środa, 28 listopada 2012

Trzeci.

Niezapowiedziane wizyty nie do końca mile widzianych gości...


Rzuciła klucze na półkę pod lustrem, a z nóg zrzuciła buty i udała się do kuchni. To czego teraz potrzebowała, to mocna gorąca kawa. Jej głowa pulsowała ogromnym bólem, a poczucie zażenowania i wstydu urosło do monstrualnych rozmiarów. W jej głowie echem wciąż odbijał się przeraźliwy śmiech kobiety, która znalazła ją i tego mężczyznę, śpiących na korytarzu. Jak mogła tak się upić by nie kontrolować samej siebie? Nie wiedziała. To było nie do pomyślenia. Zaparzyła sobie kawę i usiadła na kanapie. Włączyła telewizor, ale niespecjalnie skupiła się na tym jakie kolorowe obrazki i dźwięki się w nim pojawiały. Miała ochotę zapaść się pod ziemię albo wyjechać gdzieś, gdzie nikt jej nie znajdzie. To był jeden z tych koszmarów, które pociągną za sobą olbrzymie konsekwencje. Miała tylko nadzieję, że żadne zdjęcia nie zostaną opublikowane w gazetach - ojciec by ją zabił; a kariera, na którą tak ciężko pracowała, przepadłaby bezpowrotnie. Jej sielankę przerwało pukanie do drzwi. Podniosła się z kanapy i poszła otworzyć. Ogromny szok wymalował się na jej twarzy.
- Tatuś? - krzyknęła zaskoczona. Kompletnie ją sparaliżowało. Nie spodziewała się jego wizyty.
- Hermiono - zaczął stanowczo. Nie miał zbyt wiele czasu - za chwilę miał ważne spotkanie, ale musiał ją odwiedzić.
- Co się stało tatku? - szepnęła przerażona. Musiało stać się coś wielkiego skoro ojciec sam się pofatygował aby ją odwiedzić - to było wyjście ostateczne., zazwyczaj wysyłał gosposię albo matkę.
- Dlaczego nie powiedziałaś o tym kredycie? - spojrzał na nią ciemnymi oczami, z których emanowała powaga. Zerknęła na niego wystraszona spod na wpół przymkniętych powiek. Skąd mógł wiedzieć? Jakim cudem się zorientował? Miała go spłacić, a ojciec miał się o niczym nie dowiedzieć.
- Wszystko ci... - zaczęła, ale mężczyzna uciszył ją gestem ręki.
- Moja panno, nie godzę się na takie zachowanie. Dopóki nie spłacisz kredytu z pieniędzy, które sama zarobisz, przestaję cię finansować. Odechce ci się kredytów - odwrócił się na pięcie i zniknął.
- Psia krew! - zaklęła i trzasnęła drzwiami. Była wściekła. Nie wiedziała skąd mógł się dowiedzieć a przecież projekt mebli dla singli był już na ukończeniu. Wiedziała, że to był strzał w dziesiątkę. Na pewno. Podeszła do szuflady i wyciągnęła z niej kartkę. W pośpiechu nabazgrała parę słów i podała pergamin sowie.

Siedziała w swoim gabinecie i próbowała się skupić, ale wciąż coś ją rozpraszało. Chociaż pogoda nie dopisywała miała otwarte okno - ktoś odrobinę przesadził z ogrzewaniem, czuła się jak w saunie. Odchyliła się na krześle i przymknęła powieki, wsłuchując się w ptaki ćwierkające za oknem. Nagle do jej biura wpadła z impetem sowa a kobieta o mały włos nie spadła z krzesła. Zwierzę upuściło list i wyleciało z takim samym impetem z jakim wparowało do pomieszczenia. Zaklęła pod nosem i podniosła się z siedzenia. Otwarła zawiniątko a do jej uszu dobiegł przeraźliwy wrzask. O tak! Niewątpliwie Hermiona Granger dziś zginie śmiercią tragiczną. Z wrażenia upuściła filiżankę z kawą, plamiąc tym samym swój ulubiony kostium. Była prawie pewna, że treść wyjca słyszała cała firma a także pół ulicy. Zerknęła na zegarek - została jej jeszcze godzina pracy. Zrezygnowana opadła na skórzany fotel obrotowy. Dzisiaj na niczym nie potrafiła się skupić, jej myśli uciekały we wszystkie strony. Sama nie wiedziała dlaczego tak dziwnie się czuła. Przejechała dłonią po swoim lekko zaokrąglonym już brzuchu. Jeszcze tylko cztery miesiące i na świecie pojawi się jej maleństwo. Odkąd pamiętała kochała dzieci, a teraz będzie mieć swoją własną pociechę - dziewczynkę. Jeszcze nie wiedziała jak da jej na imię, ale już kochała ją nad życie. Spojrzała na zegar i z ulgą stwierdziła, że może już opuścić pracę. W jej głowie zrodził się bardzo przebiegły i zły, a wręcz iście szatański plan. Narzuciła płaszcz na ramiona, w końcu musiała o siebie dbać - musiała dbać podwójnie bo to pod jej sercem rozwijała się maleńka istota, po czym opuściła pomieszczenie.

Siedziała w kuchni, wpatrując się w przestrzeń za oknem. W kubku na blacie koło jej ręki stała chłodna już herbata. Jej myśli pędziły jak szalony roller coaster. Była w totalnej rozpaczy. Nie wiedziała skąd weźmie takie pieniądze. Z zamyślenia wyrwał ją huk dochodzący gdzieś zza niej. Wyrwała się z transu i z przerażeniem odkryła, że ktoś jest w jej domu. Czym prędzej porwała pierwsze lepsze narzędzie kuchenne, które miała na widoku i odwróciła się na pięcie, mając patelnię w pogotowiu. Wstrzymała oddech - przybysz stał do niej tyłem, a kiedy się obrócił w jej stronę zamarła.
- Co ty zamierzałaś zrobić tą patelnią? - spytała rudowłosa kobieta ubrana w bordowy płaszcz.
- Boże Ginny! Tyle razy ci mówiłam, że nie powinnaś używać magicznych środków transportu aby się do mnie dostać. Przypominam ci, że to mugolska dzielnica - opuściła teflonowe narzędzie, którym zamierzała zaatakować intruza.
- Wiem, wiem. Następnym razem użyję windy - zrobiła minę zbitego szczeniaka.
- Akurat - rzuciła z przekąsem Hermiona, opadając na fotel. Próbowała uspokoić swoje serce, które biło przyspieszonym rytmem, wciąż wpatrując się w przyjaciółkę, której wyraz twarzy dziwnie się zmienił - ty coś kombinujesz - stwierdziła. Ginevra stała na jej puszystym dywanie, z rządzą mordu wypisaną na twarzy. Rękę trzymała za plecami.
- Zginiesz marnie Hermiono Granger - stwierdziła z niebezpiecznym błyskiem w oku.
- Ty chyba nie... - jęknęła przerażona 
- Właśnie to zamierzam - zaczęła się do niej zbliżać, a uśmiech na jej twarzy coraz bardziej się poszerzał i kiedy znalazła się w odległości parunastu centymetrów od Hermiony, wyjęła zza pleców czarne pióro, którym zaczęła łaskotać dziewczynę. Jej krzyki rozniosły się echem po całym mieszkaniu, a biorąc pod uwagę, że był to dość sporych rozmiarów loft, niósł się całkiem swobodnie. Prawda była taka, że panna Granger miała olbrzymie łaskotki a pani Potter doskonale o tym wiedziała. Pół godziny później obie siedziały przy stole pogrążone w rozmowie - na ich twarzach widać było skupienie, to był naprawdę trudny orzech do zgryzienia, a one musiały znaleźć jakieś rozwiązanie.

Leżał rozłożony na swoim wielkim łożu, wpatrując się w sufit a na jego ustach błąkał się dziwny uśmiech. Wciąż przed oczami miał dzisiejszy poranek kiedy to zbulwersowany Zabini pojawił się na jego progu, wygrażając mu najgorszą śmiercią w okrutnych męczarniach. Później usłyszał historię o tej zabawnej kobiecie, którą spotkał wczorajszej nocy w hotelu. Blaise był naprawdę wściekły, a jego ta sytuacja niesamowicie bawiła - żałował tylko, że wyszedł tak wcześnie i sam nie widział tego na własne oczy.
- Draconie! - usłyszał huk otwieranych z ogromnym zamachem drzwo. W progu ujrzał swojego ojca, którego mina nie wskazywała zadowolenia.
- Tak ojcze? - spytał choć przeczuwał, że zbliża się piekło.
- Co tym razem nie spodobało ci się w tej dziewczynie? - krzyknął poirytowany. Miał dość fanaberii swojej latorośli. Jego syn był już w na tyle zaawansowanym wieku, że dawno temu powinien był się ożenić a jemu tylko w głowie dziecinne zagrywki.
- Ojcze, to samo co w każdej - nawet nie spoglądał na swojego rodziciela.
- Przecież była ładna a jej rodzice są wysoko postawionymi czarodziejami - stanął tuż koło łóżka Dracona.
- I na tym kończą się jej zalety - rzekł z ironią spoglądając na ojca.
- Powiem ci jedno Draconie Malfoy - dopóki nie przedstawisz mi swojej nażeczonej, którą zaakceptuję, nie masz wstępu do tego domu - zmierzył syna groźnym spojrzeniem i odwrócił się na pięcie.
- Ojciec, żartujesz w tym momencie? - w sekundę stał na równych nogach a ta sytuacja już go nie bawiła. 
- Ani trochę. Mówię poważnie. Pakuj się i to natychmiast - z jego głosu biło opanowanie i chłód, choć serce już nie było tak pewne tych racji.
- Gdzie mam mieszkać? - spytał przerażony młody mężczyzna.
- Znajdź coś - stwierdził i już miał wyjść, kiedy doznał nagłego olśnienia - i oddaj mi wszystkie platynowe karty kredytowe.
- Teraz to naprawdę żartujesz - roześmiał się. Słowa ojce były absurdalne.
- Na co czekasz? Wyciągaj wszystkie - wysunął dłoń w jego stronę. Spojrzał na ojca jak na kosmitę i sięgnął do kieszeni, z której wyjął portfel. Zerknął na skórzany schowek i na ojca. Nie mógł tego pojąć, to był jakiś kiepski żart, cholerny sen, z którego się zaraz obudzi. Ojciec ponaglił go ruchem ręki. Położył na jego dłoni swój mały skarb. Ojciec otwarł go a kieszeń na karty rozwinęła się upadając na ziemię. Przyjrzał się zgromadzonym tam kartą i wybrał jedną - pozostałe dwadzieścia znów schował - tutaj będę przelewał ci pieniądze, tak abyś miał za co żyć i zapłacić za lokal. Zapomnij o luksusach - wyszedł zamykając za sobą drzwi. Dracon usiadł na łóżku i schował twarz w dłonie. To było chorei nierealne. Jakaś popieprzona absurdalna sytuacja. W tym momencie jego życie legło w gruzach. To było nie do pomyślenia. Jak to on ma szukać mieszkania? Jak to będzie mu przelewał pieniądze? Przecież do cholery był prezesem domu handlowego! Oczywiście odziedziczył go po ojcu, który wcześniej dostał go po swoim ojcu- rodzinna tradycja wciąż była zachowana. Właśnie dlatego Lucjusz tak bardzo martwił się brakiem synowej. Każdy z Malfoy'ów otrzymywał, w dniu dwudziestych piątych urodzin, w spadku fortunę. Malfoy musi mieć syna, a tradycja musi zostać zachowana. Teraz jednak on - biedny synalek mamusi, musi się wyprowadzić z domu i poszukać mieszkania o obniżonym standardzie. Nie do pomyślenia. Kopnął z wściekłością poduszkę, która wylądowała na drugim końcu pokoju. Podszedł do szafy, z której wyjął walizkę i wpakował do niej parę najpotrzebniejszych rzeczy. Teleportował się z głośnym hukiem. Była tylko jedna osoba, do której mógł się teraz udać.

4 komentarze:

  1. Czy mówiłam Ci już keidyś, że jesteś fenomenalna ?
    Rozdział jest genialny.
    Plus dzidziuś w brzuszku :D, jak ja się cieszyłam :P, jak jakaś nienormalna, a akurat miałam fatalny dzień...
    Łaskotki Hermiony..., doskonale wiem co czuła w tym momencie ja tez mam straszliwe.
    Moja pzryjaciółka zawsze to wykorzystywała i jak coś chciała, chciała np.: mnie do czegoś przekonać to zwykle mnie łaskotała, a wtedy zgadzałam się prawie na wszytsko.
    Dziwnie jakby nie skoro lądowałam na ziemi i płakałam ze śmiechu, błagając żeby przestała :D cudowne czasy.
    Podoba mi sie koncepcja Draco bez luksusów, mieszkający sam, czy tam z przyjacielem zależy jak to dalej rozwiążesz.
    Mam nadzieje, że napisałam wszytsko bo ten rozdiał czytałam zaraz jak dodałaś o ile się nie myle, ale nie miałam czasu skomentować.
    Życzę dużo, dużo weny.
    Madzia, wierna czytelniczka :**

    OdpowiedzUsuń
  2. W prologu zrozumialam ze nie bedzie w tym opowiadania mogi....a teraz sie pojawila nic nie rozumiem mozez wytlumaczyc mi:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy