niedziela, 9 września 2012

Druga strona.

Zawsze są dwie strony, zła i dobra. Kto powiedział, że ta druga strona nie jest o wiele ciekawsza i intrygująca?



Czekała na niego w sowiarnii, ale nie była pewna czy się pojawi. Mimo wszystko miała nadzieję, że jednak przyjdzie. Musiał. Inaczej na jej drodze pojawią się utrudnienia, a ona musiała osiągnąć swój cel za wszelką cenę. Miała dość patrzenia. Miała dość czekania. Musiała działać. Sama, na własną rękę. Tak, jak zawsze było najlepiej. Zakon Feniksa starał się ze wszystkich sił, ale jego oddziały zawsze były o krok w tyle w porównaniu do śmierciożerców. Teraz to ona będzie ponad nimi. To był zdecydowanie jej najlepszy plan. Czy się bała? Oczywiście. Każdy boi się śmierci, a ona miała zamiar spojrzeć jej prosto w oczy. Usłyszała kroki na schodach i błyskawicznie odwróciła się w stronę drzwi. Chwilę później ujrzała w nich Malfoy'a. Odetchnęła z ulgą - przyszedł. Pierwsza część planu wykonana.
- Granger, jeżeli nie masz dobrego powodu na wyciąganie mnie o tej porze z dormitorium to obiecuję ci, że tego pożałujesz - przyglądał się jej. Zdziwił się jej listem, który nie wyrażał wielu emocji. Kilka słów napisanych w pośpiechu. 
- Nie zamierzam owijać w bawełnę. Jesteś mi potrzebny - wyszła z cienia, a jego wprost zamurowało. Miał wrażenie, że jest w jakimś kiepskim horrorze. Dziewczyna, która przed nim stała, niczym nie przypominała kujonicy, którą widział na korytarzu jeszcze w ubiegłym tygodniu. Jej brązowe, prawie czarne włosy luźno opadały na plecy, sięgając prawie pasa. Ubrana w skórzaną kurtkę z podwiniętymi rękawami, spod której dało się zauważyć ciemny top, który ledwo zasłaniał jej biust. Na nogach ubrane miała czarne mokasyny z kolcami? Nie wiedział. Nie skupił się na butach, a raczej na jej nogach, które idealnie widział gdyż założone miała tylko ciemno jeansowe krótkie spodenki. O zgrozo! Widział jej tyłek, który musiał przyznać, był całkiem zgrabny.
- Granger, coś ty ze sobą zrobiła? - krzyknął przerażony widokiem. O mały włos nie dostał palpitacji serca.
- Cicho siedź. Ktoś nas usłyszy. Nie ma czasu do stracenia - podeszła jeszcze bliżej, a on chciał błagać, by nie ruszała się już nawet o milimetr.
- Czego chcesz? - znów przybrał na twarz swoją codzienną maskę, chowając za nią zdziwienie i podziw.
- Zaprowadzisz mnie do 'niego' - rzekła stanowczo zakładając ręce na piersi. Jej kurtka niebezpiecznie się podniosła, a on miał okazję podziwiać jej niesamowicie płaski brzuch. Po raz pierwszy widział ją taką...nagą? Sam nie wiedział. Zazwyczaj ukrywała się w połaciach luźnych swetrów, a teraz? Teraz wyglądała jak milion dolarów - czyżbyś zaniemówił? - jej usta pomalowane krwistoczerwoną szminką wygięły się w drwiącym uśmiechu. Czy on przypadkiem nie trafił do równoległej rzeczywistości? Od kiedy szlama jest taka odważna? Od kiedy ona zachowuje się zupełnie jak...jak on?
- Skąd pewność, że znam drogę? - jego brew podjechała do góry, a ona zaczynała czuć, że to, co  w jej głowie było idealnym planem, zaczynało szwankować.
- Znasz. Wystarczy spojrzeć na to - podciągnęła fragment jego koszulki na ramieniu, ukazując mroczny znak - więc jak? - odsunęła się od niego. Zamyślił się. Nie wiedział, po co chce się do niego dostać. Musiała być szalona by pchać się dobrowolnie w paszczę lwa. 
- Granger, tak sobie myślę, że jesteś jednak stuknięta - oparł się o ścianę podrzucając swoją różdżkę - skazujesz się na pewną śmierć. A co z twoją nieocenioną pomocą w nadchodzącej bitwie, hmm? - mruknął z ironią. Ta zabawa zaczynała go bawić. Ta gra zaczynała mu się podobać.
- Powiedzmy, że mam dla Voldzia ofertę nie do odrzucenia. Pomożesz mi czy mam szukać innego chętnego? - nie widząc reakcji z jego strony chciała wyjść. Zatrzymał ją w drzwiach.
- Zabiorę cię do niego - wciąż trzymał jej łokieć, a na jej twarzy widział triumf - co dostanę w zamian?
- Wszystko, czego będziesz chciał - wyszarpnęła się i zbiegła po schodach.




~*~



Wprowadził ją do ciemnego pomieszczenia, w którym cuchnęło stęchlizną. Nie wiedziała gdzie jest, ale wiedziała po co. Dyskretnie zlustrowała pokój wzrokiem. Czarne ściany i wszystko w ciemnych barwach. Na przeciw niej widziała oparcie fotela, który zwrócony był w stronę kominka. 
- Panie - rzekł Draco i pociągnął ją tak, że upadła na kolana. 
- Co ty robisz? - syknęła do niego.
- Milcz głupia, jeśli nie chcesz stracić życia od razu .
- Witaj Draco. Co cię do mnie sprowadza? - usłyszała donośny głos, w którym miała wrażenie, słychać było jakby delikatny syk. Powoli się odwracał, a jej żołądek wędrował coraz bliżej gardła. W tym momencie zaczynała żałować swojej decyzji, ale teraz nie było już odwrotu. Było już za późno by się wycofać.
- Po co przyprowadziłeś tutaj tę szlamę? - stanął nad nimi, a ona bała się spojrzeć w górę - nie kazałem jej porywać! - krzyknął.
- Sama chciałam przyjść - odważyła się podnieść. Stanęła twarzą w twarz ze swoimi największymi lękami.
- No proszę, proszę szlama sama prosi się o śmierć. Interesujące - wlepił w nią swoje czarne ślepia, ale ona się nie przelękła. Miała swój plan, który za wszelką cenę musiał się powieść.
- Przyszłam w innej sprawie - zaczęła - chcę wstąpić w twoje szeregi - Malfoy spojrzał na nią jak na kretynkę. Nic o tym nie wiedział.
- Nie potrzebuję szlam - syknął - Draco pozbądź się jej - blondyn skinął tylko głową nic nie mówiąc.
- Powinieneś to jednak przemyśleć - poczłapała za nim. Jej strach wyparował. Roztaczała wokół siebie aurę tajemniczości - oprócz oczywistego faktu mojego pochodzenia, jestem także przyjaciółką Potter'a i członkiem Zakonu - uśmiechnęła się z satysfakcją widząc na twarzy Czarnego Pana zamyślenie. 
- Co proponujesz? - złączył swoje palce teatralnie opierając łokcie na kolanach. Malfoy stał kilka metrów dalej, z oczami wlepionymi w tę dwójkę. Nie miał pojęcia, co się działo. Wiedział jedno - Granger cholernie go intrygowała.
- Zostanę jedną z was w zamian za informacje. Z pierwszej ręki - dorzuciła spoglądając z błyskiem w oku na syna Lucjusza.
- Doprawdy kusząca propozycja. Nie sądzę jednak, że... - nie musiał kończyć. Wiedziała, co zamierzał powiedzieć. Była na to przygotowana.
- Crucio - wyprostowała swoją różdżkę i skierowała ją na Dracona. Upadł na kolana. Przez jego ciało przepływały nieustanne fale bólu. Nie krzyczał. Był przyzwyczajony, ale tego się nie spodziewał. Nie po niej.
- Wystarczy - rzekł - wiedz jednak, że będę miał cię na oku. Jeden błąd i pożegnasz się z życiem. A teraz mroczny znak - już zamierzał wypalić go na jej ramieniu kiedy ona się odsunęła.
- Zauważą - mruknęła tylko. Podciągnęła rękaw i sama wyczarowała jakiś znak. Podsunęła dłoń pod nos Voldemorta. Ten dotknął go swoją różdżką, a wtedy ' tatuaż' zapiekł. Teraz była już prawowitym śmierciożercą.
- Odejść - krzyknął. Malfoy wycofał się z pomieszczenia, a zaraz za nim Granger. Spojrzał na jej rękę, na której od nadgarstka aż po łokieć po wewnętrznej stronie, rozciągała się czarna róża z kolcami, na której owinięty był wąż. U końca łodygi leżała mała czaszka. Teleportowali się na skraj Zakazanego Lasu.
- Granger, co ty knujesz? - mruknął spoglądając na nią. Nie wiedział. Był jednak pewien, że to nic dobrego. Była nieodgadniętą kartą.
- Dowiesz się w swoim czasie, Malfoy - syknęła pocierając dłonią przedramię. Znamię wciąż piekło. 
- Bardzo ładny Mroczny Znak - zironizował blondyn.
- Lubię być oryginalna - zaśmiała się  - dobranoc Malfoy - rzekła zostawiając go u wejścia do lochów. Musiała wrócić do siebie i udawać, że nic nie zaszło.
- Dobranoc Granger - odwrócił się na pięcie i odszedł z głową pełną myśli.





~*~



Spoglądał na nią tak, jak zwykł to robić. W ciągu tych kilkunastu tygodni miał do tego wiele okazji. Sam nie wiedział jak to zrobiła - zyskała szacunek wszystkich popleczników Czarnego Pana. Głównie pod jego przymusem, ale na każdym kroku udowadniała, że naprawdę chciała przejść na tę 'drugą stronę'. Nie potrafił jej rozgryźć. Intrygowała go głównie dlatego, że była taka podobna do niego. Lubił to w niej. Nie mógł też nie stwierdzić, że mu się podobała. To wszystko było skomplikowane. Aż za bardzo. Czasem nie potrafił tego pojąć. To działo się tak szybko. Nie rozumiał też jak mogła tak dobrze udawać. Nie wiedział jak potrafiła oszukać swoich przyjaciół. Każdy wieczór spędzała w jego dormitorium rozważając dalsze plany. Była wtajemniczona we wszystko. Była jego ulubienicą, za co jego ciotka Bellatrix chciała strzelić w nią Avadą. Pamiętał też kłótnię, która postawiła na nogi całą Wielką Salę.

Przeżuwała kawałek kanapki, kiedy usiedli obok niej jej przyjaciele. Nie zwróciła na to uwagi, była zbyt pochłonięta swymi myślami. Sięgnęła po sok dyniowy i szatą niechcący zahaczyła o widelec, spoczywający obok talerza. Rękaw się podwinął, ukazując jej mroczny znak.
- Co to jest? - wrzasnął Ron czerwieniąc się na twarzy.
- Tatuaż - odrzekła opanowana, upijając łyk soku. Wiedziała, że prędzej czy później zauważą. Musieli. 
- Jaki tatuaż? - krzyknął tym razem Harry.
- Tatuaż. Taki mugolski wynalazek. Farba wszczepiona pod skórę - kończyła kanapkę.
- Jak mogłaś się tak oszpecić? - zawył Ron
- Ronald powtarzam ci po raz kolejny, że to moje życie. A to do cholery jest tylko głupi tatuaż. Czego się spodziewałeś? Mrocznego znaku? - w sali panowała cisza, a wzrok uczniów domu Salazara skierowany był na nią. Widziała Malfoy'a, który się czymś krztusił i Zabini'ego poklepującego go po plecach. Parkinson utknęła z widelcem w połowie drogi do ust, a jej oczy niebezpiecznie się wytrzeszczyły. Tylko oni wiedzieli, że to właśnie jest dokładnie to, o czym wspomniała. Pozostali nie mieli pojęcia i dobrze.
- Hermiona - Harry próbował załagodzić sprawę.
- Mam coś do załatwienia - wstała i odeszła. W tym samym czasie podniósł się także Dracon.

Uśmiechnął się sam do siebie. Przyjrzał się jej dokładniej. Ciemne włosy związane w luźny warkocz tak, że większość pasm się z niego wyśliznęła. Długie czarne zakolanówki kończące się w połowie ud, podkreślały smukłość jej nóg i zdecydowanie dodawały seksapilu. Luźna koszulka na ramiączkach tak mocno wycięta, że swobodnie mógł podziwiać jej czarny koronkowy stanik, niedbale wepchnięta była w krótkie jeansowe szorty. Na koszulce wymalowana była róża, którą oplatały ciernie - zadziwiająco podobna była do jej znaku. Dziewczyna była taka inna, taka wyróżniona. To właśnie ją upodobał sobie Voldemort. Dlaczego? Dlatego, że nie wahała się przed niczym. Jawnie zdradzała przyjaciół, robiła to z własnej i nieprzymuszonej woli. To imponowało Czarnemu Panu, ale chyba jeszcze bardziej Draconowi.
- Z czego się śmiejesz? - spytała widząc na jego twarzy błąkający się delikatny uśmiech. Zdążyła go lepiej poznać. Wiedziała, że pod maską śmierciożercy kryje się normalny chłopak. Teraz ich sytuacja się zmieniła. Od kiedy była w jego szeregach, nie gardził nią. Nie mógł. Każdy kto spróbował rzucić w jej stronę jakąś obelgą albo tracił życie albo łaskawie obrywał ciężkim zaklęciem. Była jego prawą ręką. To jej powierzył swoje sekrety. To ona miała stanąć na czele jego gwardii gdyby jemu coś się stało. Zamierzała to wykorzystać, już wkrótce.
- Przypomniałem sobie reakcję Weasley'a na widok twojego cacuszka - rozciągnął się na fotelu. Także się zaśmiała i zrzuciła z nóg buty. Jej martensy wylądowały tuż koło jego fotela. Podciągnęła nogi rozkładając się na jego łóżku. Lubiła tutaj przebywać, lubiła z nim przebywać. 
- Wolałabym zobaczyć ich minę gdyby faktycznie dowiedzieli się czym to naprawdę jest - pomachała ręką. 
- To powiesz mi w końcu, jaki masz plan? - zagadnął znienacka. Już od dłuższego czasu próbował to z niej wyciągnąć, ale ona skutecznie unikała odpowiedzi.
- Nie mogę - zrobiła minę zbitego psa - inaczej cały plan się nie uda - podciągnęła kolana pod brodę gdyż siedzenie po turecku już ją znudziło. Była strasznie niecierpliwa. Nie potrafiła zbyt długo wysiedzieć w jednej pozycji.
- Zdradź mi ten sekret - podparł podbródek jedną dłonią, a łokieć ułożył na oparciu fotela. Nogi przerzucił przez jeden z boków i udawał myśliciela. Roześmiała się. Umiał ją rozbawić. Mimo wszystko miał poczucie humoru. Miał wiele wspaniałych cech, o których nie dowiedziałaby się gdyby nie została jedną z nich. Czy ją przeprosił? Nie. Był Malfoy'em. Miał swoją dumę. Czy tamte czasy odeszły w niepamięć  Nie. Ona wciąż była szlamą. To się nie zmieni. Nawet teraz, gdy posiada ich szacunek. Szacunek miała tylko w obecności Pana. Nikt nie odważyłby się jej tknąć. Wiedział jaka za to czeka zapłata. Tknięcie tej szlamy było zbyt wysoką ceną, bo Lord żądał za to najwyższej ceny - życia.
- No dobrze - zeskoczyła z łóżka i podeszła do niego na tyle blisko, że ich twarze dzieliło tylko kilka centymetrów - zamierzam zabić Voldzia - szepnęła w obawie, że ktoś usłyszy - tylko nikomu nie mów. To moja tajemnica - odrzekła poważnie. Rzuciła mu dzikie spojrzenie i najnormalniej w świecie się roześmiała.
- Ty... - chciał rzucić jakąś kąśliwą obelgą, ale jedyne słowo, które przeszło mu przez myśl było zakazane.
- Malfoy wyglądałeś przezabawnie - trzymała się za brzuch ze śmiechu.
- Zapłacisz mi za to - już zamierzał się na nią rzucić, ale ona zatrzymała go swoją dłonią. Nie wiedział, o co chodzi.
- Nie radziłabym - nagle spoważniała - chyba, że chcesz pozbyć się swojego arystokratycznego życia. Pamiętaj, że z mojej głowy nie może spaść nawet jeden włos inaczej ten, który to zrobił, zginie w okropnych mękach - i znów się roześmiała, a on wpatrywał się w nią z otwartymi ustami. Merlinie, jak ona go czasem denerwowała, a zarazem za każdym razem chciał ją mieć jeszcze bliżej siebie.
- Oj Granger, Granger - westchnął rzucając się na łóżko.
- Ej! - krzyknęła oburzona kiedy zepchnął ją z materaca - to nie fair!
- Pamiętaj, że to moje dormitorium, moje łóżko więc mogę robić, co chcę i z kim chcę - podparł się na łokciu i wychylił za krawędź, chcąc spojrzeć na dziewczynę rozłożoną na dywaniku.
- Pamiętam - uśmiechnęła się słodko i pociągnęła go za koszulkę tak, że wylądował tuż obok niej. Rozcierał sobie obolałe miejsce. Teraz przesadziła.
- Granger ja cię kiedyś zabiję - syknął próbując się podnieść - czasem mam cię dość wstrętna, sz... - nie skończył, w porę zdążył ugryźć się w język. Momentalnie otrzeźwiała i przestała się śmiać. Wiedziała, co chciał powiedzieć.
- Szlamo - skończyła za niego 
- Nie to chciałem... - znów zaczął, ale nie dała mu skończyć.
- Dokładnie to chciałeś powiedzieć, tylko za bardzo boisz się o swój arystokratyczny tyłek. Nie martw się, kiedyś to się skończy. Kiedyś przestanę być przydatna - nie patrzyła na niego. Kłamała. Taki moment nie nadejdzie, jeżeli jej plan się powiedzie.
- Co ty mówisz? 
- Nie udawaj. Doskonale wiesz, że teraz jestem mu potrzebna. Później kiedy wykonam powierzone zadanie, już nie będę - nie widział w jej oczach strachu. Nie widział w nich niczego już od dawna. Zupełnie tak, jak we własnych. Przestała się obnosić z uczuciami. Musiała. Spojrzał na nią. Jej usta dziwnie drgnęły.
- Kłamiesz - szepnął zaskoczony swoim odkryciem. Nie spodziewał się tego po niej - co ty cholera knujesz? - nie podniósł głosu.
- Już niedługo się przekonasz, a wtedy pozbędziesz się szlamy. Nie będę zabrudzać ci już dormitorium i każde z nas będzie szczęśliwe - wyczuł ironię w jej wypowiedzi.
- A gdybym powiedział, że to mi nie przeszkadza? - spytał unosząc brew
- Skłamałbyś - sucho stwierdziła. Wiedziała, że jego poglądy się nie zmieniły. Tolerował ją bo musiał. Za bardzo się bał.
- Gdzie podziała się twa ironia? 
- Poszła się pieprzyć z gryfońskim honorem - znów się zaśmiała, a jej głos odbijał się echem od ścian jego dormitorium. Lubił jej śmiech. Lubił ją pomimo tego kim była. Wkradła się do jego życia tak niespodziewanie. Mało kto o tym wiedział - nieliczni ślizgoni. Jej przyjaciele nie mieli  zielonego pojęcia, co się dzieje. Nie wiedzieli, co knuła. 
- Wiesz, nie tylko twój honor mógłby się z kimś pieprzyć - odparł z przekąsem. Chciał widzieć jej reakcję.
- Co ty sugerujesz nadęty arystokracki bufonie? - oparła się na brzegu materaca klęcząc na ziemi. Zbliżył się do niej. Zupełnie tak, jak ona jeszcze niedawno do niego.
- Że możesz skorzystać z mojej propozycji - z każdym słowem był coraz bliżej niej - i możesz się ze mną przespać. Tutaj i teraz - szepnął przygryzając płatek jej ucha. Siedziała jak spetryfikowana. Spojrzał na nią i się roześmiał. Chociaż nie ukrywał, że parę razy taka myśl przeszła mu przez głowę.
- Nie skorzystam - stanęła nad nim zasłaniając mu światło - nie gustuję w tlenionych fretkach - kochał jej sarkazm. Objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Kiedy leżała na jego brzuchu zatopił się w jej ustach. Zdecydowanie lubił to uczucie. Lubił jej wargi, które tak często wyginały się w drwiącym uśmiechu, tak bardzo charakterystycznym dla niego. Lubił to uczucie, kiedy miał jej wątłe ciało przy sobie. W tych momentach zapomniał, że jest szlamą.




~*~



Z niecierpliwością spoglądała na zegarek. Jej plan powiódł się bezbłędnie. Czy wymagał poświęcenia? Zdecydowanie. Utkała wokół siebie pajęczynę kłamstw, w którą złapała swych przyjaciół. Czy ryzykowała? Zdecydowanie. Czy miała coś do stracenia? Niewiele. Stawką zawsze było tylko życie - to się nigdy nie zmieniło. Rozsiadła się wygodniej w czarnym skórzanym fotelu, nogą odpychając głowę martwego węża, która zalegała tuż koło jej stopy. Właśnie zabiła swojego mistrza. Co czuła? Pustkę. Zmieniła się przez te wszystkie tygodnie. Nie była  już dawną Hermioną. Sama nie wiedziała, co jeszcze nią było, a co już nie. Ta gra się jej podobała - w końcu to ona była górą. To ona była o krok przed całym światem. Po której stronie była? Od zawsze po stronie Harry'ego, ale musiała przyznać, że druga strona medalu nie była zła. Kusiła ją władza i potęga. Nie mogła. Była za bardzo podobna do Czarnego Pana. On zaczynał dokładnie tak samo, a ona nie chciała skończyć tak jak on. Wiedziała, że ziarno mrocznej magii zostało w niej zasiane. Wiedziała, że ciężko będzie wrócić do normalności, ale ona musiała. Wyczarowała patronusa, którego wysłała do Ministerstwa Magii, dając im chwilę na zebranie oddziałów. Musieli być na czas. To była ostatnia część jej zadania. W końcu będzie mogła spać spokojnie. Miała nazwiska wszystkich, którzy powinni znaleźć się w Azkabanie. Reszta była niewinna - albo służyła mu ze strachu albo z faktu, że tego wymagała czystość krwi. Zupełnie tak, jak Malfoy'owie i wiele, wiele innych rodzin, których dzieci uczęszczały do Hogwartu. Byli niewinni, a tylko ona mogła dać im wolność, szansę na normalne życie o ile normalny może być ktoś ogarniętym przekonaniem, że liczy się tylko czystość krwi. Niemniej jednak to nie oni zabijali. Musiała to uszanować i szanowała. Chociaż raz, to ona miała władzę i potęgę. Dotknęła dłonią swojego mrocznego znaku. Przywołała ich. Zupełnie tak, jak kiedyś robił to on. 
- Co się dzieje Panie? - po kilku minutach do pokoju wpadło parędziesiąt zakapturzonych postaci. W pierwszym rzędzie stał Malfoy wraz z ojcem i matką. Spoglądał na nią z niedowierzaniem. Jego wzrok powędrował na różdżkę przytkniętą do jej ręki, po której spływała krew.
- Głupia! Coś ty zrobiła? - krzyknął zbliżając się do niej.
- Nie ruszać się - syknęła, znów kopiąc martwą Nagini - albo zginiecie. Wszyscy! Jak widzicie Czarny Pan okazał się głupcem. Zginął przez swoją ufność do szlam. Zresztą sam niewiele się różnił od szlamy - uśmiechnęła się z satysfakcją, a wśród jego szeregów poniosły się szepty - cisza! - głosy ustały, a Malfoy coraz bardziej ją podziwiał. W mig pojął jej plan i nie mógł uwierzyć w to, że jej nie rozszyfrował. Nie wierzył, że oszukała nawet jego - przebiegłego Ślizgona. Spojrzała na wskazówki zegara z satysfakcją wymalowaną na twarzy, pomału w myślach odliczała sekundy. Usłyszeli głośny huk w korytarzu. Jednym zaklęciem rozbroiła wszystkich. Była znacznie potężniejsza niż Voldemort. Wiedziała wszystko o magii. Zarówno tej dobrej, jak i złej. Przez szeregi przesunęła się biała linia dzieląc ludzi na dwie grupy. Nikt nie ważył się odezwać, nikt nawet się nie ruszył. Miała szacunek, na który zasługiwała. Drzwi do sali znów się otwarły, a ona stanęła twarzą w twarz ze swoim przyjacielem. Za nim wpadło do środka jeszcze paręnaście osób. 
- Hermiona? - zamrugał parę razy oczami nie wierząc w to, co widzi - co ty tutaj robisz? Nic ci nie jest? - rozejrzał się wokół. Smierciożercy stali bez ruchu, obezwładnieni.
- Nic mi nie jest. Ci tutaj - wskazała ręką prawą stronę - zabrać ich. Reszta jest niewinna - krzyknęła. Nikt o nic nie pytał. Harry spojrzał na martwego węża i nie mógł uwierzyć. 
- Co tu się dzieje? - któryś z aurorów odezwał się. 
- Ależ już wyjaśniam - usiadła znów na fotelu zakładając nogę na nogę - od paru miesięcy byłam podwójnym szpiegiem. A to tutaj - pokazała wszystkim swoje przedramię - to mroczny znak. Patrzenie na nieudolne starania Ministerstwa mi się znudziło, więc zaczęłam działać na własną rękę. Zdobyłam jego zaufanie, wkradłam się w łaski, poznałam plany i sekrety. Ach, no tak zniszczyłam parę waszych misji, ale to dla większego dobra - blondyn wyczuł w jej słowach ironię - przechodząc do rzeczy. Voldemort - widziała jak wielu ludzi  skrzywiło się na dźwięk jego imienia - został pokonany. Wystarczyły dwa proste słowa i działanie, którego się nie spodziewał. Świat jest bezpieczny. Dobro zwyciężyło - ironizowała obracając w palcach różdżkę - a teraz zabierzcie ich, o ile nie chcecie mieć do czynienia z kimś znacznie gorszym niż oni. Pozostali są czyści - wstała i wyminęła wszystkich. Aurorzy pomału zaczynali znikać wraz z tymi, których osadzić mieli w Azkabanie.
- A co z nami? - wydobyło się z ust jednego z pozostałych. Harry stał sparaliżowany, w dalszym ciągu uniesioną różdżką. Nie mógł tego pozbierać w całość. Nie potrafił zrozumieć.
- Jesteście wolni - w mig zniknęli. Zostali tylko Malfoy'owie. Spojrzała na Lucjusza i Narcyzę. Niemo skinęli głowami w podziękowaniu i teleportowali się z trzaskiem. Wiedziała, że to i tak duży gest - a i przepraszam Harry - podeszła do niego kładąc mu rękę na ramieniu - że odebrałam ci przyjemność i chwałę z uratowania świata. Będziesz musiał się pogodzić z myślą, że nie jesteś Chłopcem-Który-Uratował-Świat. Ktoś był sprytniejszy - klepnęła go dwa razy w plecy i wyszła. Na jej twarzy gościła satysfakcja. 
- Granger? - zawołał za nią. Odwróciła się. Widział siłę, która z niej biła.
- Czego chcesz? - oparła się o ścianę bawiąc się różdżką. Mroczny znak wciąż piekł. Mimo wszystko postąpiła dobrze.
- Obiecałaś mi coś w zamian - uniósł brew do góry. 
- Czego chcesz? - powtórzyła pytanie. Chciała odpocząć. Wyciszyć myśli. Musiała wrócić na normalny tor. Teraz musiała strzec świat przed samą sobą. Musiała zniszczyć ziarenko zła, które zaczynało kiełkować.
- Ciebie - odparł z uśmiechem.
- Reguły się zmieniły. Teraz to ja jestem górą. Przyzwyczaj się, że nie zawsze dostajesz to, czego chcesz - w jej oczach igrały wesołe ogniki. 
- Odważnie jak na szlamę - przyznał 
- Uważaj sobie. W ciebie też mogę strzelić Avadą - zaśmiała się odgarniając włosy do tyłu.
- Nie zrobisz tego - udał przejęcie, ale po chwili on także się roześmiał. Lubili te rozmowy. 
- W sumie masz rację. Wykorzystam teraz twoją propozycję - posłała mu perskie oko
- A więc jednak dostanę to, czego chcę - uśmiechnął się z triumfem. Lubił tą grę. A nowe zasady zdecydowanie mu się podobały.
- Nie przyzwyczajaj się. Pamiętaj, że w każdej chwili mogę zająć jego miejsce - wiedział, że mówiła poważnie, ale nie przejął się tym. Przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował. 
Zawsze istnieją dwie strony. Ta dobra i ta zła. Nigdy nie wiadomo czy ta, po której stoisz jest tą właściwą. Sam musisz zdecydować. Od tej decyzji może zależeć całe twoje życie. Pamiętaj jednak przechodząc na drugą stronę barykady, że powrót może być ciężki albo i niemożliwy.



***

Nie wiem dlaczego, ale to opowiadanie jest zdecydowanie moim faworytem jeżeli chodzi o miniaturki. Miłego czytania.

6 komentarzy:

  1. Czytając to coraz bardziej zaczynam wierzyć, że najlepszym kłamstwem jest PRAWDA.
    Jak i z mrocznym znakiem Hermiony (sytuacja w jadalni), tak i powiedzneie, że chce zabić Voldemorta, a Draoc nie uwierzył, chociaż w sumie to też dlatego, że potem buchneła śmiechem.
    Opowiadanie podoba mi się, chcoiaż to troszkę dziwne bo nie lubie takich ze zła stroną, albo ze schodzeniem na zła strone (nawet na niby).
    Ciekawi mnie jak wpadłaś na to opowiadanie, i czy już wtedy wymyślając je było ono Twoim najlepszym, czy też dopiero jak napisałaś i tak doskonale Ci poszło ?
    Życze wiele weny, tym razem na kontynuację opowiadania. :D
    Pozdrawiam
    Madzia

    P.S Na początku trochę się bałam, ale też podziwiałam Hermione za odwagę.
    Troszeczkę nie podobało mi się, bo nie lubie osób wrednyh, jak Hermiona zwróciła się po wszytskim do Harrego, że nie może sobie przypisać zasług, tylko, że ona powiedizała to troszkę bardziej chamsko.
    Bałam się też troszkę, że jak będzie za długo udawać to w końcu zapomni kim jest i jaka jets, byłoby to straszne, bynajmniej dla mnie.
    Na szczęścię jest dobrze.
    Z kążdym kolenym opowiadniem mnie zadziwiasz :D,
    ale i tan dalje na pierwsyzm miejscu dla mnie jest Twoje onetowskie opowiadnie :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Najlepsza historia! Baaardzo podoba mi się sposób w jaki przedstawiłaś Hermionę! Aż brakuje mi słów żeby opisać jak niesamowicie poruszyło mnie to opowiadanie. Błagam, napisz jeszcze kiedyś coś w takim stylu!! :)

    -AGS

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe, cudowne, przecudowne, rewelacyjne, fantastyczne i mogłabym tak wymieniać jeszcze długo! Najlepsza miniaturka jaką kiedykolwiek czytałam! Uwielbiam Hermionę w tym opowiadaniu, pasuje mi to do Niej. Świetne, pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego nie skomentowałam? Bo mnie przeraża. nie to, że mi się nie podoba, ale mnie przeraża.
    Lubię coś słodkiego, lekkiego - dziewczęcego. Wiesz... sukienki, świecidełka, romantyczne fryzury, bale , czerwone wino i ujmujących, dobrze wychowanych mężczyzn.
    W końcu nikt nie powiedział, że buce są źle wychowani... ;)
    Zła Hermiona mnie przeraża. Myślę, że dlatego że jej wiedza i umiejętności czynią ją naprawdę potężną. I dodać do tego zło, to... mnie ta mieszanka przeraża. Nie lubię wyobrażać sobie takiej Hermiony, bo lubię Mione taką, jaką jest.
    A Draco to już inna inszość...

    OdpowiedzUsuń
  5. Moim zdaniem to twoja najlepsza miniaturka ^^

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy