sobota, 3 listopada 2012

Zamknięty rozdział.

Zbyt pochopna decyzja może w przyszłości okazać się błędem, którego już nie da się naprawić.



Widział ją w oddali. Przyglądał jej się od paru minut. Ile minęło odkąd widział ją po raz ostatni? Nie wiedział. Może cztery, a może pięć lat. Nie zmieniła się. Wciąż była tą samą Hermioną, jego Hermioną. Budowała babki z piasku z jakimś małym chłopcem. Domyślił się, że to jej syn i coś zakuło go w sercu na myśl, że to mógł być ich syn. Był głupcem, ale wiedział to dopiero dziś. Mógł ją mieć. Był zapatrzonym w siebie idiotą, który pozwolił jej odejść. Zniszczył swoją szansę. Doskonale pamiętał jak to wszystko się zaczęło. Był wtedy przybity, ale już sam nie pamiętał dlaczego. Siedział nad jeziorem na błoniach, a ona przypadkiem na niego wpadła. Okazało się, że to było także jej miejsce ucieczek. Widząc go chciała odejść, ale nie pozwolił - została. Przesiedzieli ramię w ramię parę godzin. Między nimi nie padło żadne słowo, a gdy nadszedł wieczór każde z nich poszło w swoją stronę. To był pierwszy raz kiedy wyciągnęła w jego stronę pomocną dłoń, chociaż o nią nie prosił. Od tamtego momentu dość często natykali się na siebie w tamtym miejscu. Z czasem rozmowa przyszła sama, a z każdym kolejnym spotkaniem, coraz ciężej było się rozstać. Sam nie pamiętał jak to się stało, że pierwszy raz ją pocałował, nie pamiętał jak to się stało, że oboje dali się ponieść emocjom.  Wiedział natomiast kiedy to wszystko prysnęło jak bańka mydlana. Jak zwykle siedział pod drzewem kiedy przyszła do niego zapłakana i usiadła obok. To było dokładnie dwa miesiące po ich zbliżeniu. Wyznała, że jest w ciąży, a on się wściekł. Nic nie powiedziała, po prostu siedziała tam płacząc. Zawsze był zbyt porywczy. Dlatego nie wahał się przed użyciem bolesnego zaklęcia. Wiła się z bólu, ale nie krzyczała. Cofnął zaklęcie i tak po prostu odszedł. Słyszał potem, że spędziła ponad tydzień w Skrzydle Szpitalnym. Wmówiła wszystkim, że spadła ze schodów. Nie chciała powiedzieć prawdy. Poroniła, a on ucieszył się, że nie będzie miał bachora ze szlamą. Co wtedy pomyślałby świat? Byłby skończony. Splamiłby nieskazitelną krew rodu Malfoy'ów. Dzisiaj to nie miało znaczenia. Pojął, jakim idiotą był pozwalając jej wtedy odejść. Od dnia, w którym wyszła ze szpitala do końca roku pozostały jedynie trzy miesiące. Widział ją wielokrotnie. Ani razu na niego nie spojrzała. Ani razu nie zareagowała na szlamę rzucaną pod jej adresem. Ani razu nie odpisała na jego list. Ani razu nie skomentowała jego zgryźliwego komentarza, wypowiedzianego na lekcji eliksirów. Był dla niej martwym człowiekiem. Nie chciała go znać, a on dopiero po tych wszystkich latach zrozumiał swój błąd, ale było już za późno by go naprawić. Dopiero teraz zrozumiał, że ją kochał. Z domu wyszedł jakiś mężczyzna o czarnych włosach. Widział go po raz pierwszy w życiu.
- Hermiono, kochanie zrobiłem obiad - objął ją ramieniem, a ona szeroko się uśmiechnęła.
- Dobrze już idziemy, prawda Teddy? - pogłaskała małego po głowie i nagle się wyprostowała. Czuła na sobie czyjś wzrok. Odwróciła się błyskawicznie, a ich oczy spotkały się po raz pierwszy od tamtego momentu. Widział w nich pustkę. Nie była już jego Hermioną. 
- Coś się stało? - mężczyzna spoglądał na nią z troską.
- Nie, nie. Chodźmy - chwyciła małego za rękę pozwalając czarnowłosemu iść przodem. Ostatni raz rzuciła okiem w stronę Malfoy'a i zamknęła drzwi. Wiedział, że przegrał. Usunęła go ze swojego życia. Nie chciała znać. Teleportował się do swojego domu. Gestem ręki przywołał małą czarną sowę. Przywiązał do jej małej nóżki list i wypuścił przez okno.


Siedziała w jadalni w spokoju spożywając posiłek. Zdziwiła się jego widokiem. Nie spodziewała się go tutaj. Myślała, że zapomniał. Ona próbowała, ale to wciąż bolało. Kiedyś go kochała. Był dla niej wszystkim, ale nie mogła mu tego wybaczyć. Po ukończeniu szkoły poznała Charliego. Zakochała się w nim. Niedługo później się pobrali. Była naprawdę szczęśliwa, aż do dzisiaj kiedy znów go spotkała. Znów przypomniał jej o tym okropnym bólu, który czuła. Jej serce krwawiło, a on udawał jakby nic się nie stało, jakby między nimi nic się nie wydarzyło. Nie mogła tego zapomnieć. Nie potrafiła. Mała sówka zastukała dziobem w szybę. Otwarła okno i wpuściła ją do środka. Upuściła zwitek pergaminu na jej dłoń i odleciała. Nadawca nie spodziewał się więc odpowiedzi. Rozwinęła list i zaczęła czytać. Kilkanaście słów napisanych pochyłym pismem, które tak dobrze znała.

Przepraszam. Za wszystko. Dzisiaj wiem ile dla mnie znaczyłaś, znaczysz. Za późno. Straciłem cię bezpowrotnie. Byłem głupcem. Przepraszam. Kocham cię. Wiem, że to już nie ma żadnego znaczenia. 
D.M.

Miał rację. Dzisiaj nie znaczyło już nic, a tylko przypominało o bólu. Dracon Malfoy był dla niej zamkniętym rozdziałem jej życia, do którego nie miała zamiaru wracać już nigdy więcej. Zmięła papier i wrzuciła go do palącego się kominka. Wróciła do stołu zatapiając się w rozmowie. 
A on? On siedział w fotelu ze szklanką Ognistej Whisky. Dlaczego wysłał ten list? Kolejny list, na który nie oczekiwał odpowiedzi? Bo dziś był pewien, że jego słowa są szczere. Zrobił to by wreszcie móc ruszyć do przodu. By móc zamknąć ten rozdział życia. 

2 komentarze:

  1. A własnie przed chwilą o Tobie myślałam i o tym, że nie poinformowałam cię o nowym rozdział na moim blogu. Wchodzę na bloggera, patrzę, a tutaj nowość u Ciebie. Swoją drogą rzeczywiście długo nic nie dodawałaś.
    Kolejna cudowna historia w twoim wykonaniu. Minimum słów, maksimum treści. Ja to zawsze leję wodę i idę do Krakowa przez Australię.
    Tak niewiele się działo, a taką masę zdarzeń i emocji to przekazywało. Ale co najważniejsze. To było prawdzie! Tak prawdziwe, jak okrutne jest życie. Ale idzie do przodu i choć o to w tej historii chodziło, to miałam nadzieje, że jej syna będzie mieć na imię Draco. Wiem, że może wtedy motyw zapomnienia o nim byłby średni, ale jednak... Jednak tego żałuję.
    Mój Boże, publikuj coś częściej, bo strasznie brakuje mi twojego pióra.
    Mimo to moim faworytem pozostaje poprzednia opowieść ;)
    Życzę jeszcze wiele weny i czasu by móc dać jej ujście.
    Pozdrawiam,
    PortElizabeth - Siostra Diabła vel Lizzy

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy