czwartek, 21 lutego 2013

Who owns my heart?

Masz broń? Bez wahania jej użyjesz, a ja będę Twym pierwszym celem...



Patrolowała pogrążone w mroku korytarze Hogwartu. Zostało jej jeszcze tylko pół godziny i będzie mogła udać się do siebie. Była zmęczona. Miała dzisiaj bardzo dużo zajęć i jedyne o czym marzyła, to ciepłe łóżko i miękka poduszka. Minęła kolejny zakręt i z impetem wylądowała na posadzce. 
- Jak łazisz szlamo? - warknął, a ona tylko westchnęła. Przez ostatnie cztery godziny robiła wszystko, co w jej mocy aby na niego nie wpaść. Jak na złość musiała wpaść na Malfoy'a tuż przed końcem. Prychnęła pod nosem i spojrzała na niego buntowniczym wzrokiem.
- Przesuń się - próbowała go odepchnąć, ale na nic się to zdało. Był od niej znacznie silniejszy. Uniósł jedną brew do góry i oparł o ścianę. Przeszywał ją wzrokiem na wylot. Nie miał najmniejszego zamiaru aby spełnić jej prośbę. Nie miała ochoty na kolejną kłótnię. Jedną zaliczyli dzisiejszego ranka, tuż po śniadaniu. Każda kolejna kosztowała ją coraz więcej sił. W chwili obecnej ledwo stała na nogach. Była przemęczona i od paru dni nie czuła się najlepiej.
- Dlaczego miałbym to zrobić? - zapytał podrzucając swoją różdżką w dłoni, ale nie spuszczając z niej wzroku.
- Mógłbyś czasem pokazać światu, że jesteś człowiekiem - syknęła i wyminęła go, znikając w głębi korytarza. Wpatrywał się w jej plecy tak długo, dopóki jej postać całkiem nie zniknęła mu sprzed oczu.
Przeszła pod portretem Grubej Damy i z ulgą stwierdziła, że Pokój Wspólny Gryffonów jest pusty. W kominku powoli dogasał ogień, rzucając nikły cień na pomieszczenie. Opadła na fotel, który był najbliżej niej.
- Gdzie byłaś tak długo? - usłyszała głos i podskoczyła na siedzeniu jak oparzona.
- Ron, wystraszyłeś mnie! - szepnęła głośno oddychając.
- Gdzie byłaś? - spytał oskarżycielskim tonem.
- Patrolowałam korytarze, jak zawsze - ziewnęła.
- Martwiłem się - wyznał szczerze. Sama nie wiedziała, w którym momencie znalazł się tak blisko niej, ale jego obecność w tej chwili wydawała się być dziwnie irytująca.
- Niepotrzebnie. Tutaj nic nie może mi się stać - delikatnie się uśmiechnęła. Była pewna, że jest w stanie policzyć każdy pieg na jego twarzy. Jego Rude włosy w tym świetle wydawały się być jeszcze bardziej płomienne. 
- Nigdy nie mów nigdy, Hermiono - nagle stał się dziwnie poważny, a ona już wiedziała jak mogłaby się potoczyć ta rozmowa. Nie mogła sobie na to pozwolić. Już kiedyś to przerabiali. Nie skończyło się zbyt dobrze. 
- Przepraszam, ale jestem strasznie zmęczona. Porozmawiamy jutro - pocałowała chłopaka w policzek i zniknęła na schodach prowadzących do żeńskich pokoi. Bolała ją głowa, a nieporozumienie z Ronem było ostatnią rzeczą na jej liście 'do zrobienia' dzisiejszego wieczora. Za każdym razem gdy czuła, że atmosfera pomiędzy nimi niebezpiecznie się zagęszcza po prostu uciekała, a 'jutro' nie nadchodziło. Wyczerpana przebrała się w piżamę i rzuciła na łóżko.

Z krainy Morfeusza wyrwała się gdy zegar wskazywał godzinę szóstą rano. Była rannym ptaszkiem i każdy o tym wiedział. Jak to zawsze miała w zwyczaju - dzień zaczynała od porządnej kąpieli i gorącej kawy. Weszła do łazienki i pozwoliła swoim zmysłom utonąć w niesamowitych zapachach jej ukochanych kosmetyków. Godzinę później z uśmiechem wkraczała do Wielkiej Sali. Uwielbiała przychodzić na posiłki tak wcześnie, wtedy nie było jeszcze tylu ludzi. Usiadła na swoim miejscu i zabrała się za smarowanie grzanki dżemem,  co chwilę spoglądając w sufit gdzie przez chmury przebijało się słońce. 
- Cześć Miona - obok niej pojawił się brunet z potarganą fryzurą.
- Cześć Harry. Gdzie Ron? 
- Nie mogłem go obudzić. Co on robił wczoraj w nocy? Położył się strasznie późno - chłopak wzruszył tylko ramionami i nałożył na swój talerz górę jedzenia. Ona wiedziała - czekał na nią, jak każdego wieczoru, gdy patrolowała korytarze. Musiał upewnić się, że bezpiecznie dotarła do dormitorium. Wielokrotnie powtarzała mu żeby tego nie robił, ale on puszczał jej słowa mimo uszu. A ona wiedziała dlaczego. Już od dawna wiedziała dlaczego rudzielec się tak zachowywał. Między innymi z tego powodu unikała ich rozmów tylko we dwoje. Obawiała się jego słów i pytania, które wtedy mogłoby paść. Ona nie miała na nie odpowiedzi. 
- Widzimy się na eliksirach - odstawiła kubek i podniosła się z miejsca. Ruszyła do wyjścia cicho pogwizdując pod nosem. Miała wyśmienity humor chociaż była zmęczona. Jeszcze tylko parę godzin i zacznie się weekend - ta myśl ją radowała. Swoje kroki kierowała do lochów. Pozostało jeszcze sporo czasu przed zajęciami, ale to jej nie przeszkadzało. Zeszła po schodach i stanęła jak wryta. Założyła ręce na piersi i przyglądała się widokowi z ciekawością. Widać było, że pochłonięci sobą nie zauważyli jej obecności. Odchrząknęła znacząco, a wtedy dwie pary oczu zwróciły się w jej stronę.
- Na twoim miejscu odsunęłabym się na parę kroków od niego. Ostatnio dość często przebywa blisko szlam - posłała im ironiczny uśmiech i ruszyła dalej w stronę sali zajęć. Malfoy poczerwieniał ze złości, a tyczka prychnęła.
- Co ona powiedziała? - pisnęła bliska płaczu. Hermiona siedziała parę metrów dalej i z każdą chwilą było jej coraz weselej.
- Sam nie wiem - syknął Draco i z wściekłością cisnął książką do eliksirów o ziemię. Granger wybitnie go irytowała. Jeszcze bardziej dlatego, że od wczoraj sporo o niej myślał. Coś się w niej zmieniło. Było coś takiego, co mu nie pasowało. Nie potrafił rozgryźć jej zachowania, a to sprawiało, że jeszcze bardziej jej nienawidził. To, co zrobiła przed chwilą, umocniło jego postanowienie - dorwać Granger, a to będzie nie lada trudne zadanie. 

Z ulgą odetchnęła kiedy ostatnie lekcje dzisiejszego dnia się zakończyły. Nadszedł czas, który spędzi z przyjaciółmi siedząc przed kominkiem. Wychodziła właśnie z biblioteki, gdy poczuła nagłe szarpnięcie. Została wepchnięta w ciasną komórkę, w której pan Filch trzymał miotły i całą resztę sprzętu. 
- Nie radzę krzyczeć - usłyszała głos, którego nie pomyliłaby z żadnym innym. Wezbrała w niej złość.
- Co ty sobie wyobrażasz? - próbowała wyrwać się z jego uścisku, ale na nic się to zdało. Trzymał ją za mocno. Szepnął zaklęcie pod nosem i na końcu różdżki pojawiło się nikłe światło, które rozjaśniło pomieszczenie.
- Wytłumacz mi, co miało znaczyć twoje zachowanie dziś rano? - widziała jego oczy, w których płonęła żądza zemsty. Widziała w nich odrazę. Widziała wszystko to, do czego już dawno temu przywykła. Nie wzruszał jej, a z każdą kolejną szlamą bolało coraz mniej. Nauczyła się ukrywać swoje uczucia - nie chciała pokazać mu, że jego słowa ją ranią. Potrafiła grać.
- Zupełnie nie wiem, o czym mówisz - spojrzała na niego pytającym wzrokiem, w którym dostrzegł sarkazm i ironię. To jeszcze bardziej go denerwowało, ale także i intrygowało.
- A ja myślę, że doskonale wiesz. Czyżbyś była zazdrosna o moje towarzystwo? - uniósł jedną brew do góry. Ileż ona już razy widziała ten gest? I na Merlina dlaczego wciąż jej się podobał.?Nienawidziła tego, że blondyn był tak przystojny, ale z drugiej strony w tym boskim ciele zakorzeniony był parszywy charakter, którego nie dałby rady zmienić nawet anioł.
- Próbowałam uratować cię przed kiepskim towarzystwem - nachyliła się w jego stronę - słyszałam, że Melinda fatalnie całuje - szepnęła mu w ucho i błyskawicznie się odsunęła.
- Następnym razem nie wtrącaj się w moje sprawy! - krzyknął na tyle cicho by nikt poza Hermioną go nie usłyszał.
- A jeżeli to zrobię? - parodiując go próbowała dźwignąć brew do góry, ale z marnym skutkiem.
- Pożałujesz tego - warknął. Powoli zaczynał tracić cierpliwość. Bardzo nie lubił gdy ktoś wtrącał się w jego sprawy, tym bardziej miał dość tego, że robiła to ona - dziewczyna, która była dla niego zagadką.
- Grozisz mi Malfoy? - parsknęła śmiechem. Ta sytuacja wydawała jej się nad wyraz komiczna.
- Myślisz, że odkąd odrobinę wyładniałaś i spojrzało na ciebie paru zdrajców krwi to wszystko ci wolno? Nie tutaj - posłał jej swój firmowy uśmiech. 
- Ty podła świnio! - zamachnęła się ręką, ale uchwycił ją w locie, znów chwytając jej nadgarstek.
- Nie radziłbym. Pamiętaj, że jesteś tylko szlamą - syknął jej do ucha i puścił ją. Ostatni raz zlustrował ją spojrzeniem i opuścił składzik. Oparła się o ścianę i głęboko oddychała. Co w nim takiego było? Co nie pozwalało jej przejść obok niego obojętnie? Nie wiedziała, a ta niewiedza doprowadzała ją do szału. Z blondynem nie było lepiej. Zastanawiał się dlaczego ta szlama nagle tak bardzo się zmieniła. Co się stało, że przestał na nią patrzeć z tak olbrzymią nienawiścią? Fascynowała go jej postawa. Kiedyś potulnie zwieszała głowę i przyjmowała obelgi, które rzucał pod jej adresem. Czasem wdali się w małą sprzeczkę, ale nigdy nie była godnym rywalem do polemizacji. Musiał przyznać, że taki obrót spraw naprawdę mu się podobał.



~*~


Minął kolejny miesiąc i jesień ustąpiła miejsca zimie. Spadł pierwszy w tym roku śnieg i nikt już prawie nie opuszczał szkoły. Siedziała w Pokoju Wspólnym czekając na Harry'ego i Rona, którzy mieli udać się z nią na lekcje transmutacji. Spojrzała na swój złoty zegarek i ze złością tupnęła nogą. Miała dość bezczynnego wpatrywania się w ścianę. Nie czekając na przyjaciół przeszła pod portretem. Mrucząc coś pod nosem spieszyła ku wieży astronomicznej, gdzie dzisiaj miały odbyć się lekcje z profesor McGonagall. Dochodziła właśnie do wejścia wieży, gdy usłyszała dwa najbardziej znienawidzone przez siebie głosy. Zacisnęła dłonie w pięści i przyspieszyła kroku. Gdy postawiła stopę na pierwszych schodach odetchnęła z ulgą, ale tylko na moment.
- No, no. Kogo moje oczy widzą? - błyskawicznie odwróciła się na pięcie. Dwa stopnie niżej stali jej najgorsi wrogowie - Malfoy i Zabini.
- Cieszę się, że tak raduje was mój widok, ale ja nie podzielam waszego entuzjazmu - zamierzała się odwrócić, ale jej na to nie pozwolili.
- Słyszałem, że jesteś z Wieprzlejem - do rozmowy wtrącił się Blaise.
- Nie wasz zakichany interes z kim jestem albo z kim nie. Zajmijcie się sobą! - krzyknęła poirytowana.
- Mała szlamka nauczyła się kontrataku. Brawo Granger. Potrzebowałaś na to tylko siedmiu lat - zmrużyła oczy. Wiedziała, że ten dzień nie potoczy się dobrze. Czuła tą dziwną aurę już od samego rana.
- Ty natomiast nawet po tych siedmiu latach nie odzyskałeś swojego mózgu Zabini - wpatrywała się w zaskoczonego bruneta, którego wyraz twarzy zmieniał się co sekundę. Z zaskoczenia przeszedł do całkowitej wściekłości. Chwycił ją za rękę - znacznie mocniej niż czynił to blondyn. On także wpatrywał się w przyjaciela z małym szokiem.
- Jeszcze raz się tak do mnie odezwiesz, a gwarantuję ci, że pożegnasz się z życiem - czuła jego oddech na czole, gdyż chłopak znacznie przewyższał ją wzrostem. Mimo to wcale się go nie bała. Podeszła jeszcze bliżej i z całej siły kopnęła go w krocze. Blaise zgiął się w pół i usiadł na schodzie postękując.
- Zwariowałaś? - krzyknął blondyn.
- Chcesz do niego dołączyć? - spytała przesłodzonym tonem
- Nie odważysz się - syknął łapiąc ją za ramiona.
- Puść mnie bo pożałujesz - gotowała się ze złości.
- Myślisz, że mnie przestraszysz? - zaśmiał się ironicznie.
- Nie. Zrobię coś, co zaboli o wiele bardziej niż 'to' - wskazała na wijącego się z bólu Zabini'ego, któremu przed oczami migotały gwiazdy. Zrzuciła z siebie jego dłonie i weszła na kolejne stopnie, ale znów ją unieruchomił.
- Nie odchodzi się kiedy ja na to nie pozwoliłem - odwrócił ją w swoją stronę tak, że stali twarzą w twarz.
- A ja już mówiłam, że masz mnie puścić - usiłowała strzepnąć jego ręce, ale jej próba spełzła na niczym. Zamiast tego  jeszcze bardziej wzmocnił swój uścisk.
- A ja powiedziałem, że masz mi nie grozić - jeszcze bardziej zacieśnił przestrzeń między nimi, a wtedy ona zrobiła coś, o co kiedyś by się nie podejrzewała. Wspięła się na palce i wpiła w jego usta. Był tak zaskoczony, że o mal nie pośliznął się na schodach, ale po chwili oddał pocałunek. Po minucie odsunęła się od niego i spojrzała kpiącym spojrzeniem.
- Zabolało bardziej, prawda? - błyskawicznie obróciła się na pięcie i przeskakując po kilka schodów na raz, popędziła na sam szczy wieży, modląc się o to by ktoś już tam był. Z satysfakcją wymalowaną na twarzy wpadła do sali, tymczasem Malfoy zbierał poszkodowanego kumpla w myślach poprzysięgając zemstę. 



~*~



Minęło kolejnych parę dni i nadeszła wyczekiwana przez wszystkich sobota czyli dzień całkowicie wolny od zajęć i szkolnych obowiązków. Siedziała przed kominkiem czekając na swoich przyjaciół którzy mieli wybrać się z nią na zimowy spacer. 
- A gdzie Harry i Ginny? - spytała zdziwiona, gdy przy wyjściu z męskich dormitoriów pojawił się tylko Ron.
- Harry źle się poczuła, a Gin uznała, że musi się nim zaopiekować - rudzielec spuścił wzrok i modlił się aby Hermiona nie zadawała więcej pytań. Prawda była taka, że z brunetem wszystko było w porządku. Ruda wymyśliła ten podstęp. Doskonale wiedziała, że jej brat już od dłuższego czasu zabiera się za wyznanie uczuć jej przyjaciółce. Uznała, że to właśnie dzisiaj nadszedł ten czas.
- No to trudno. Idziemy? - chłopak pokiwał głową i posłusznie wyszedł za dziewczyną, która pogrążona była w swoich myślach. On także się nie odzywał. Usilnie starał się poukładać w myślach to, co zamierzał jej powiedzieć. Zamiast tego miał w głowie pustkę. Nie chciał zepsuć ich relacji, ale nie potrafił już dłużej milczeć. Kiedy wyszli na zewnątrz ich twarze owiało mroźne zimowe powietrze. Granger szczelniej otuliła się płaszczem i wsunęła ręce w kieszenie płaszcza. Ronald spojrzał na nią i głęboko westchnął. Teraz albo nigdy.
- Hermiona - zaczął nieśmiało.
- Hmm - mruknęła dając znak, że słucha. Jej najgorsze obawy zaczynały się sprawdzać.
- Wiesz, że jesteś moją przyjaciółką? - zapytał cicho. Właściwie sam nie wiedział jakich słów użyć aby jej nie spłoszyć.
- Wiem Ronaldzie. Ty także jesteś moim najlepszym przyjacielem i cieszę się, że nim jesteś - błagała, aby nic nie mówił. Nie chciała go rozczarować. Sama nie wiedziała, co do niego czuła. Czasem sądziła, że coś więcej niż przyjaźń, ale nie była tego pewna, a dopóki tego nie wiedziała, nie mogła nic powiedzieć.
- Cieszę się - dodał, ale jego twarz spochmurniała. Wyjęła jedną rękę z kieszeni i chwyciła go pod ramię. Jego nadzieje z każdym dniem były coraz mniejsze. Dziś znów nie powiedział tego, co zamierzał.  Ukradkiem spoglądała na jego twarz. Widziała na niej zamyślenie. Wiedziała, że toczył w sobie wewnętrzną walkę, ale ona musiała tak postąpić. Nie miała wyjścia. Wyrwała się spod jego uścisku i biegiem ruszyła przed siebie. Stanął w miejscu jak wryty, a sekundę później oberwał śnieżką. Po błoniach echem poniósł się jej śmiech. Rudzielec nie czekając ani chwili dłużej, odwdzięczył się jej tym samym. Bitwa na śnieżki trwała dobrą godzinę - do momentu, w którym wyczerpana dziewczyna runęła w zaspę śnieżną. Była przemarznięta i przemoczona, ale na jej twarzy gościł ogromny uśmiech. Rudzielec stanął nad nią i podał jej dłoń, którą chwyciła.
- Wracajmy - wystękała mocniej otulając się płaszczem. Szli ramię w ramię kierując swoje kroki do zamku - Ron - szepnęła.
- Tak? - spojrzał na nią swoimi niebieskimi oczami.
- Dziękuję - krzyknęła dając mu sójkę w bok i wyprzedzając go, znów biegła. 
- Oberwiesz! - odkrzyknął i puścił się w pogoń za nią. Niczym torpeda wleciała do zamku głośno się śmiejąc. Przy samym wejściu wpadła na pozostałą dwójkę przyjaciół.
- Oo Harry. Już lepiej? - spytała ciężko dysząc.
- Yyy co? - zdziwiony spojrzał na Ginny, która energicznie kiwała głową w górę i w dół - tak, tak. Już mi lepiej - odnotował w pamięci, że musi się dowiedzieć, co panna Weasley uknuła w tej swojej małej rudej głowie. Sekundę później przed nimi pojawił się także czerwony jak burak Ron.
- Żądam rewanżu! - oparł się o ścianę i próbował wyrównać swój oddech.
- I tak znów przegrasz - Granger wystawiła język w jego stronę.
- Jesteście przemoczeni. Powinniście się przebrać - wtrąciła się Ginevra.
- Masz rację. Chodźmy - przyznała Hermiona, której z każdą chwilą było coraz zimniej. Wlokła się tuż za Harry'm, Ginny i Ronem, którzy zaczęli jakąś dyskusję, w którą ona wdawać się nie chciała. Nagle poczuła szarpnięcie i znów została gdzieś wepchnięta.
- Co sądzisz Miona? - ruda odwróciła się za siebie, by spytać koleżankę o zdanie - Miona? - powtórzyła pytanie w pustą przestrzeń.
- Gdzie ona się podziała? - zaniepokoił się rudzielec.
- Jakbyście jej nie znali. Hermiona zawsze chodzi własnymi ścieżkami - skwitował Harry i wzruszył ramionami.
Tymczasem Hermiona znów zamknięta była w małym i ciemnym składziku. Swoją drogą dlaczego było ich aż tyle w tej szkole? Zdecydowanie zbyt wiele!
- Nie muszę mówić, że masz nie krzyczeć? - usłyszała jego głos i doskonale wiedziała jaki miał wyraz twarzy, nawet jeżeli otaczała ją ciemność.
- Znowu Malfoy? Już raz to przerabialiśmy - fuknęła zirytowana. Nie miała ochoty marnować swojego popołudnia na idiotyczne sprzeczki z tym nadętym bufonem, a w dodatku było jej cholernie zimno.
- Musimy pogadać - zapalił różdżką światło w komórce.
- Wcale nie musimy - założyła ostentacyjnie ręce na piersi, a on zastanawiał się ile razy już widział u niej ten gest.
- Ty drżysz - stwierdził jak olśniony - czyżby moja obecność tak na ciebie działała?
- Nie idioto. Jakbyś nie zauważył stoję tutaj w całkowicie mokrym ubraniu - syknęła. 
- To nie zajmie nam wiele czasu - uśmiechnął się iście Malfoy'owsko.
- O czym mamy rozmawiać?
- O zemście - zupełnie nie wiedziała, o czym mówił.
- O co ci... - nie zdążyła dokończyć gdyż blondyn zatkał jej usta swoimi. Przez moment była całkowicie zdezorientowana, ale po chwili oddała pocałunek. Nie wiedziała ile czasu już tam stoi, ale nagle przestało jej doskwierać uporczywe uczucie chłodu. Całkowicie zatraciła się w tym, co robili. Chłopak w końcu się od niej oderwał. Spojrzał na nią z satysfakcją, a ona wiedziała, że jej twarz wyraża zbyt wiele uczuć, o które się wcześniej nie podejrzewała.
- Zabolało bardziej, prawda? - szepnął jej do ucha i bez pożegnania opuścił ich miejsce schadzki. Jak spetryfikowana wpatrywała się w drzwi, w których chwilę temu zniknął blondyn.
- Co to było? - pytała samą siebie włócząc się korytarzami szkoły w drodze do Pokoju Wspólnego. Nie potrafiła zrozumieć jego zachowania.



~*~


Przez kolejny miesiąc w jej głowie powstał jeszcze większy zamęt. Już sama nie wiedziała, co czuje do Malfoy'a. Uwielbiała ich potajemne spotkania, o których nie miała pojęcia. To zawsze on decydował gdzie i kiedy się spotkają. Robił to zawsze w ten sam sposób. Zamykał ją w jakimś małym i ciasnym pomieszczeniu, z którego nikt nie korzystał albo nawet nie wiedział o jego istnieniu. Czasem korzystali także z Pokoju Życzeń. Wpatrywała się w ogień trzaskający w kominku, a jej serce i myśli było rozdarte. Z jednej strony był Dracon, z którym spotkania przysparzały jej energii na cały następny dzień. Były wszystkim tym, czego potrzebowała od życia. Były zastrzykiem adrenaliny. Uwielbiała je za to, że były takie nieprzewidywalne i za to, że nie mogła ich zaplanować. To on rozdawał karty, a ona mogła się tylko podporządkować. To był ich mały sekret, którego nikt nie mógł odkryć. Z drugiej strony był Ronald - jej najlepszy przyjaciel, w którym zawsze i wszędzie miała oparcie. Od dawna wiedziała, że z jego strony ich relacja jest mocniejsza niż przyjaźń, ale wciąż nie wiedziała jak było dla niej. Odkąd pojawił się Malfoy określenie ich zażyłości było jeszcze cięższe. I tak oto Hermiona Granger była totalnie niepewna swoich uczuć. Było dwóch całkowicie odmiennych facetów, którzy przez cały czas zaprzątali jej głowę. Nie mogła się z  nikim podzielić swoimi wątpliwościami -  z Harry'm taka rozmowa byłaby dziwna, a z Ginny w ogóle nie miałaby sensu bo przecież Ron był jej bratem. Tkwiła w beznadziejnym zawieszeniu pomiędzy tym, czego chciała i tym, co mogłaby mieć. Ron dałby jej stabilność i uczucie, dbałby o nią każdego dnia. Dracon znów był zakazanym owocem, którego raz skosztowała i jego smak wciąż w niej tkwił. Z nim nie mogła liczyć na żadne rozmowy - prawie w ogóle się nie odzywali do siebie pogrążeni w szaleńczym akcie zapomnienia.
- Hermiona wszystko w porządku? - poczuła jak kanapa obok niej się ugina. Spojrzała na rudzielca mętnym wzrokiem i zdecydowała.
- Teraz już tak - nikle się uśmiechnęła i znów wpatrywała się w ogień.
- Możemy porozmawiać? - spytał przysuwając się bliżej niej.
- O czym? - nie patrzyła na niego. Wiedziała, co powie, ale teraz już miała odpowiedź.
- O nas - szepnął czerwieniąc się.
- Nie ma żadnych nas. Jesteśmy tylko ty i ja. Zrozum Ron, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie powinieneś liczyć na nic więcej - podniosła się z sofy i ruszyła do przejścia pod portretem.
- Dokąd idziesz? - jego głos brzmiał dziwnie nienaturalnie, ale ona nie zamierzała się tym przejmować.
- Muszę się przejść - nie czekała na kolejne pytanie. Przeszła przez dziurę i wyszła na pogrążone w mroku korytarze. Biegiem puściła się przed siebie. Miała nadzieję, że tam go spotka. Każdej nocy przechadzała się niedaleko tamtego miejsca mając nadzieję, że postanowił ją zobaczyć. Stanęła obok wejścia do Pokoju Życzeń. Tylko tutaj mogli mieć pewność, że nie wpadną na nikogo o tej porze. Nie miała zamiaru popadać w tarapaty z powodu tych spotkań. Przeszła trzy razy tam i z powrotem wzdłuż ściany i odetchnęła z ulgą, gdy pokazały się drzwi. Nacisnęła klamkę i weszła do środka. Pomieszczenie wyglądało tak jak zwykle - był w nim tylko kominek, mała sofa, biały dywanik z niedźwiedzia i stolik. Nic więcej. 
- Sądziłem, że się nie pojawisz - zakpił.
- Miałam taki zamiar - usiadła obok niego i przyglądała się jego twarzy - do czego zmierzamy?
- O czym mówisz? - nie wiedział.
- O naszej relacji - upiła łyk wina.
- Do niczego Granger. Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że liczyłaś na coś więcej? - uniósł jedną brew do góry.
- Nie liczyłam. Do końca szkoły? - spytała.
- Do końca szkoły - pokiwał głową. Odstawiła kieliszek i zatopiła się w jego ustach. To było to, czego na chwilę obecną potrzebowała. Nie szukała stabilności i związku. Tak było jej dobrze. Lubiła swoją niezależność, a gdy ta postawa się zmieni wtedy będzie myśleć o dalszym życiu.

***

Miniaturka zupełnie nie w moim stylu, ale tego akurat potrzebowałam.

8 komentarzy:

  1. Racja nie w Twoim stylu i szczerze nie podobała mi się, przepraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. a mi się podobała z tym, że chciała bym dalszy ciąg. wiedzieć czy się rozstali, czy nie. wiem, że to tak zwane otwarte zakończenie, ale mam po prostu wrażenie, że jest urwane w połowie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wcale nie jest otwarte zakończenie. Tak, rozstali się. Ustalone było, że do końca szkoły się spotykają. Tak naprawdę to dramione opiera się tylko na romansie - interpretacja dowolna, nie napisałam w żadnym miejscu, że są w sobie zakochani. Nie byli. Mam nadzieję, że rozwiałam wątpliwości.

      Usuń
    2. tak, czy siak, podobało mi się :)

      Usuń
  3. Cześć. Pragnę powiadomić, że kolejne oceniające opuściły nasze skromne progi ocenialni niebieskim-piorem.blogspot.com. Prosimy o wybór nowej oceniającej.
    Pozdrawiam, Fredddie

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały blog. Świetnie piszesz, a Twoje miniaturki ubóstwiam. Czekam na następną notatkę.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Malfoy jest dupkiem.
    Więc dlaczego mnie do niego ciągnie?

    Gdyby ta historia miała mieć happy end to wolałabym, by skończyła się na rewanżu Draco.
    Ale zakończyła się idealnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ładna zemsta :D Zabini? najlepszy
    H A R I E T T A

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy