piątek, 11 stycznia 2013

Devil beside you - part one.

Diabeł też bywa sympatyczny...zło lubi robić dobre wrażenie.



Jak zwykle przeglądała Proroka Codziennego nad kubkiem gorącej kawy. Niedawno zaczęły się jej ostatnie w życiu wakacje. Paręnaście dni temu skończyła ostatni rok nauki w Hogwarcie. Potrzebowała paru tygodni by móc wreszcie odpocząć, zanim na dobre wpadnie w wir dorosłego życia. Wiedziała, że niektórzy jej szkolni koledzy już zaczynają pracować, ale ona chciała odwlec jeszcze ten moment. We wrześniu miała zacząć pracę w św.Mungu. Nie zamierzała jednak marnować tego czasu. Przeszukiwała właśnie rubrykę z ogłoszeniami, w poszukiwaniu jakiegoś dorywczego zajęcia. Za oknem pięknie świeciło słońce, co było wielką rzadkością, nawet jak na tą porę roku. Mimo wszystko kochała Londyn. Tutaj się urodziła i wychowała. Nie wyobrażała sobie siebie w jakimkolwiek innym miejscu. Wsłuchiwała się w radosne ćwierkanie ptaków, choć tak naprawdę jej serce przepełniał żal. W marcu straciła swoich rodziców już na zawsze. Wiedziała, że być może nigdy ich nie odzyska. Tak się stało. Straciła wiele tygodni po ostatecznej bitwie, na odnalezienie ich. Jej starania na nic się zdały. Pogodziła się z myślą, że została sama. Wiedziała przynajmniej, że dzięki temu zachowali życie. Oddzieliła ich od świata, którego nigdy nie rozumieli. Nie mogli. To było jej życie, które wydawało im się bajką. Kochali ją. Wiedziała o tym, ale nigdy nie rozumieli jej problemów. Czasem żałowała, że musiała się urodzić w mugolskiej rodzinnie. Pomimo tego, że przecież nikt nie dokuczał jej z tego powodu, ona żałowała. Westchnęła przeciągle i odstawiła pusty już kubek na blat. Miała zamiar udać się na górę, ale wtem jej uwagę przykuła jedna z informacji. Przeczytała ją parę razy, uważnie studiując każde zawarte w niej słowo. To było dokładnie to, czego potrzebowała i poszukiwała. Uśmiechnęła się sama do siebie. Jeżeli wszystko się uda, to właśnie dzisiaj zacznie swoje nowe życie. Życie, w którym za wszelką cenę unikać będzie smutku. Dziś miała postawić pierwsze kroki w dorosłe życie. Życie, w którym skazana była tylko na siebie. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i uśmiechnęła się delikatnie, chcąc dodać sobie odwagi. Jej odbicie odwzajemniło gest, a ona poczuła, że wreszcie jest gotowa. Zamknęła drzwi na klucz i teleportowała się z cichym trzaskiem. 

Wylądowała prosto pod ogromnymi drewnianymi drzwiami. Nie miała czasu by się rozglądać. Zastukała mosiężną kołatką i czekała na jakiś ruch. Po chwili drzwi się otwarły, a ona gwałtownie wypuściła powietrze z płuc.
- Dzień dobry. Ja w sprawie ogłoszenia - podniosła wzrok i nagle zabrakło jej tchu.
- Granger? - spojrzał na nią jak na kosmitkę.
- Malfoy? - wpatrywała się przerażona w chłopaka stojącego tuż przed nią. Nie sądziła, że to u niego ma pracować.
- Właź - odsunął się tak, aby mogła wejść - chodź za mną - kiwnął w jej stronę ręką i poprowadził w głąb domostwa. Tutaj także się nie rozglądała. Szła posłusznie za chłopakiem, przeklinając siebie w duchu. Czy los zawsze musi rzucać jej kłody pod nogi? Zaprowadził ją pod jakieś drzwi, w które zapukał.
- Proszę - oboje usłyszeli.
- Przyszła kolejna kandydatka - wsadził głowę w szczelinę i mówił coś do człowieka w pomieszczeniu - możesz wejść - zwrócił się do niej i odszedł - no to będzie zabawa! - uśmiechnął się sam do siebie, wracając do swojego pokoju.
- Dzień dobry, ja w sprawie ogłoszenia - zaczęła nieśmiało, spuszczając wzrok.
- Bardzo się cieszę - usłyszała męski głos. Tuż przed nią na ogromnym skórzanym fotelu siedział mężczyzna - siadaj - gestem ręki wskazał jej fotel tuż przed jego biurkiem. 
- Nazywam się... - chciała coś powiedzieć, ale nie dokończyła.
- Hermiona Granger, najlepsza uczennica Hogwartu - Lucjusz uśmiechnął się i poprawił czarne okulary na nosie, które dopiero teraz zauważyła. Znów brakło jej tchu. Zaczęła przyglądać się swoim obgryzionym paznokciom. Nie wiedziała czym się zająć, a głowy podnieść nie potrafiła. Skąd wzięła się nagle w niej taka nieśmiałość? - Hermiono czy wiesz na czym ma polegać ta praca? - spojrzał na nią błękitnymi oczyma, w których ona dostrzegła zmęczenie.
- Nie do końca - przyznała
- Potrzebujemy kogoś, kto zajmie się Neveah - widział jej zdziwione spojrzenie - jest ona córką zmarłej przyjaciółki Narcyzy. Moja żona obiecała jej matce, że gdy coś złego się jej stanie, ona zaopiekuje się jej oczkiem w głowie. Niestety niedawno zachorowała i zmarła. Neveah ma cztery lata. Niestety my z Narcyzą nie dajemy sobie sami rady. Nie ukrywam, że od niedawna mam sporo wyjść biznesowych, na których żona mi towarzyszy. Zostawilibyśmy ją z Draco, ale on sam także wymaga opieki - zaśmiał się na widok jej krzywej miny - wracając do sedna sprawy. Potrzebujemy opiekunki, która będzie z nami mieszkać - jej oczy rozszerzyły się do rozmiaru kół od roweru.
- Mieszkać? - wyjąkała.
- Dokładnie - pokiwał głową twierdząco - czy to jest jakiś problem?
- Nie - nic nie stało jej na przeszkodzie. W domu także nikt na nią nie czekał, a to miała i tak być praca tylko na niecały miesiąc.
- Cieszę się. Zaznaczam jednak, że praca wcale nie jest łatwa. O ile Neveah nie sprawia problemów, to z moim synem już jest ciężej. W ciągu tego miesiąca zatrudniliśmy aż trzydzieści cztery osoby. Żadna nie wytrzymała z nim dłużej niż dwa dni - westchnął przeciągle ze zrezygnowaniem. Nie sądził, że była Gryffonka da radę poskromić samego diabła.
- Wytrzymałam z nim w jednej szkole przez siedem lat. Myślę, że dam sobie radę - nieśmiało się uśmiechnęła.
- Wspaniale. Kiedy możesz zacząć? - złożył w plik jakieś papiery i zamknął je w szafce. Podniósł się z fotela i dał jej znać, że opuszczają gabinet.
- Od zaraz właściwie - rzekła po lekkim namyśle - będę potrzebować tylko paru ubrań z domu - wyszła za mężczyzną z gabinetu.
- Wspaniale. Powiem Draconowi, aby udał się z tobą do twojego domu i pomógł spakować potrzebne rzeczy. Później pokażę ci twój pokój. Mam nadzieję, że zdążycie przed piętnastą. Powodzenia - poklepał ją po ramieniu. Nie zauważyła nawet, że doszli już do drzwi. Chwilę później ojciec ślizgona zniknął, a ona została sama. Rozejrzała się wokół siebie. Ogromny hol wyłożony jasnym marmurem potęgował uczucie chłodu w jej sercu. Idealnie odzwierciedlał młodego Malfoy'a, którego znała ze szkoły. Zawsze zimny i opanowany. Przymknęła oczy i oparła się o ścianę. Miała zaczekać na chłopaka chociaż nie wiedziała po co. Pogrążyła się w swoich myślach. Dopiero teraz zaczęła zdawać sobie sprawę czego zamierzała się podjąć. Może to nie był najlepszy pomysł? Przecież nienawidziła Malfoy'a. Nie wiedziała nawet kiedy to uczucie w niej wykiełkowało. Zdała sobie sprawę, że poza nielicznymi sprzeczkami na korytarzu, nigdy nawet z nim nie rozmawiała. Dlaczego? Czuła między nimi jakąś przepaść. Wiedziała, że nigdy nie będzie między nimi porozumienia.
- Jeszcze nawet nie zaczęła pracy, a już się obija - usłyszała przy swoim uchu i gwałtownie otwarła oczy. Jego bliskość ją przytłoczyła. Zachwiała się, a on powstrzymał ją przed upadkiem. Spoglądał na nią chłodnym i niewzruszonym wzrokiem, a na jego twarzy gościł dziwny uśmiech. Jeżeli diabeł potrafiłby się śmiać to pewnie wyglądałby tak, jak on. Zlustrowała go wzrokiem. Nie wyglądał jak chłopak, którego kojarzyła ze szkolnych korytarzy. Jego włosy zaczesane były w jakąś dziwną fryzurę i nienaturalnie uniesione do góry. W szkole tak nie wyglądał. Poszarpane jeansy, czarny podkoszulek i czarna kurtka. To nie pasowało do jej wyobrażenia o nim. Czy mogła jednak jakiekolwiek mieć? Był zbyt blisko niej. Zadrżała. Jego bliskość ją przerażała. Nie czuła się pewnie. Było w nim coś takiego, że gdy tylko stawał blisko niej, czuła się zagubiona i przestraszona. Czuła się jak mała dziewczynka, która gubi się w nocy w lesie. Czuła się tak, jakby zapadała się w otchłaniach samotności gdzie zło czyha na nią na każdym kroku. Była bezbronna - dobrze się czujesz, Granger? - odsunął się od niej na parę kroków, ale ta dziwna aura nie zniknęła. Wciąż w niej tkwili, a ona z każdą sekundą czuła się coraz gorzej. Jej tętno jakby zwolniło, a czas przyspieszył. Zatrzymała się, a świat wciąż pędził.  
- Powinniśmy już iść - wydusiła z siebie próbując wyrównać bicie serca. Chciała znaleźć się jak najdalej od niego, ale on jak na złość przybliżył się w jej stronę. Chwycił ją za nadgarstek i teleportowali się. Jak tylko poczuła stały grunt pod nogami, odsunęła się od niego na bezpieczną odległość.
- Bardzo ładne mieszkanko - zacmokał teatralnie i znów spojrzał na nią tym wzrokiem, od którego krew zastygała w żyłach.
- Poczekaj tu, zaraz wrócę - odwróciła się na pięcie i wpadła do swojego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi na klucz. Zupełnie nie wiedziała dlaczego. Gdyby chciał, wystarczyłoby tylko jedno proste zaklęcie i bez problemu mógłby pokonać tą barierę. Potrzebowała złudnego poczucia bezpieczeństwa. Takim widziała go po raz pierwszy. Sądziła, że to tego szkolnego nienawidzi. Myliła się. Tamto wcielenie w obliczu tego aktualnego, było niczym anioł w ludzkiej skórze. Nie rozumiała jego zachowana. Nie rozumiała dziewczyn, które znały go lepiej niż ona. Otrząsnęła się z tych myśli i wyjęła z szafy walizkę. Wrzuciła do niej kilka swoich ulubionych rzeczy i kosmetyki. Rozejrzała się po pomieszczeniu i westchnęła. Z każdą sekundą była coraz bliżej chwili, w której chciała zrezygnować. Zbyt pochopnie się na to zgodziła. Za łatwo chciała dać się wplątać w tą historię. Zamknęła za sobą drzwi swojego małego królestwa, do którego nikt poza nią nie miał wstępu. Spojrzała przed siebie i coś się w niej zagotowało. Blondyn siedział rozwalony na jej kanapie, a buciory ułożył na stoliku. Usłyszał szmer za sobą i odwrócił głowę z perfidnym uśmiechem.
- Ciekawe rzeczy tu piszesz - zaśmiał się, rzucając w nią jej ukochanym notatnikiem.
- Nie bądź bezczelny - fuknęła - matka cię nie nauczyła, że cudzych własności się nie dotyka? - buntowniczo założyła ręce na piersi i spojrzała na niego odważnie. Prawda jednak była taka, że nogi miała jak z galarety.  
- Uważaj, co mówisz kujonico - sama nie wiedziała, w którym momencie chwycił ją za ramiona i przyparł do ściany. Jego oczy były tylko kilka milimetrów przed jej własnymi. Widziała w nich tą złość i nienawiść, która od niego promieniowała. Na ciele znów poczuła dreszcze. Miała wrażenie, że temperatura w pomieszczeniu spadła o kilka stopni. Nagle puścił ją, a ona osunęła się w dół po ścianie. Wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w przestrzeń przed sobą - wstawaj - szarpnął nią jak szmacianą lalką, a ona nie była w stanie nic powiedzieć - nie będę marnował więcej czasu na cackanie się z tobą - chwycił w jedną rękę jej torbę, a w drugą jej rękę i teleportował się.

Opierała się o materac łóżka w pokoju, który przez najbliższy miesiąc miał być jej azylem. Nie sądziła jednak, że da radę wytrwać. Wciąż czuła na sobie jego oddech. Ręce jej drżały, a ciałem co jakiś czas wstrząsał spazmatyczny dreszcz, chociaż miała na sobie ciepłą bluzę i koc. Jej oczy utkwione były w przeciwległej ścianie, a powieki lekko przymknięte. Znów przechadzała się po Hogwarcie, próbując odnaleźć źródło swojego złego samopoczucia. Widziała go na stołówce, gdzie w długiej kolejce ustawiały się dziewczyny byleby tylko móc z nim usiąść i zjeść posiłek. Widziała go pod drzewem na błoniach, otoczonego wianuszkiem wielbicielek, które z zafascynowaniem wsłuchiwały się w jego głos. Widziała go idącego przez szkolne korytarze. Za nim podążały piskliwe dziewczyny zachwycając się jego chodem. Widziała go gdy czytał kolejny z setek listów miłosnych, które dostawał każdego dnia. Widziała go na lekcji eliksirów i wzdychające do niego dziewczyny, zerkające na niego maślanym spojrzeniem. A on? Nigdy nie obdarzył żadnej uśmiechem. Zawsze zimny i opanowany. Jego twarz nie wykazywała nawet odrobiny ciepła. Gdy nie był otoczony wielbicielkami, wędrował zamyślony. Jakby zupełnie nic do niego nie docierało. Nawet wtedy jego twarz była bez wyrazu. Oczy mętne i nieobecne. Mimo wszystko wtedy wydawał jej się być zupełnie inny niż teraz. Miała wrażenie, że to właśnie w swoim domowym zaciszu przeistacza się w prawdziwego diabła. Zerknęła na swój nadgarstek, na którym zaczynała wykwitać sinawa plama. Zastanawiała się czy zawsze był taką osobą? Jeżeli taki był prywatnie, co więc widziały w nim te wszystkie dziewczyny? Czy naprawdę odpowiadał im typ faceta znęcającego się nawet nad kobietą? Nie potrafiła w to uwierzyć. Chciała poznać prawdę. Coś musiało sprawić, że zachowywał się tak, a nie inaczej. 
- Granger rusz swój tyłek i racz łaskawie pojawić się w jadalni - wpadł znienacka do jej pokoju, obdarzając ją jedynie zimnym spojrzeniem i swoim dziwnym wyrazem twarzy, który chyba w jego mniemaniu wyglądał jak połączenie uśmiechu z satysfakcją, a jednocześnie złośliwością.
- Powinieneś nauczyć się pukać - rzuciła podnosząc się z dywanu.
- Znowu zaczynasz? - chciał coś dopowiedzieć, ale jego wzrok spoczął na jej ręce, na której widniał wielki siniec - boli? - w mgnieniu oka znalazł się obok niej. Znów zachłysnęła się jego obecnością, a na ciele pojawiła się gęsia skórka. Jego oczy choć zimne, teraz wydawały jej się emanować troską i żalem. Dlaczego z każdą chwilą burzył jej wypracowane o nim jednoznaczne zdanie? Co jeszcze w sobie trzymał? Jakie tajemnice skrywał? Patrzyła na niego nie wiedząc, co powinna powiedzieć. Słowa ugrzęzły w gardle i ani myślały się z niego wydostawać. Spoglądała na niego w osłupieniu. Po raz kolejny sprawił, że choć w jej głowie szalała burza myśli, nie wiedziała jak powinna się zachować.
- Powinniśmy już zejść - szepnęła cicho, delikatnie wyrywając swoją rękę z uścisku. Wyminęła go i ruszyła przed siebie, czując jak jej serce przyspiesza swoje bicie. Czuła jak obija się o jej żebra wywołując ogromny ból. Zeszła w dół po schodach i udała się do jadalni. Siedziały w niej zaledwie trzy osoby. Rodzice Malfoy'a i zupełnie niepasująca do otoczenia mała dziewczynka o kruczoczarnych włosach i prawie tak samo ciemnych oczach. 
- Dzień dobry - przywitała się uprzejmie i zajęła jedno z miejsc przy stole.
- Witaj. Nazywam się Narcyza, a to jest Neveah - kobieta wskazała na dziecko siedzące tuż obok niej. Hermiona uśmiechnęła się do niej promiennie, na co usłyszała tylko głębokie sapnięcie dochodzące z jej lewej strony, po której siedział Draco.
- Skoro wszyscy już jesteśmy, powinniśmy zabrać się do jedzenia 

Słońce łagodnie oświetlało jej twarz pogrążoną jeszcze we śnie. Na jej ustach gościł delikatny uśmiech. Dziś zaczynał się dokładnie ósmy dzień jej pracy w domu Dracona. Nagle drzwi się otworzyły. Mała dziewczynka weszła do pokoju i najciszej jak tylko potrafiła, skradała się na paluszkach do łóżka. 
- Miona! - czarnowłosa rzuciła się na dziewczynę.
- Neveah! - krzyknęła przestraszona Hermiona łapiąc małą w talii. Źle wymierzyła odległość i najpewniej przefrunęłaby przez łóżko.
- Obiecalas zie zlobimy ciasteczka! - ostentacyjnie założyła ręce na piersi i wygięła usta w podkuwkę. Hermiona roześmiała się na głos. Uwielbiała ją! Zawsze marzyła o młodszej siostrze. Teraz miała okazję poznać Veę. Nie chciała nawet wyobrażać sobie tego dnia, kiedy będzie musiała się z nią rozstać. Niestety ta chwila była coraz bliżej i chyba to najbardziej ją martwiło. Znów spojrzała na dziewczynkę i z uśmiechem na ustach zeszła z łóżka.
- Ciocia i wujek już wstali? - spytała. Miała nadzieję, że jeszcze nie.
- Nie - Vea przecząco pokręciła głową, a jej ulżyło. Na chwilę zniknęła w swojej łazience i wyszła z powrotem przebrana w ulubione spodnie dresowe i luźną koszulkę.
- W takim razie zabieramy się za podbój kuchni! - krzyknęła wesoło i chwyciła małą za rękę. Razem zbiegły do kuchni. Wyjęły potrzebne miski, miseczki, łyżki i łyżeczki. Na tą chwilę Hermiona postanowiła nie korzystać z magii. Chciała jej pokazać, że pieczenie może być niesamowita frajdą. Ich wesołe krzyki roznosiły się po całym domu. Obie były oblepione mąką, a dziewczyna co chwilę zanurzała swoje paluszki w surowym cieście, za co Miona ganiła ją wzrokiem.
- Myślałem, że ten dzień nie może być gorszy. A jednak. Widok Granger z samego rana jest niczym najgorszy koszmar - błyskawicznie odwróciła się na pięcie, mrożąc go wzrokiem. Miała nadzieję, że uda jej się go unikać tak, jak przez kilka ostatnich dni. Starała się na niego wpadać jak najrzadziej się tylko dało. Podczas posiłków w ogóle się nie odzywała. Później znikała gdzieś z Veą, a on wracał do swoich spraw, w które ona nie chciała wnikać. To nie był jej interes. 
- Też się nie cieszę, że cię widzę
- Draco! - pisnęła czterolatka i zeskoczyła z krzesła. Podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję. Objął ją i podniósł, okręcając się wokół własnej osi. Ich relacja zawsze ją zadziwiała. Tylko dla niej był zupełnie inny. Tylko wtedy gdy ona była w pokoju, Hermiona miała wrażenie, że ten chłopak się zmienia. Wtedy nie czuła się jak wepchnięta w bezdenną otchłań mroku - piecemy ciasteczka. Kcesz tesz? - blondyn przecząco pokręcił głową i odstawił ją na ziemię. Wzruszyła tylko ramionami i z powrotem wgramoliła się na krzesło.
- Niemiłego dnia, Granger - szepnął jej do ucha i zabrał z lodówki sok pomarańczowy, po czym opuścił kuchnię.
- Nawzajem! - krzyknęła za nim wymachując łyżką - to pierwszą blachę wkładamy do pieca - uśmiechnęła się do Vei.
Parędziesiąt minut później wykończone dziewczyny oklapnęły na kanapie w salonie. Upiekły ponad sto ciasteczek owsianych. Vea ułożyła się na kolanach Hermiony i chwilę później zasnęła. Była zmęczona. Siedziała głaszcząc jej długie włosy.
- Hermiona - usłyszała za sobą kobiecy głos - wyjeżdżamy dzisiaj z Lucjuszem na parę dni w sprawach służbowych. Poradzisz sobie? - widziała strach w błękitnych oczach Narcyzy.
- Poradzę - niepewnie się uśmiechnęła.
- Nie mówiłam o Neveah - podparła głowę na dłoni. Nie wiedziała dlaczego jej ukochany syn tak się zachowywał. Kiedyś przecież taki nie był. Nie pamiętała momentu kiedy tak bardzo się zmienił. Nie wiedziała gdzie popełniła błąd w jego wychowaniu. Czyżby fakt, że jako młody chłopak został zmuszony do zostania śmierciożercą, tak bardzo na niego wpłynął? Westchnęła.
- Z Draco także sobie poradzę - nie była tego taka pewna. To miał być pierwszy raz gdy miała zostać z nim sam na sam. Bała się, co może zrobić. Jak zareaguje? Był nieobliczalny. Nie potrafiła przewidzieć jego zachowania.
- Wierzę, że jesteś jedyną osobą, która jest go w stanie zrozumieć - Narcyza przytuliła ją i oddaliła się do swojego pokoju chcąc spakować ostatnie rzeczy do walizek przed ich wyjazdem.
Cztery godziny później stała w holu ,patrząc jak mała żegna się z ciocią ze łzami w oczach. Obok niej stał blondyn. Wydawał się być niewzruszony całą sytuacją. Jak zwykle z tą swoją dziwną fryzurą, która przypominała jej nastroszonego skunksa. Zdecydowanie wolała go w wersji gdzie jego kosmyki swobodnie opadały na jego czoło i uszy. Wyglądał wtedy o wiele przystojniej. O wiele łagodniej. Miał też na sobie swoje ukochane poszarpane jeansy i czarną koszulkę z dekoltem wyciętym w serek. Przyglądał się swoim rodzicom z dziwnym błyskiem w oku. Kiedy Hermiona zamknęła drzwi za państwem Malfoy, on już wyciągał swój telefon. 
- Blaise? Szykuj się. Moi starzy wyjechali. Będzie impreza - po czym nacisnął czerwoną słuchawkę, a ją obdarzył kpiącym uśmiechem. Odwrócił się i zniknął w korytarzu. Z głośnym świstem wypuściła z siebie powietrze. Kłopoty więc dopiero się zaczynały. 


Ciąg dalszy nastąpi...

4 komentarze:

  1. Wspaniałe,cudowne,fantastyczne! Nie mogę się doczekać dalszej części ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się naprawdę interesująca historia:)
    Masz oryginalny pomysł i już nie mogę doczekać się kontynuacji.

    Pozdrawiam
    Lilu

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu to jest genialne moja ulubiona mini<3!! Neveah jest urocza boże no uwielbiam ją xd:*!! A Draco? Aj lajk yt<3
    H A R I E T T A

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy