. Każdego dnia tęskniła za nimi. Brakowało jej ich obecności. Nie miała już nikogo, kto mógłby ją uratować, nie miała żadnej osoby, która mogłaby jej pomóc. Była sama. Zupełnie sama skazana na los jaki zgotowało jej życie. Była niewystarczająco silna by się z tego uwolnić, więc tkwiła w tym zatracając samą siebie. Spojrzała w swoje odbicie, a jej twarz wykrzywił grymas obrzydzenia. Tak, macie rację - Hermiona Granger brzydziła się sobą. Nienawidziła tego, kim się stała. Nienawidziła samej siebie. Z odrazą zdjęła z głowy perukę, spod której uwolniła się kaskada jej brązowych fal. Z oczu wyjęła niebieskie soczewki kontaktowe. Pochwyciła do ręki wacik, którym zmyła z siebie resztki makijażu. Teraz naprawdę można było dostrzec jej prawdziwe "ja". Teraz widać było jak bardzo druga osobowość ją niszczy. Ogromne worki pod oczami, które idealnie komponowały się z sińcami, bezbarwne i przezroczyste usta, zapadłe policzki i oczy bez wyrazu - już nie tańczyły w nich wesołe ogniki radości, a na malinowych ustach nie gościł ogromny i szczery uśmiech. Taka właśnie teraz była. Niczym już właściwie nie  przypominała dawnej siebie. Wstała od lustra. Nie mogła dłużej na siebie patrzeć.  Miała dość. Udała się do łazienki, gdzie wchodząc pod prysznic starała się zmyć po raz kolejny wszystkie swoje winy. Wraz z lodowatymi kroplami wody, które spadały na jej skórę, chciała wyzbyć się obrzydzenia do własnej osoby i setek win  za czyny, które popełniła. Załkała gorzko nad własnym losem, ale to jej nie pomagało, nie przynosiło ulgi. W dzień była niewinną Hermioną Grenger w noc zaś Katie Sanderson - dziewczyną na jedną noc, inaczej mówiąc była po prostu dziwką. Miała jednak resztki swej godności i dlatego wdziewała na siebie perukę, nosiła kontakty i zmieniła swe dane osobowe. Gdzieś tam wciąż tkwiła odrobina tej dawnej kujonki, która rozpaczliwie błagała o pomoc. Prosiła o to, by ktoś w końcu pomógł jej się wydostać na świat. Zakręciła strumień i wyszła na zimną posadzkę. Okryła swe ciało puchowym ręcznikiem, do którego się wytarła po czym wróciła do pokoju, gdzie starała się odnaleźć rzeczy, które nie kojarzą się jej z tym, co tutaj robiła. Założyła na siebie białą sukienkę, a na nogi białe i delikatne sandałki. Odwróciła głowę w stronę okna. Widziała, jak za szybą wstaje nad Paryżem kolejny, nowy dzień. Zamknęła drzwi i wrzuciła kluczyk do torebki. Chciała jak najszybciej stąd uciec.  Zeszła po schodach, niemalże z nich zbiegając i szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Już miała nacisnąć klamkę, gdy usłyszała nawoływanie.
- Hermiona, poczekaj! - jej imię odbijało się od ścian korytarza potęgując swą siłę i z coraz większą mocą dobiegało do jej uszu. Gwałtownie się obróciła i omal nie wpadła na swoją pracodawczynię.
- Co się stało Helen? - spytała łamiącym się głosem. Była zawiedziona tym, że musi tu tkwić dłużej niż to było konieczne.
- Pamiętasz Alexandra White'a? - przymknęła powieki starając się  sobie przypomnieć obraz mężczyzny o tejże właśnie tożsamości. Wiedziała, że go znała. Znała to imię i to nazwisko. Był niegdyś jej częstym gościem, stałym klientem. Potem nagle zniknął. Czyżby za nią zatęsknił? Nie, to nie było możliwe. Jej nikt nie kochał, nikt nie potrzebował. Była nikim. Była tylko zwykłą dziwką. Zresztą on miał swoją rodzinę, miał żonę i dwójkę dzieci. Ach gdyby jego żona wiedziała, co robili nocami. 
- Pamiętam - jeden oschły wyraz wypowiedziany najchłodniejszym tonem, na jaki ją było stać. Była ironiczna, a jej wypowiedzi ociekały jadem i obojętnością. Grała przed samą sobą jak i całym światem.
- Dzwonił dzisiaj. Powiedział, że masz być gotowa wieczorem. Zabiera cię na jakiś bankiet. Masz wyglądać elegancko - kobieta mocno po czterdziestce posłała jej nikły uśmiech. Wiedziała jak bardzo nienawidzi tej pracy. Niestety należała do niej. Była świadoma tego, na co się porywa zatrudniając się w miejscu takim jak to. Za wiele kosztowało ją znalezienie nowej, idealnej dziewczyny zamiast jednej z tych, które ktoś stąd "zabrał”. Tak naprawdę niewiele ich było. Ceny za wykupienie jednej z jej panienek nie należały do najniższych, dlatego rzadko, kto się na to decydował.  Ona też kiedyś taka była. Z czasem przywykła, a nawet polubiła swoją pracę. Potem nadarzyła się okazja zostania matką dla takich jak ona. Skorzystała z niej bez wahania. Tkwiła w tym już od ponad dwudziestu lat i nie chciała tego zmieniać. Takie życie jej pasowało. 
- O której i gdzie mam się stawić? - pytanie wyrwało ją z rozmyślań. Spojrzała w jej oczy i otrzeźwiała, wiało z nich chłodem i obojętnością.
- O dwudziestej. Tutaj - ledwo zdążyła odpowiedzieć, a Hermiony już nie było. Wyszła na zalane słońcem uliczki Miasta Miłości. Miłości, której ani ona ani jej podopieczne nigdy nie doświadczą. Czym prędzej wróciła do swoich zajęć.


***

Tak sobie myślę, że znów mam jakiś sentyment do tego opowiadania.


EDIT:
Zapomniałam dopisać, że inspiracją do powstania tego opowiadania była piosenka Patrycji Markowskiej - Księżycowy i wszystko, co nie ma osobnego podkładu muzycznego, najlepiej czytać właśnie przy tym utworze.

8 komentarzy:

  1. to jest świetne, cudowne nie moge nic innego napisać

    OdpowiedzUsuń
  2. Zszokowałaś mnie! Nie spodziewałam się takiego opowiadania tu spotkać, jeśli to opowiadanie o Dramione to mam nadzieję, że Draco ją z tego bagna wyciągnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. genialny!
    poprostu czytając to coraz bardziej robiłam się smutna. czułam się jakbym to ja była Hermioną..
    Serio xd
    ja też mam nadzieje że to opowiadanie Dramione i Draco ją uratuje od upadku ;p
    czekam na next ;p

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zatkało mnie. Czuję, że to genialne opowiadanie. I mam przeczucia co do rozwoju wydarzeń. Czekam z niecierpliwością na kolejną część.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Grrr. Nie cierpię mojego pecha! Na szczęście o tym wiesz!
    Cudowne, ale o tym, co myślę wiesz.
    Na szczęście znam tą historię i wiem co będzie dalej i jak to sie skończy. W innym wypadku zżarła by mnie ciekawość, a jak wiemy to pierwszy stopień do piekła!
    Planowałam porównać, co poprawiłaś, ale czeka mnie jeszcze romans z wosem, więc ogarnę to w weekend.
    Jeszcze coś było napisane w poprzednim, niechcąco usuniętym komentarzem, ale nie pamietam co, więc:
    Życzę weny na sekrety i chyba powinnam napisać koszmarnych snów, bo jak życzę słodkich, to wiadomo jak to się kończy!
    Pozdrawiam i trzymam kciuki za przyszły miesiąc najmocniej;*.
    Madzia

    P.S Już nawet nie poprawiam, bo jak wiemy - może się to skończyć pisaniem komentarza po raz trzeci.
    Juz nie mogę się doczekać moich ulubionych momentów ;D, aż chyba sobie poczytam w weekend ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wrr! :D
      dlaczego ja nie znam tej historii ? :c
      zaraz zejde na zawał , bo chce wiedzieć czy się dobrze skończy :|

      Usuń
  6. Na niebieskim-piorem pojawiła się ocena Twojego bloga. Zapraszam do zapoznania się i pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. no nie hermiona dziwką o losie

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy