sobota, 6 kwietnia 2013

Drugi

Zagubiony w myślach, przeszłości i przyszłości.


Blondwłosy mężczyzna siedział w fotelu ze szklanką Ognistej Whiskey i tępo wpatrywał się w świat rozpościerający się za oknem. Patrzył przed siebie w bliżej nieokreślony punkt. Nie próbował doszukać się niczego konkretnego w tym krajobrazie. On po prostu pogrążony był we własnych myślach. Jego wzrok był nieobecny, a mimika twarzy wskazywała na ogromne skupienie. Tak właśnie było. Rozmyślał nad wszystkim. Pozwalał myślom spokojnie wlewać się do umysłu. Nie próbował ich powstrzymać ani odsunąć na dalszy tor. W obecnym momencie filozofowanie nad sensem i bezsensem swojego życia wydawało mu się być najlepszym, czym mógłby się zająć. Od kilku dni to było jego nowe hobby. Siadał zawsze w tym samym miejscu i pogrążał się w swoich przemyśleniach. Zmienił się. Nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie, o tym jednak nieco później. Jego włosy już nie były, co rano układane z taką pieczołowitością jak kiedyś, teraz pozostawały w nieładzie. Chłopak zmężniał i nabrał masy mięśniowej - jak przystało na młodego mężczyznę. Jedyne, co wciąż pozostawało takie same i niezmienne od lat, to jego oczy. Wciąż miały ten sam szaro-niebieski odcień i nadal nie odzwierciedlały jego uczuć. Zapewne zastanawiacie się, kim jest tenże człowiek? Aby nie pozostawiać was dłużej w niepewności odpowiem, a właściwie napiszę, że jest to Dracon Malfoy - naczelny arystokrata Hogwartu. Jakże jednak zmienił się od czasu, kiedy po raz ostatni opuścił mury tego budynku. Zaszło w nim wiele zmian, które nie wiadomo gdzie miały początek ani jaka była ich przyczyna. Kiedyś tępiciel szlam, zagorzały sługa Lord'a Voldemort'a. Dzisiaj idee, które wyznawał jeszcze nie tak dawno temu nie miały już dla niego większego znaczenia. Ludzie, których kiedyś nienawidził stali się dla niego po prostu obojętni. Nie czuł do nich odrazy, ale też nie pałał sympatią. Po prostu byli i ta świadomość w zupełności mu wystarczała. Jego charakter uległ nieznacznej poprawie, ale mimo tego pozostał cyniczny i zimny. Przywykł do nieuzewnętrzniania uczuć. Przed nikim. Pokazanie tego, co czuł równało się z oznaką słabości, a on nigdy nie był słaby w końcu był arystokratą. W jego żyłach płynęła czysta, nieskalana krew, choć w sumie to się już nie liczyło. Emocje, które nim targały chował za maską obojętności i pozorów. Grał, przed każdym i dla każdego, a co gorsza był w tym dobry. Niesamowicie dobry. Obrał taki właśnie styl życia. To mu odpowiadało. Nie szukał miłości. Choć czasem doskwierała mu samotność wiedział, że jeżeli istnieje coś takiego to na pewno kiedyś i on się zakocha. Jeżeli jednak nie to współczuł głupcom, którzy uparcie jej poszukiwali i temu poświęcali swój żywot. Nie do końca wierzył w przyjaźń. Jedynym jego wsparciem, pomocą i ostoją był kolega ze szkolnych lat - Blaise Zabini. Nikt nie znał go tak dobrze jak on, oczywiście poza jego własną matką. W dalszym ciągu pewnie chcecie wiedzieć, co działo się z nim przez ostatnie trzy lata? A więc dobrze odpowiem na to nurtujące was pytanie. Gdy ze świata czarodziei zniknął Voldemort wszyscy odetchnęli z ulgą. Wreszcie można było zacząć żyć pełnią życia. To dotyczyło także blondyna, o którym wspominam od początku mojej pisaniny. Jego ojciec jako najwierniejszy ze sług Czarnego Pana został złapany i osadzony w Azkabanie. Nie przebywał tam jednak długo. Został pozbawiony duszy przez pocałunek dementora. Wtedy też na dobre chłopak mógł się wyswobodzić spod władzy rodziciela. On jednak też musiał uważać. Na jego przedramieniu widniał mroczny znak. Nie mógł się go wyprzeć. Dowody mówiły same za siebie. Jednak wstawiennictwo członków Zakonu Feniksa, którzy znali prawdę na jego temat sprawiło, że został uniewinniony przez Ministerstwo Magii. Nie chciał jednak narażać się na zmianę zdania Ministra, więc wyjechał z Londynu zabierając ze sobą matkę. Wkrótce po przeprowadzce znalazł sobie dobrą posadę. Nie musiał pracować jednak on chciał sam zasłużyć na fortunę, którą bądź, co bądź odziedziczył po zmarłym ojcu. Jego kariera z dnia na dzień nabierała tempa. Wznosił się coraz szybciej na wyżyny aż w końcu został szanowanym bankierem i biznesmenem. Jego banki i wszelakiego rodzaju firmy rozmieszczone były po całym świecie przynosząc właścicielowi ogromne zyski. Ze spokojem mógł powiedzieć, że dorobił się fortuny, powiększył zasoby rodzinne zgromadzone w banku u Gringott'a zapewniając tym samym matce i sobie spokojną i wystawną starość. Do tej pory nie udało mu się jednak znaleźć kobiety, którą obdarzyłby prawdziwym uczuciem i zrazem takiej, która by je odwzajemniła. Owszem kobiety lgnęły do niego jak magnes, ale tylko ze względu na jego bogactwo, a nie przez wzgląd na niego. W jego życiu zaliczył tylko kilka przelotnych romansów bez jakichkolwiek rokowań na coś głębszego.
 - Dracon'ie - rozległ się głos jego rodzicielki, który wyrwał go z transu. Zdjął nogi z siedzenia i wyprostował się.
- Tak, matko? - rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem po pokoju a jego oczy spoczęły na tarczy zegara, który wskazywał godzinę dziewiętnastą - jasna cholera - zaklął i czym prędzej podniósł się z fotela.
- Nie wyrażaj się - nagle znikąd pojawiła się tuż obok niego jego matka - chciałam ci powiedzieć, że powinieneś zacząć się szykować, jeżeli nie chcesz się spóźnić - miała rację powinien był się już zbierać, ale zupełnie o tym zapomniał. Za bardzo wczuł się w swoje przemyślenia.
- Masz rację. Dziękuję - podszedł do kobiety i pocałował ją w policzek. Upił łyk ze szklanki i odstawił ją pustą na stolik, po czym udał się na górę. Blond włosa kobieta przez chwilę wsłuchiwała się w odgłos kroków syna na marmurowej posadzce, ale kiedy ten ucichł obróciła się w kierunku okna. Podeszła bliżej i położyła ręce na wysokim parapecie. Zza szklanej tafli dało się widzieć zachód słońca, ptaki ćwierkające w koronach drzew. Tak pięknie wygląda świat przeszło jej przez myśl. Tak właśnie było. Wszystko wydawało się takie spokojne i melancholijne. Oparła głowę o szybę i przymknęła oczy. Powieki zasłoniły jej niebieskie oczy, a policzki przysłoniła kaskada jej długich, czarnych rzęs. Kobieta ubrana w eleganckie ciuchy wyglądała bardzo szykownie. Jej długie, proste pasma włosów opadały kaskadą na nagie plecy. Choć jej cera była strasznie blada nie raziła w oczy. Narcyza, bo tak miała na imię była wysoką i szczupłą osobą, która pod warstwą delikatnego i stonowanego makijażu za każdym razem ukrywała swoje oblicze. Nie chciała by ktoś widział jak wiele zdrowia i piękna kosztowało ją życie u boku męża. Czasem zastanawiała się czy lepiej byłoby gdyby wciąż żył. Brakowało jej go. Tęskniła za nim. Kiedyś naprawdę go kochała, zresztą i on kochał ją. Kiedyś - znaczy zanim został ogarniętą rządzą władzy maszyną do zabijania zwaną śmierciożercą. Widziała jak wiele to kosztowało jej syna. Wiedziała, że nigdy nie chciał pójść śladami ojca, ale nie miał wyboru, tak jak i nie miała go ona. Mimo wszystko chciała mieć rodzinę, prawdziwą rodzinę. Teraz, gdy Lucjusz odszedł całym jej życiem stał się jej jedyny syn. Był jej oczkiem w głowie. Nie chciała by mu zabrakło czegokolwiek w życiu. Chciała, aby był szczęśliwy. Chciała by wreszcie znalazł kandydatkę na żonę gdyż chciała doczekać jeszcze wnuków. Nie wiadomo przecież ile będzie jeszcze po tej tronie. Westchnęła przeciągle w tym samym momencie, w którym obok jej nóg zmaterializowało się  jakieś dziwne stworzenie. Przybysz miał sino-szarą skórę, ogromne uszy i krzywy nos. Wyglądał dość upiornie i pokracznie. Ona jednak widząc go uśmiechnęła się tylko.
- Coś się stało, Brzęczku? - spytała owego osobnika, który był zwykłym skrzatem domowym. Niczym dziwnym dla niej, dla czarownicy. Gdyby teraz do jej domu wszedł ktoś, kto nie ma pojęcia o magii, pewnie uciekłby z donośnym krzykiem.
- Ależ nie pani. Chciałem tylko oznajmić, że goście już przybyli i czekają w głównej jadalni - zniknął tak samo szybko jak się pojawił, a jedyny odgłos, jaki mu towarzyszył to ciche pyknięcie. Pani Malfoy wygładziła ubranie i skierowała się gdzieś w głąb domu. W pokoju zapanowała cisza. Słychać jedynie było echo szpilek nie najmłodszej już kobiety, cichutkie popiskiwanie ptaków za oknem oraz strzępki rozmów dochodzące z pokoju niedaleko.

4 komentarze:

  1. Jestem bardzo ciekawa co pojawi się w następnej części. Zaintrygowałaś mnie tym opowiadaniem. Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakończyłaś rozdział w mało odpowiednim momencie. Tak sie nie robi! A wracając do treści rozdziału. Ciekawie to wszystko się przeobraża we wnętrzu Malfoya. Bardzo podoba mi się fakt, że nie czuje już nienawiści, a czystą obojętność, która nikomu nie szkodzi.
    Bardzo interesuje mnie, kto został zaproszony na spotkanie.
    Pozdrawiam
    Karmelek

    OdpowiedzUsuń
  3. ouuuuuu :D Malfoy się zmienia ♥
    taaak, mnie też nieźle zaciekawiłaś tą historią ;p
    no i pewnie spotka się z Hermioną na tym przyjęciu ;)
    czekam na next xd

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  4. O niebo lepiej się czyta niż poprzednie :)
    Świetny początek!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy