sobota, 12 stycznia 2013

Devil beside you - part two.

Gdyby nie był diabłem, nie pokochałby anioła...



Wszystko spowijała ciemność. Jedynym źródłem jasności była maleńka różowa lampka, której  światło padało na twarz maleńkiej dziewczynki w objęciach Morfeusza. Hermiona siedziała koło jej łóżka, a głowę oparła na materacu, przypatrując się Vei. Kochała to miejsce. Jedyny pokój w całym domu, w którym nie było słychać żadnych odgłosów z zewnątrz. Parę dni temu rzuciła na niego zaklęcie wyciszające. Uznała, że to będzie najlepsze wyjście. Państwo Malfoy czasem miewali odrobinę za głośnych nocnych gości. Uśmiechnęła się sama do siebie. Uwielbiała na nią patrzeć gdy spała. Miała w sobie tyle życia mimo ogromnej tragedii, która ją spotkała. Hermiona wiedziała coś o tym. Jej było niesamowicie ciężko. Nie była sobie nawet w stanie wyobrazić jak musi czuć się Neveah. Może jeszcze nie teraz, ale za parę lat. Teraz dziewczynka tego po prostu nie rozumiała. Niedługo dorośnie, a wtedy pojmie, że już nigdy więcej nie zobaczy własnej matki. Nie posłucha opowiedzianej przez nią bajki na dobranoc. Nie doświadczy matczynej miłości. Po jej policzku stoczyła się jedna łza, którą natychmiast wytarła. Nie mogła teraz się rozklejać. Nie dzisiaj. Nie w tym domu. Odłożyła książkę na szafkę. Ostatni raz spojrzała na czarnowłosą i po ciuchu zamknęła za sobą drzwi. Jej uszu dobiegł dudniący odgłos muzyki. Przeczuwała najgorsze. Nie zdążyła dojść jeszcze do końca korytarza, gdy do jej nosa dotarł odór alkoholu pomieszanego z dymem tytoniowym. Skrzywiła się nieznacznie. Zeszła po schodach i zamarła. Wszędzie było pełno ludzi. Jej złość właśnie sięgnęła zenitu. Przeciskając się przez tłum, starła się dotrzeć do salonu. Obstawiała, że to właśnie tam będzie najwięcej osób, a w szczególności ten osobnik, którego w tej chwili znaleźć musiała. Nie pomyliła się. Siedział rozwalony na kanapie ze swoim najlepszym kumplem Zabinim. Śmiali się w najlepsze otoczeni grupką dziewczyn.
- Malfoy! - wrzasnęła próbując przekrzyczeć głośną muzykę - coś ty wymyślił? Oszalałeś? Twoi rodzice cię zamordują.
- Wyluzuj Granger - obdarzył ją jednym z tych swoich spojrzeń - moi starzy wracają za parę dni i się o tym nie dowiedzą - zaakcentował ostatnie dwa słowa.
- Draco, co tu robi ta kujonica? - dobiegł ją głos Blaise'a.
- Robi za niańkę Vei - uśmiechnął się kpiąco
- I twoją - dodała. Widziała jego mordercze spojrzenie, a także słyszała szepty, jakie wywołało to stwierdzenie. Odwróciła się na pięcie i wycofała na korytarz. Mdliło ją od dymu. Na podłodze walały się plastikowe kubeczki, a dookoła otaczało ją mnóstwo osób. Miała tego dość, to było ponad jej siły. Weszła do kuchni, która o dziwo była całkowicie pusta. Wolała jednak nie patrzeć na ogrom śmieci, zalegających na każdej powierzchni. Usiadła na krześle i przymknęła oczy. Głowa ją bolała niemiłosiernie. Nie była w stanie myśleć. W tym momencie miała ochotę udusić gołymi rękoma tą przebrzydłą fretkę! Ułożyła głowę na blacie i starała się wyciszyć. Na nic się to zdało. Huk czegoś, co oni zwali muzyką, wciąż boleśnie ranił jej uszy.
- Wyluzowałabyś w końcu - usłyszała jego głos tuż za sobą. Czuła jego oddech na karku. Momentalnie się wyprostowała i zesztywniała. Ręce schowała pod ladą by ukryć ich nagłe drżenie.
- Jestem w pracy - odrzekła spokojnie nawet się nie odwracając.
- Już dawno skończyłaś. Neveah śpi, a impreza trwa - zaśmiał się, a ona wiedziała, że z powodzeniem mógłby być najlepszym przyjacielem diabła. Sam nim był. Przerażał ją na każdym kroku.
- Powinieneś więc tam być, a tymczasem stoisz tutaj i tracisz taką wspaniałą okazję by zalać się w trupa - zironizowała.
- Przyznaj, że po prostu nie potrafisz się bawić - przejechał palcem wzdłuż jej kręgosłupa, a ona spięła się jeszcze bardziej. Wiedział, że tak na nią działał. Wszystkie kobiety do niego lgnęły. Bez wyjątków. 
- To czy potrafię czy nie, jest moją sprawą. Jeżeli nie chcesz aby twoi rodzice dowiedzieli się o tej imprezie, radzę ci ją zakończyć - mówiła chłodnym i opanowanym głosem. Starała się nie ukazywać żadnych emocji. Emocje w jego pobliżu były niewskazane. Mógłby wszystko wykorzystać przeciwko niej.
- Nie zrobisz tego - syknął znów pieszcząc jej kark swoim oddechem. 
- Zrobię - okręciła się na krześle tak, że stykali się czołami. Patrzyła mu buntowniczo w oczy choć w głębi duszy strasznie się bała. Nie wiedziała, do czego jeszcze byłby zdolny. 
- Pożałujesz tego Granger - wyszedł z kuchni, a ona zaczerpnęła powietrza nerwowo oddychając.  Wygładziła ubranie i także opuściła to pomieszczenie. Musiała zapanować nad tym wszystkim. Wróciła na korytarz. W odpowiednim momencie.
- Odstaw to jeśli chcesz przeżyć - krzyknęła widząc, że jakiś małolat zamierzał zająć się ukochaną wazą pani Malfoy. Przestraszony dzieciak natychmiast odłożył ją na miejsce. Miała wrażenie czy wśród tych ludzi byli mugole? Dzisiejszego wieczora nie spotkała ani jednego skrzata, które zawsze kręciły się po domu. Znów przecisnęła się przez tłum zgromadzony w salonie. Urządzili jakąś pijacką grę. Buntowniczo zepchnęła jakąś blondynkę ze stołu i sama na niego wskoczyła.
- Uuuu Granger zaczyna się bawić! - rzucił ironicznie Blaise, którego obdarzyła ironicznym spojrzeniem.
- Impreza skończona! - jej głos echem poniósł się po posiadłości. Użyła zaklęcia, ale tak by nikt nie zauważył różdżki - zeskoczyła z podestu i podeszła do wieży. Nacisnęła czerwony guzik, a muzyka ustała - no już! Wszyscy się wynoszą - w odpowiedzi usłyszała tylko pomruki niezadowolenia, ale wszyscy powoli zaczęli opuszczać pomieszczenie. Kilka chwil później nie został nikt oprócz niej i tlenionego. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Tę bitwę wygrała, ale wojna wciąż trwała.
- Przegięłaś w tym momencie - mimo wszystko, zaimponowała mu. Wiedział, że się go boi. Każdą komórką swojego ciała czuł jej strach. Widział go w jej oczach. Nie przeoczył nieudolnych prób zamaskowania go. Zaskakiwała go. Coś sprawiało, że chciał ją poznać od każdej strony. Bawiła go jej udawana pewność siebie - wychodzę - oznajmił i skierował się do drzwi.
- Nic z tego - szarpnęła go za rękaw kurtki - najpierw posprzątasz ten bałagan.
- Żartujesz sobie? - spojrzał na nią chłodnym spojrzeniem, ale w duchu naprawdę miał ochotę się roześmiać.
- Nie i oddaj różdżkę - wyciągnęła dłoń po drewniany patyczek.
- Chyba śnisz - syknął, mierząc ją wzrokiem.
- Chcesz, aby rodzice się dowiedzieli? - kiedy nie otrzymała żadnej odpowiedzi, wiedziała już, że wygrała kolejną bitwę w tej batalii - różdżkę poproszę - niechętnie wyjął ją ze spodni i podał dziewczynie - dziękuję. Życzę udanego sprzątania. Dobranoc - z ogromnym uśmiechem wchodziła po schodach. Cieszyła się jak małe dziecko. Chociaż na chwilę udało jej się poskromić diabła.
- Przeklęta Gryffonka - westchnął, ale na jego twarzy gościł szeroki uśmiech.

Pozostałe dni minęły w spokojnej atmosferze. Następnego ranka po imprezie nie było śladu. Wszystko lśniło czystością. Dracon'a także nie było. Nie spotkała go ani razu, aż do powrotu jego rodziców. Całe dnie spędzała z Veą poza domem korzystając z przepięknej pogody, która nawiedziła Londyn.

Minęło kolejnych kilka dni. Jej czas w tym domu biegł niemiłosiernie szybko. Do końca sierpnia pozostało jeszcze tylko parę dni. Jeszcze tylko parę dni spędzi ze swoją ukochaną kruszynką. Wpatrywała się w księżyc, który oświetlał cały jej pokój. Pełnia. Kochała pełnię, chociaż nie potrafiła wtedy zasnąć. Siedziała na okiennym parapecie otulona miękkim kocem podziwiając ten piękny nocny krajobraz. W rękach trzymała kubek swojej ulubionej waniliowo-karmelowej herbaty. Mimowolnie przymknęła powieki. Przed oczami stanęła jej scena, która miała miejsce nie dalej jak dwa dni po powrocie jego rodziców.

Wchodziła cicho po schodach, chcąc zawołać Lucjusza na obiad. Wiedziała, że będzie ślęczał nad papierami. Zawsze tak było. Gdy bywał w domu, godzinami przesiadywał w swoim gabinecie. Nacisnęła klamkę i weszła do środka. Podeszła bliżej, a to, co zobaczyła, wprawiło ją w niemały szok. Pan Malofy przeglądał rodzinne zdjęcia. Gestem ręki kazał jej zająć miejsce koło siebie. Posłusznie usiadła. Podawał jej po kolei fotografie. Dłużej zatrzymał się tylko przy zdjęciu Draco. Westchnął przeciągle, jakby próbował odnaleźć właściwe słowa.
- Wiesz Hermiono, mój syn kiedyś taki nie był - nie potrafiła uwierzyć.
- Co więc się stało? - spytała cicho, bojąc się, że głośniejszy ton może spłoszyć mężczyznę.
- Stał się taki mniej więcej półtora roku temu. Czarny Pan powierzył mu pewne zadanie. Jego towarzyszką była jego najlepsza przyjaciółka. Znali się od dzieciństwa. Jej rodzice byli naszymi dobrymi znajomymi. Wysłał ich na misję, której Draco nie podołał. Nigdy nie chciał zostawać śmierciożercą. Tak jak i cała moja rodzina. Tak było łatwiej. Bezpieczniej. Viridiana Sovari miała tylko mu towarzyszyć. Nie mogła wykonać tego zadania za niego. Miał za miękkie serce. Nie był w stanie zabić tamtej kobiety. Torturował ich przez wiele godzin. Mój syn przeżył, ale Vi nie miała tyle szczęścia. Zmarła w Mungu parę tygodni później. Dracon czuwał przy niej dniami i nocami, ciągle płacząc. Nie była niczemu winna, ale jego to nie obchodziło. Voldemort karał wszystkich bez wyjątku. Wtedy Draco postanowił, że już nigdy nie okaże słabości. Odsunął od siebie ludzi. Nie dopuszcza do siebie nawet własnej matki. Narcyza nie wie o całej tej sytuacji. Nigdy jej nie powiedział - mężczyzna podał jej zdjęcie. Widniała na nim dwójka uśmiechniętych ludzi. Blondyn obejmował szczupłą dziewczynę o kruczoczarnych włosach sięgających połowy pleców. Miała niesamowicie brązowe oczy. Prawie czarne. Takie gdzieś już widziała.
- Była piękna - westchnęła, jeszcze bardziej wpatrując się w pannę Sovari.
- Masz rację. Była pierwszą miłością Draco. Była także siostrą Vei - nie mogła uwierzyć. Teraz cała układanka ułożyła się w jedną spójną całość.

Dzięki tej historii zrozumiała jego postępowanie. Już wiedziała dlaczego względem tej czterolatki był taki czuły, taki inny. Przypominała mu o jego ukochanej. Chciała poznać tamtego chłopaka. Czuła, że był niesamowitą osobą. Gdzieś w głębi serca wiedziała, że tamten chłopak nie odszedł. Wciąż był na wyciągnięcie ręki. Musiała znaleźć się tylko osoba, która miała pomóc mu się odnaleźć. Zsunęła się z parapetu i wyszła na korytarz. Chciała jeszcze przed snem coś zjeść. Nie lubiła zasypiać z pustym żołądkiem, a dzisiaj wyjątkowo przegapiła kolację. Zeszła do kuchni gdzie napotkała tleniony obiekt swoich rozmyślań. Przypatrywał się czemuś. Wiedziała czemu. Widziała też jak po jego bladym policzku stacza się jedna łza, którą szybko ociera.
- Nie powinieneś wstydzić się łez - nie zdążyła ugryźć się w język. Zbyt szybko wypowiedziała to zdanie. Napotkała spojrzenie jego stalowych oczu. Błyskawicznie schował zdjęcie do kurtki.
- Nie powinno cię to w ogóle interesować - zmroził ją spojrzeniem i wyminął w przejściu.
- Dokąd idziesz? - spytała odwracając się na pięcie. Pan Malfoy prosił ją by miała na niego oko podczas ich ważnych wyjść, które zdarzały się co drugi albo trzeci dzień.
- Nie twój zakichany interes! - krzyknął na nią. Nie lubił gdy ktoś przyłapywał go w chwilach słabości. Trzasnął drzwiami i teleportował się w znane tylko sobie miejsce. Po jego głowie wciąż tłukła się Viridiana. Tęsknił za nią. Brakowało mu jej śmiechu, tego jak zimą rzucali się śnieżkami, jak razem obmyślali plan ucieczki z gwardii Voldemorta. Tęsknił za jej dotykiem, zapachem. Los tak nagle mu ją odebrał. Nie był na to przygotowany. Nie zdążył się nawet z nią pożegnać. Nie zdążył jej powiedzieć jak bardzo była dla niego ważna. Pchnął czarne drewniane drzwi i wszedł do środka.
Siedziała jak na szpilkach, zerkając co chwilę na zegarek. Martwiła się o niego. Dochodziła prawie druga w nocy. Nie było go już od czterech godzin, a jej serce coraz szybciej biło. Przeczuwała najgorsze. Wszystko mogło mu się przytrafić. Zdenerwowała go swoim komentarzem. Tamtego dnia zrozumiała jego zachowanie. Zrozumiała dlaczego nosił maskę. Tamtego dnia także uświadomiła sobie, że to ona chce mu pokazać, że świat już nie jest zły. Chciała mu udowodnić, że nie powinien się ukrywać za tą złudną imitacją jego osoby. Nagle usłyszała cichy trzask teleportacji, a później huk. Jak oparzona pobiegła do holu. To, co zobaczyła, sprawiło, że krzyknęła z przerażenia.
- Draco! Co się stało? - podbiegła do niego i dotknęła dłonią ramienia. Natychmiast ją z siebie zrzucił.
- Daj spokój - wychrypiał, opluwając podłogę krwią. Była przerażona. Jego dłonie były poranione. Twarz porozcinana. Z wargi ciekł strumyczek krwi.
- Co się stało? - ponowiła pytanie usiłując go podnieść. Nawet nie drgnął - daj sobie pomóc, proszę - szepnęła. Spojrzał na nią tak, jak jeszcze nigdy. Nagle gdzieś zniknęła jego maska. Po raz pierwszy nie miała przed sobą jego diabelskiego wcielenia. Z trudem ułożyła go na kanapie i popędziła po potrzebne eliksiry. Słyszała jego nierówny oddech. Modliła się tylko by nie miał niczego złamanego. Z tym sobie nie poradzi. Nie chciała, aby wylądował w szpitalu. Nie wiedziałaby, co miałaby powiedzieć jego rodzicom. Nie potrafiła kłamać. Wlewała w niego kolejne eliksiry i wypowiadała niezliczone formułki. Po godzinie żmudnej pracy chłopak wyglądał znacznie lepiej. Była dumna z siebie.
- Przepraszam - jego cichy głos był dla niej niczym balsam dla ciała.
- Za co przepraszasz? - chowała fiolki do apteczki.
- Za wszystko - spojrzała na niego przelotnie i wstała. Chciała odejść, ale poczuła jego uścisk na nadgarstku. Znacznie lżejszy niż ten sprzed ponad dwóch tygodni - nie idź - widziała szczerość bijącą z jego oczu.
- Nie powinieneś tutaj spać. Niedługo wrócą twoi rodzice. Nie mogą cię tutaj znaleźć. Dasz radę wejść na górę? - delikatnie kiwnął głową. Wejście na górę okazało się nie być takie łatwe, jak można by przypuszczać. Zajęło im to dobre piętnaście minut. Kiedy w końcu udało jej się zatransportować ślizgona do jego pokoju, była niesamowicie zmęczona. Poprawiła poduszkę pod jego głową i usiadła obok niego.
- Dlaczego tak bardzo się wszystkim przejmujesz? - patrzył na nią takim innym wzrokiem. Nie była do niego przyzwyczajona. Speszona odwróciła głowę.
- Nie byłabym sobą, gdybym się nie przejmowała - uśmiechnęła się delikatnie. Wydawała mu się taka inna, taka wspaniała. Dobroć biła od niej na kilometr.
- Nie byłabyś Gryffonką, gdybyś się nie martwiła jak zbawić świat - zaśmiał się, ale jego śmiech przerodził się w kaszel.
- Nic ci nie jest? - pytała przestraszona.
- Nie. Jest dobrze - złapał jej dłoń i przyjrzał się bliżej. Nikłe światło oświetlało ich sylwetki. Nie dostrzegł już na jej ręce zasinienia..
- Nie powinieneś się już dłużej obwiniać. Vi nie chciałaby tego - spojrzała w jego oczy. Spodziewała się jego wybuchu, ale on nie nastąpił.
- Skąd o niej wiesz? - spojrzał na nią zdziwionym spojrzeniem
- Twój ojciec mi opowiedział. Tęsknota nie jest niczym złym. To naturalne, że ci jej brakuje. Była ważną częścią twojego życia - westchnęła. Nie potrafiła powiedzieć nic więcej. Wydawało jej się, że jej słowa stały się nagle zbyt płytkie. Nie potrafiła w nich przekazać swoich prawdziwych uczuć.
- Powinnaś była mnie wtedy poznać. Polubiłabyś mnie - nikle się uśmiechnął.
- Lubię cię teraz - ścisnęła mocniej ich połączone dłonie i ułożyła głowę na jego ramieniu. Sama nie wiedziała kiedy zasnęła. Nie widzieli także radości pani Malfoy, gdy po powrocie do domu weszła do pokoju syna.

Tamten wieczór okazał się być przełomowy w ich relacji. Choć na co dzień powrócił diabelski Dracon, ona wiedziała, że ze wszystkich sił stara się ocieplić ich relacje. Z każdym dniem wiedziała, że jej nastawienie do tego ślizgona ulegało zmianie. Z każdym dniem także była bliżej momentu, w którym będzie musiała się pożegnać. Nie wyobrażała sobie tej chwili. Nie będzie w stanie odejść. Kochała dziewczynkę, a także zaczynała zakochiwać się w ślizgonie. Mimo wszystko kiedyś musiał nadejść koniec. Taka szansa nie przytrafia się dwa razy w życiu. Wiedziała, że gdyby teraz zrezygnowała z tej propozycji, być może nigdy już nie będzie miała takiej okazji. Praca w najlepszym specjalistycznym magicznym szpitalu na świecie była dla niej czymś więcej niż spełnieniem marzeń. Mimo wszytko wiedziała, że jej serce pozostanie tutaj. Pięć lat - ile może zmienić się przez ten czas? Wszystko. 

Stała w ogromnym holu, a obok niej stała jej walizka. Już dawno pożegnała się z państwem Malfoy. Niestety to nie tamtego pożegnania obawiała się najbardziej. To to, które nadchodziło, napawało ją największym żalem.
- Bedzies mnie odwiedzac, plawda? - czterolatka płakała wtulona w jej włosy. Nie mogła jej niczego obiecać. Nie mogła o niczym zapewnić. Sama niczego nie wiedziała. Nic nie było pewne.
- Nie zapomnę o tobie kochanie - ucałowała ją w czoło i odstawiła na ziemię. Stanęła twarzą w twarz z Draconem. Nie musiał nic mówić. Wszystko wyrażały jego oczy. Tylko dla niej stawały się takie. Tylko jej ukazywał niewielką część swoich emocji.
- Będę czekał - podszedł do niej i przytulił. Nie chciała płakać, ale łzy mimowolnie popłynęły po jej policzkach i wsiąkały w jego czarną koszulkę. Odsunął ją od siebie i pocałował w czoło. Podał jej walizkę, którą ona chwyciła.
- Żegnajcie - szepnęła przez łzy.
- Nie żegnajcie, a do zobaczenia - poprawił ją. Ostatnie, co ujrzała nim stanęła w swoim mieszkaniu, to jego delikatny uśmiech skierowany tylko do niej.

Siedziała w swoim gabinecie w św. Mungu, delektując się ukochaną aromatyczną kawą. Właśnie mijał tydzień od kiedy wróciła ze Stanów do Londynu. Te pięć lat było niesamowicie pouczającą i wspaniałą przygodą. Dzięki tej praktyce dzisiaj mogła zostać ordynatorem całego szpitala. Miała zaledwie dwadzieścia trzy lata, a pod jej opieką znajdowały się wszystkie oddziały szpitalne. To było niesamowite. Poświęciła wszystko by tutaj być. Poświęciła ich młodzieńcze uczucie, które miało szansę przerodzić się w coś większego. Nie rozmawiała z nim od prawie czterech lat. Na początku pisali przynajmniej jeden list tygodniowo, później na miesiąc, aż w końcu ostatni wysłała w grudniu, na który już nie otrzymała odpowiedzi. Ich kontakt się urwał. Brakowało jej go. Codziennie o nim myślała. Chciała go zobaczyć. Porozmawiać. Chciała teleportować się prosto pod jego drzwiami, ale zrezygnowała z tego pomysłu. To byłoby z jej strony za bardzo nieodpowiedzialne. Jej rozmyślania przerwało cichutkie pikanie, oznajmiające koniec jej przerwy. Narzuciła na siebie z powrotem swój kitel i opuściła gabinet. Miała do zrobienia codzienny obchód. Zeszła piętro niżej - na oddział położniczy. Jej ulubiony. Każdego dnia podziwiała miłość, która przepływała przez te korytarze. Zazdrościła szczęśliwym matkom. Ostatnim punktem na jej liście było piętro gdzie odbywała się standardowa procedura rozpoznania choroby bądź urazu i skierowania do odpowiedniego skrzydła. Już miała wsiąść do windy i zakończyć obchód, gdy nagle usłyszała swoje imię.
- Hermiona? - nie wiedział, że wróciła. Nie sądził, że jeszcze ją zobaczy. Wyglądała olśniewająco ubrana w elegancką garsonkę i biały lekarski kitel. Jej włosy spięte były w wysoki koński ogon. Zauważył, że znacznie urosły w ciągu tych lat.
- Draco? - nie wierzyła własnym oczom. Nie sądziła, że jednak go zobaczy. Niczym nie przypominał tego nastolatka, w którym była zakochana. Ubrany w elegancki czarny garnitur wyglądał niesamowicie przystojnie. Miała wrażenie, że urósł jeszcze o parę centymetrów. Była od niego niższa o głowę, chociaż na nogach miała niebotycznie wysokie obcasy. Uśmiechnęła się promiennie i podeszła bliżej.
- Nie wiedziałem, że wróciłaś - spojrzał na nią tym swoim spojrzeniem, w którym widziała dawny diabelski błysk.
- Nie sądziłam, że chciałbyś wiedzieć - przyznała spuszczając głowę - nie odpisałeś na ostatni list - ledwo dosłyszał jej głos.
- Przepraszam. Byłem zbyt pochłonięty reorganizacją mojego życia - nie sądził, że będzie pamiętała.
- Sądziłam, że nie chcesz mnie już widzieć - znów ją onieśmielał. Czuła się zupełnie tak, jakby te pięć lat nie minęło. Jakby wciąż byli dwójką zakochanych w sobie nastolatków.
- Oszalałaś? Jak idiota czekałem na ciebie przez te pięć lat. Wiesz z ilu dziewczyn dla ciebie zrezygnowałem? - uniósł jej podbródek i zmusił by patrzyła w jego oczy.
- Naprawdę? - nie wierzyła. Jej serce wypełniała radość.
- Diabeł mógł spotkać tylko jednego anioła - uśmiechnął się do niej, po czym przyciągnął ją do siebie i pocałował. 


Koniec części drugiej - ostatniej.

3 komentarze:

  1. pierw mi poprawiłaś nastrój, który był naprawdę skopany przez mamę... uśmiechałam się jak głupia czytając to opowiadanie, żeby na końcówce znowu się popłakać! i to ostatnie stwierdzenie Dracona, niebo! <3 kocham Twoje miniaturki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miniaturka świetna. No i ta scena kiedy Hermioona leży razem z Draconem. Dlaczego tak bardzo przypomina mi Pamiętniki Wampirów? ;)
    Pozdrawiam i życzę weny.
    dark-family-dtb.blogspot,com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta miniaturka to zdecydowanie coś co Tygryski lubią najbardziej<3!
    H A R I E T T A

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy