niedziela, 20 stycznia 2013

Ta jedyna.

Myślę, że naprawdę straciłem rozum w tamtym czasie...


Piękna duża sala weselna. Na samym środku znajdował się ogromny drewniany parkiet. Wokół niego ustawione były okrągłe stoły. Każdy z nich dla dziesięciu osób. Na nich leżały srebrne obrusy i elegancka, nowoczesna zastawa - białe talerze, wypolerowane sztućce i kieliszki. Dekoracji dopełniały małe kryształki ułożone w nieładzie, które pięknie odbijały i rozpraszały światło. Przy ścianach leżały małe zaspy śnieżne, które dzięki użyciu magii nie rozpływały się pod wpływem ciepła. Śnieg oświetlony był białymi światełkami. Dzięki nim pięknie się skrzył. Z nieba zwisały długie kryształowe żyrandole, które także rozpraszały światło. Obok nich wisiały srebrne duże płatki śniegu pięknie połyskując. Całość sprawiała naprawdę magiczne wrażenie. Niesamowita zimowa aura panowała w tym pomieszczeniu. Na parkiecie znajdował się piętrowy biały tort, który został ozdobiony tylko srebrnym pnączem. Z głośników leciała przyjemna muzyka umilająca gościom czas oczekiwania na przybycie Młodej Pary. Każdy z zachwytem podziwiał wystrój sali. Chociaż każdy był czarodziejem, czegoś tak pięknego jeszcze nigdy nie widział. Klimatu dopełniał także śnieg leżący za oknem. Wchodząc do środka miało się wrażenie, że wciąż stoi się na zewnątrz. Wszystko utrzymane w zimowych barwach bieli i srebra pięknie się razem komponowało. Najwspanialsza była jednak niesamowita gra świateł, które padając na każdy przedmiot, odbijały się blaskiem tęczy. To one uzupełniały ten magiczny efekt. Spod sufitu magicznie prószył drobny śnieżek, który jednak wcale nie spadał na ziemię. Goście wyczekiwali momentu, w którym nowożeńcy mieli przekroczyć próg ich zimowego raju. Panna Młoda ubrana w śnieżnobiałą suknię do ziemi, której nie powstydziłaby się żadna księżniczka wyglądała olśniewająco. Kryształki i koraliki tworzyły na gorsecie delikatny kwiatowy wzór. Część z nich schodziła także niżej, na spódnicę. Warstwy tiulowej spódnicy wirować miały w tańcu. Jednak to nie suknia była najważniejsza, a roześmiana twarz kobiety, która przed paroma minutami poślubiła swojego ukochanego mężczyznę. Pan Młody z dumą kroczył trzymając partnerkę pod rękę. Ubrany w elegancki czarny garnitur, białą koszulę i srebrny krawat wyglądał nadzwyczaj elegancko. Był jeszcze przystojniejszy niż zazwyczaj. Gdy tylko Para Młoda weszła do sali rozległy się gromkie brawa osób zebranych na uczcie weselnej. Każdy gratulował zakochanym i życzył szczęścia. Para Młoda została poczęstowana chlebem i solą, a później szampanem. Kieliszki w zwyczaju przerzucili za siebie, a później zamiatali roztrzaskane szkło ozdobną miotłą i szufelką. Gościom także rozdano szampana i każdy zajął przeznaczone sobie miejsce. Wkrótce podano posiłek.
Siedziała przy stole razem z państwem Weasley i Młodą Parą. Znudzona spoglądała na parkiet. Nie była w nastroju do zabawy. Sądziła, że to ona pierwsza wyjdzie za mąż. Zacisnęła pięści ze złości i zamknęła oczy. Teraz nie mogła o tym myśleć. To nie był jej czas. Obok niej siedział George wraz z żoną Angeliną, dalej Bill i Fleur, Percy i Audrey, a także Charlie z kolejną swoją chwilową partnerką. Tylko ona była sama. Tylko ona nie miała partnera. Przepraszając wszystkich wstała od stołu i udała się do łazienki. Gdy drzwi oddzielające salę od korytarza, z którego wchodziło się na górę; gdzie były pokoje dla gości; a także łazienka, się zamknęły, oparła się o ścianę i oddychała głęboko. Czuła się dziwnie pozbawiona energii. Ta cała radość i miłość ją przytłaczała. Nie wierzyła w szczęśliwe zakończenia. Coś takiego jak wieczna miłość nie istniało. Ona o tym wiedziała najlepiej. Przyjrzała się sobie w wielkim lustrze umieszczonym naprzeciwko wejścia do sali. Wyglądała oszałamiająco ubrana w koronkową sukienkę odcinaną na biuście i sięgającą zaledwie do połowy uda. W pasie doszyty był do niej także szyfonowy materiał, który był kolejną warstwą, a stanowił jej przedłużenie aż do samej ziemi sprawiając, że z przodu tylko delikatną falą opadała wzdłuż talii. W miejscu zszycia obu materiałów naszyto kontrastującą, wąską czerwoną tasiemkę. To właśnie na niej bazowała wybierając pozostałe dodatki. Czerwone wysokie szpilki jeszcze bardziej optycznie wydłużały jej nogi. Włosy sięgające prawie pasa upięte były w kucyk przesunięty na jedną stronę. Ich kasztanowy odcień lekko wpadający w rudy, idealnie mieszał się z bursztynowym brązem jej oczu. Makijaż także nie był krzykliwy. Miała tylko delikatną czarną kreskę na oku i wyraziście czerwone usta. Prezentowała się naprawdę niesamowicie. Uśmiechnęła się delikatnie do swojego odbicia. Szkoda, że nie mógł jej takiej zobaczyć. Byłby nią zachwycony. Pokręciła głową i pociągnęła klamkę. Wróciła na swoje miejsce przy stole, a na twarz przywdziała sztuczny uśmiech. Znów podziwiała ludzi wirujących na parkiecie, a z każdym kolejnym drinkiem jej zmęczenie rosło. Gdy zegar wybił godzinę dwudziestą czwartą, miała już dość. Poczekała do końca oczepin i lekko chwiejnym krokiem podeszła do swojej przyjaciółki.
- Ginny - szepnęła jej na ucho, a ruda kobieta w białej sukni spojrzała na nią z troską. Hermiona nie musiała nic mówić. Kobieta wiedziała jak ona się czuje - przepraszam - musnęła jej policzek ustami i to samo uczyniła z jej mężem. 
- Dziękuję, że przyszłaś, mimo wszystko - poczuła męski uścisk na nadgarstku. Posłała mu delikatny, niewymuszony uśmiech.
- Nie mogłoby mnie zabraknąć na waszym weselu, Harry. Przepraszam, że wychodzę tak wcześnie - po raz ostatni spojrzała na nich i wyminęła osoby kołyszące się w takt jakiejś wolnej piosenki. W szatni odebrała swój płaszcz i wyszła na zewnątrz. Jej twarz owiało zimne powietrze, które trochę ją otrzeźwiło. Teleportowała się z cichym trzaskiem


~*~




Wpatrywał się w ścienny zegar popijając Ognistą Whisky. Dzisiaj było wesele tej małej rudej Weasley'ówny i Potter'a. Jego myśli krążyły jednak nie wokół tej byłej już Gryffonki. To panna Granger zaprzątała mu głowę. Od paru dni próbował sobie uświadomić, co wtedy podkusiło go do tego czynu. Nie sądził, że byłby w stanie ją opuścić.

Myślę, że straciłem głowę w tamtym czasie. Jak mogłem Cię zostawić? Naprawdę przepraszam. Myślę, że straciłem głowę w tamtym czasie...

Byli tacy szczęśliwi, a on to wszystko zrujnował. Jak mógł? Przecież kochał ją nad życie. Była dla niego wszystkim. Już dawno temu porzucił przecież ideę czystości krwi. Ze wszystkich sił próbował naprawić swoje błędy z młodości. Nie sądził, że ją pokocha. Nie sądził, że mu wybaczy. Wybaczyła. Pokochała go, a on tak po prostu to zaprzepaścił. Był idiotą i już o tym wiedział. Szkoda tylko, że zrozumiał to tak późno. Tęsknił za nią każdego dnia i każdej nocy. Tęsknił za jej widokiem, uśmiechem, a nawet za tym kiedy krzyczała na niego z powodu jakiejś byle pierdoły.

Tęsknię za tym, tęsknię za Tobą. Proszę wybacz mi. Myślę, że straciłem rozum...

Było już za późno. Tego już nie mogłaby mu wybaczyć. Zerwał zaręczyny na dwa miesiące przed ślubem. Mógł mieć żal tylko do siebie. A także do swoich rodziców. To przez nich bał się zaangażowania. Bał się tego, że po krótkim czasie mógłby się stać zimny i oziębły jak jego ojciec. Nie chciał dla niej takiego życia. Nie zasługiwała na nie. 

Wiem, że teraz już jest za późno. Nawet jeżeli jestem smutny, to wszystko jest bezcelowe. Nawet jeżeli wieje wiatr i moje serce jest samotne, nie mogę zobaczyć Cię nigdy więcej.

Kochał ją. Wiedział o tym. Nie mógł bez niej żyć, a jednak do cholery ją zostawił przez swoje idiotyczne obawy. Stracił ją raz na zawsze. Stracił jej miłość w dniu, w którym oznajmił iż to koniec. Zakończył związek trwający trzy lata z powodu braku zaufania dla własnych uczuć. 

Kochanie nie zostawiaj mnie. Kochanie jesteś dla mnie tą jedyną. Proszę wróć. Proszę przytul mnie. Nie mogę tego znieść bez ciebie...

Rzucił z wściekłości pustą szklanką o ścianę. Zegar wskazywał godzinę pierwszą w nocy. Zamknął oczy i zobaczył ją. Wirowała w tańcu z jakimś mężczyzną. Poczuł wzrastającą w nim nieopisaną złość, której nie potrafił stłumić. On już nie miał do niej prawa.

Nie mogę dzisiaj spać przez ciebie. Kochanie, nie zostawiaj mnie...

Musiał stracić rozum kiedy pozwolił jej odejść. Pozwolił odejść miłości swojego życia, bo bał się zaangażowania. Wiedział jednak, że to dziś ma ostatnią szansę by ją odzyskać. Buzowała w nim mieszanka uczuć, których nie potrafił opisać. Czuł w sobie niesamowitą siłę i odwagę, która jeszcze bardziej napędzała plan zrodzony w jego głowie. Wstał z fotela i odszukał swoją różdżkę. Szepnął zaklęcie i po chwili jego salon opustoszał.

Chcę Cię powoli przytulić. Chcę Cię powoli pocałować. Chcę zasnąć w twych ramionach.
Myślę, że naprawdę straciłem rozum w tamtym czasie!



~*~



Zakręciła kurek z gorącą wodą i zanurzyła się w wannie. Musiała się uspokoić, a przede wszystkim musiała pozbyć się myśli o nim. Wciąż nie wiedziała jak mógł ją zostawić? Przecież byli tacy szczęśliwi. Wszystko było zaplanowane. Sala zamówiona, krawiec szył już suknię i garnitur, a goście byli zaproszeni. Nie sądziła, że tak nagle to wszystko się zepsuje. Gdyby nie to już dzisiaj byłaby mężatką. Mimo tego, że od ich ostatniego spotkania minęły prawie trzy miesiące, ona wciąż go kochała. Nie potrafiła o nim zapomnieć. Nawet dzisiaj nie potrafiła się cieszyć tym dniem. Jej serce wypełniał ból. Jeszcze nie tak dawno temu to siebie widziała w takiej śnieżnobiałej sukni. Gwałtownie otworzyła oczy, które mimowolnie zamknęła. Usłyszała odgłos dzwonka, który wyrwał ją z rozmyślań. Nie miała pojęcia kto mógł ją nawiedzić o prawie drugiej w nocy. Wyszła z wanny i owinęła się puchowym ręcznikiem. Wyszła z łazienki i podeszła do drzwi. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, otwarła je. Osoba stojąca na progu sprawiła, że kolana się prawie pod nią ugięły.
- Hermiona - usłyszała jego zachrypnięty głos. Owionął ją jego oddech. Bez trudu wyczuła woń alkoholu. Czuć było już ten odór chyba z paru metrów.
- Draco? Co ty tutaj robisz? - wpuściła go do środka. Nie powinni rozmawiać na korytarzu. Wścibskie starsze sąsiadki znów znalazłyby temat do plotek.
- Przepraszam. Wybacz mi. Straciłem rozum w tamtym czasie. Nie powinienem był Cię zostawiać! - padł do jej stóp, a ona stała jak sparaliżowana. Nie wiedziała, co powiedzieć ani co zrobić.
- Powinieneś wracać do domu - odpowiedziała łamiącym głosem. Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że taki dzień w ogóle nadejdzie.
- Daj nam drugą szansę - spojrzał na nią swoimi oczami błękitnymi jak ocean, wydusił z siebie parę słów i po prostu zasnął. Uśmiechnęła się do siebie i za pomocą czarów przetransportowała go na kanapę. Nakryła kocem i wróciła do swojej sypialni. Przebrała się w piżamę i weszła do łóżka. Zasypiała z uśmiechem na twarzy.

Tego upalnego dnia słońce świeciło jeszcze mocniej i jaśniej niż zazwyczaj. Ona mimo wszystko była szczęśliwa. Znów miała przy sobie mężczyznę, którego kochała. Tym razem się nie wycofał. Tańczyła wtulona w jego tors, a wszystkie oczy spoglądały na nią. Wyglądała piękniej niż kiedykolwiek, ubrana w dopasowaną, lejącą białą suknię obszytą piórkami. Suknia na ramiączkach opinała jej krągłe kształty, a wzór z piórek powiększał się ku dołowi tak, że góra była prawie całkiem gładka, a dół całkowicie obszyty białym puszkiem. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech. Widziała miłość w jego oczach. Nie żałowała tego, że tamtej nocy jej serce znów mu wybaczyło. To był jeden z najszczęśliwszych dni jej życia. Mimo wszystko musiało minąć kolejne paręnaście miesięcy, aby znów mu zaufała. Dzisiaj nie żałowała. Jej życie właśnie się zaczynało.

7 komentarzy:

  1. Super! Czekam z niecierpliwością na następną notkę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Salut, SweetChoco! :)

    Nie znam historii, którą skończyłaś pisać. Zaczynając czytać, byłam przekonana, że to będzie bardzo przyjemna jednopartówka. Jednak zrobiłaś coś, co zawsze mnie irytowało w Dramione.

    Nie zrozum mnie źle - para Draco i Hermiona to chyba już moja ostatnia ostoja, która trzyma mnie jeszcze przy Potterze. Pod tym względem mamy ze sobą coś wspólnego - też debiutowałam opowiadaniem o takiej tematyce. ;)
    Wracając do powyższego opowiadanka: początek był naprawdę fajny. Widać, że naprawdę postarałaś się z opisami, suknię Hermiony wyobraziłam sobie niemalże idealnie - gratulacje, bo to trudna sztuka. :) Niemniej jednak mina mi zrzedła, gdy tylko zaczęło się "zrzędzenie" dziewczyny (młodej kobiety?) i jej rozmyślania na temat utraconej miłości. Druga część - Draco kompletnie pozbawiony tego, za co powinno się go uwielbiać. A trzecia - totalna klapa.
    Malfoy to zimny i nieczuły drań, który nie byłby zdolny do tego, by paść przed kimś na kolana i szeptać czułe słówka. Trochę trudno mi o nim pisać w kontekście ostatnich części powieści Rowling, gdyż ich nie czytałam, niemniej jednak zawsze uważałam go za bohatera nie tyle niezdolnego do uczuć, co niewyrażającego ich. Co znaczy, że znany nam, "prawdziwy" Draco Malfoy nie miałby myśli takich, jakimi je przedstawiłaś. I znów, nie zrozum mnie źle: podobały mi się wstawki, które, jak sądzę, były tekstem piosenki zamieszczonej w linku (przyznam, że nie słuchałam). Niemniej jednak Twoje narartorskie dopowiedzenia zniszczyły to i Draco stał wymizerowanym chłopczykiem, a jego rozpacz jest bardziej śmieszna a niżeli tragiczna. Coś zaś tyczy się końcówki... Postaw się w takiej sytuacji, w jakiej była Hermiona: facet, którego naprawdę kochała, a który potraktował ją tak okrutnie (bo inaczej tego nie da się nazwać) przychodzi do niej w środku nocy pijany, krzyczy, że ją kocha, po czym zasypia. Żadna szanująca się kobieta nie potraktowałaby poważnie mężczyzny, który starała się o jej uczucia, będąc jednocześnie pijanym. I w dodatku, gdy ten zasnął na jej progu! Popatrzmy też na Dracona: żaden szanujący się facet, nigdy nie starałby się o ukochaną w takim stanie. Myślę, że najpierw doprowadziłby się do porządku (użycie szczoteczki do zębów byłoby, doprawdy, wskazane), nie wspominając już o zabiegach, które by zapewne uczynił, by przekonać do siebie zranioną kobietę... Bo taka też jest prawda. Gdy ktoś zostanie okrutnie zraniony, bardzo trudno przychodzi mu zaufać.
    Ostatni fragmencik to wesele pary, ale już nie miałam siły go czytać, gdy zrozumiałam, jakie jest jego przesłanie.

    Wściekasz się pewnie na mnie, że się czepiam. W sumie to nie wiem, czy tak jest. Nie chciałabym, abyś poczuła się urażona przez moje stwierdzenie: naprawdę gdyby na miejscu Hermiony była anonimowa Marysia, a na miejscu Dracona anonimowy Jaś, to to byłby kolejny, zwykły romans. Taki, jakich wiele - ot, coś na lekkie oderwanie się od rzeczywistości, tak na parę minut. Jeśli zaś nazywasz swoich bohaterów tak, jak nazywasz, musisz mieć pełną świadomość tego, że nie masz prawa wypaczać ich charakterów na własny użytek - bo to jest po prostu para, która nie nadaje się na zwykły romans.

    Na początku napisałam, że zrobiłaś coś, co zawsze mnie irytowało w Dramione. Wiesz, co to było? Uczynienie tej historii banalną. Ta miłość jest trudna i nieprzewidywalna, może i niemożliwa - nigdy jednak nie prosta i banalna.

    Bardzo osobiście podchodzę do opowiadań Dramione, dlatego rzadko je czytam - nieczęsto znajduję ich to, co - wg mnie - powinnam znaleźć. Ale może jestem pod tym względem zbyt wymagającym czytelnikiem. Albo może mój gust jest inny.

    Niemniej jednak, z warsztatowego punktu widzenia powyższe opowiadanko było naprawdę miłe. Pomyślałam więc, że skoro jesteś AUTORKĄ (mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli, używając tego słowa), może zechcesz poznać inny punkt widzenia. :)

    Amicalement,

    Marsy

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś z powodzeniem przyjęta do Stowarzyszenia-DHL ;) Zapraszam do wzięcia udziału w konkursie, który został ogłoszony na Stronie Głównej Stowarzyszenia ;)

    Pozdrawiam, Alex ;*

    http://Stowarzyszenie-DHL.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszczę mu.
    Mógł przeprosić. Wybaczono mu, a jego życie się ułożyło. Jej zresztą też.
    Możliwość wybaczania to niesamowita, czasem niewyobrażalna sprawa. Bo czy sama miłość wystarczy by wybaczyć? Nie. Żeby wybaczyć trzeba pozbyć się swojej dumy, swojego uprzedzenia, a pamięć o tym jak bardzo nas zraniono należy odsunąć na jak najdalszy plan.
    To trudne.
    Być może właśnie dlatego tak trudno jest przeprosić. Zastanawiam się czy ludzie pełni pokory mają jakąś łatwość w przepraszaniu. Zastanawiam się i dochodzę do wniosku, że tak nie jest. Bo ta osoba, która przeprasza, szczerze przeprasza, ten jeden, jedyny raz w życiu, postawi na te słowa wszystko. Musi przekazać wszystko to, czego nie mówił przez całe życie, bo inaczej adresat przeprosin nigdy nie dowie się jak prawdziwe były jego intencje.
    Stawianie wszystkiego na jedną kartę, to trudna sprawa i myślę, że tracimy rozum robiąc tak.
    Dlaczego?
    Bo jeśli nasz zamek z kart się przewróci, nie wiemy co dalej począć ze swoim życiem. I tym sposobem, nasz rozum wciąż jest stracony.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopiero niedawno odkryłam twój blog.Wszystkie miniaturki przeczytałam w jeden dzień , są genialne, gratuluje pomysłowości. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe napisane! A przede wszystkich podoba mi się to, że mu wybaczyła. Wspaniale budujesz opisy, wszystko świetnie się łączy, zazdroszczę Ci talentu, bo również chciałabym pisać tak jak ty. A że jestem wielką fanką Dramione dodaję cię na moim blogu do czytanych i czekam na kolejną notkę :)
    magia-to-potega.blospot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy