czwartek, 16 sierpnia 2012

Ratunek.

Najsilniejszym sekretem jest prawda, do której sądziłaś, że nigdy się nie przyznasz. Raz wypowiedziana zmienia wszystko.



Brązowowłosa kobieta siedziała w swoim gabinecie za biurkiem. Była już późna noc, a ona miała dyżur. Zmęczenie dopadło ją już jakiś czas temu, ale nie mogła mu się poddać. Nigdy nie wiadomo kiedy ktoś będzie potrzebował pomocy. Miała jakieś dziwne przeczucia. Niebo pokryte było chmurami - dokładnie tak, jak dziesięć lat temu, kiedy takie chmury zapowiadały najgorsze wydarzenia jakie tylko czarodziej mógł sobie wyobrazić. Minęło już dziesięć długich lat, odkąd na świecie zapanował pokój. Spojrzała na zdjęcie oświetlone lampką, a po jej policzku spłynęła jedna łza. Z fotografii machali do niej jej przyjaciele. Wtedy byli uśmiechnięci i szczęśliwi, wtedy mieli siebie. Oni odeszli, zginęli aby ona mogła żyć w wyzwolonym świecie. Wielokrotnie chciała cofnąć czas. Żałowała, że nie umarła wraz z nimi. Zostawili ją samą. Przez długi czas nie mogła się otrząsnąć. Została zupełnie sama chociaż świat stał dla niej otworem. Wiele miesięcy zajęło jej doprowadzenie się do momentu, w którym była w stanie sama wyjść na zewnątrz. Była pod stałą opieką psychiatry. W trzy lata po tych wydarzeniach zatrudniła się w Szpitalu Świętego Munga. Była znakomitym uzdrowicielem. Spojrzała na kolejne zdjęcie i szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy. Lilly. Była jej oczkiem w głowie. Była sensem jej życia. To tylko dla niej wciąż egzystowała. Pięciolatka była niesamowicie do niej podobna. Była także podobna do swojego ojca i to bolało najbardziej. Przymknęła oczy. Chciała się zdrzemnąć, ale nie było jej to dane. W tym momencie do jej gabinetu wpadł niski rudy chłopak o piegowatej twarzy i okularach na nosie.
- Szybko Hermiono! Jesteś potrzebna! - krzyknął zdyszany.
- Co się stało? - pospiesznie wstała i w biegu zakładała swój kitel lekarski.
- Jakiś mężczyzna trafił do nas z ciężkim urazem. Jakieś cholerne zaklęcie - pospiesznie wbiegła do sali.
- Kim jest? - rzuciła zbierając najpotrzebniejsze fiolki z eliksirami
- Nie wiemy - przecisnęła się przez tłum ludzi stłoczonych przy łóżku pacjenta i zamarła. Jej serce stanęło, a świat runął. Oto, na łóżku szpitalnym, leżał Dracon Malfoy. Poznałaby go wszędzie. Teraz leżał nieprzytomny i ubrudzony krwią - całkowicie bezbronny. On nigdy nie był bezbronny. Był arystokratą dumnym ze swojego pochodzenia. W jego żyłach płynęła krew rodu Malfoy'ów. 
- Co wiemy? - spytała odwracając wzrok, choć jej serce krzyczało. Prawda była taka, że wciąż go kochała. Choć minęło już sześć lat odkąd odeszła. Nie zapomniała. Nie mogła. Jej córka stale jej o nim przypominała. Starała się unikać odpowiedzi na temat taty, ale nie mogła tego robić wiecznie. Któregoś wieczora opowiedziała jej o ojcu i o tym dlaczego jeszcze go nie poznała. 
- Niewiele. Jakieś zaklęcie. Stale próbujemy zatamować krew - spojrzała na nich jak na matołów. Nie mogła się dziwić. Tylko dzisiaj dyżurowała z samymi praktykantami. Mieli po dziewiętnaście lat i dopiero co ukończyli Hogwart. Kiedy jej przyjaciele ginęli, byli małymi dziećmi. Hermiona Granger była legendą - jedyną ocalałą ze Świętej Trójcy Hogwartu. To na nią teraz zwrócone były oczy całego świata, a jej poczynania bacznie śledziły gazety. Była jedyną osobą, która tak dobrze znała Harry'ego Potter'a - człowieka, który poległ by uratować świat.
- Banda idiotów! Jak mogliście ukończyć Hogwart? - zirytowana podeszła do szafki, na której stała mała fiolka. Rozchyliła wargi mężczyzny i wlała zawartość wprost do jego ust. Krwawienie ustało.
- Co mu było? - spytała siostra rudzielca. Czasem przypominali jej Rona i Ginny, ale oni odeszli i już nie wrócą. Zostali w jej pamięci oraz na pamiątkowych zdjęciach rozwieszonych w Wielkiej Sali w Hogwarcie.
- Sectusempra idioci - warknęła wściekła. Gdyby nie ona pewnie wykrwawiłby się. Na tę myśl obleciał ją zimny pot. Nie mogłaby pozwolić mu odejść. 
- Ale to przecież czarnomagiczny urok - zaskrzeczała Greta. 
- To, że Voldemort odszedł nie znaczy, że czarna magia zniknęła. Czego dzisiaj uczą w tej szkole? - syknęła bardziej do siebie niż do nich, z niedowierzaniem kręcąc głową - zejść mi z oczu - fuknęła - sama się nim zajmę.
- Ale... - Tonny próbował protestować. Ona nie chciała słuchać żadnych sprzeciwów. Chciała pobyć z nim sam na sam.
- Poradzę sobie - szepnęła zrezygnowana. Nie miała sił się kłócić.
- Jakby co to jesteśmy w dyżurce - kiwnęła głową, a Greta wypchnęła brata za drzwi. Domyśliła się dlaczego kobieta tak gwałtownie zareagowała. Mężczyzna był niesamowicie podobny do Lilly, a raczej to ona była podobna do niego. Zrozumiała, że to on był ojcem dziecka Hermiony. Nie chciała o nic pytać. Nigdy nie pytała. 
Powoli przemywała jego rany, przyglądając się każdemu centymetrowi jego ciała. W ogóle się nie zmienił. Wciąż był tym samym mężczyzną, dla którego straciła głowę. Przymknęła powieki zatracając się w otchłań wspomnień.

Przechadzała się piaszczystą plażą ubrana w białe bikini, którego kolor idealnie współgrał z jej opalenizną. Cieszyła się słońcem i szumem morza. Po raz pierwszy od trzech lat była naprawdę szczęśliwa. Udało jej się zapanować nad własnym życiem. Przezwyciężyła depresję. Z tej okazji postanowiła wybrać się na pierwsze w życiu wakacje. Rozkoszowała się tymi chwilami. Od razu po powrocie miała zacząć pracę w Mungu. Nie zauważyła kiedy do kogoś dobiła. Gdyby nie czyjeś silne ramiona na pewno upadłaby na piasek.
- Najmocniej przepraszam - uniosła głowę - Malfoy? - krzyknęła zdezorientowana wyplątując się z silnych ramion mężczyzny.
- Granger? - nie wierzył. Nie wyglądała jak dawna ona. Słyszał, że miała ogromne problemy po śmierci Potter'a i Weasley'ów. Musiał przyznać, że wyglądała niesamowicie.
- Co ty tutaj robisz? - syknęła. Tak oto właśnie prysnęła magia tego miejsca. 
- Odpoczywam - posłał jej ironiczny uśmiech. Zmienił się. Czytała w gazetach, że miał sporo problemów z zaadaptowaniem się w otoczeniu. Podobno teraz był lepszym człowiekiem, ale ona jakoś w to nie wierzyła.
- Pięknie, po prostu pięknie. Nawet tutaj nie mogę się od ciebie uwolnić - fuknęła zdegustowana.
- Widocznie tego nie chcesz - posłał jej czarujący uśmiech. Czyżby z nią flirtował?
- Daj spokój - zamierzała odejść z powrotem na swój koc.
- Gdzie tak uciekasz? - spytał przytrzymując ją.
- Puść bo ubrudzisz się szlamem - syknęła starając się od niego odejść. Nie udało się. Trzymał ją zbyt mocno.
- Daj spokój - przedrzeźniał ją. Zmienił się. To kim była, już nie miało znaczenia. Oczyścił się wewnętrznie i nie deklasował już ludzi. 
- Puść mnie
- Pod jednym warunkiem - znów się do niej uśmiechnął - pójdziesz ze mną na kolację.
- Żartujesz? - miała wrażenie, że jest w jakimś alternatywnym świecie.
- Nie - poluźnił odrobinę uścisk widząc iż jej ręka zaczęła odrobinę sinieć.
- Nie pójdę z tobą na żadną kolację - tupnęła nogą jak mała dziewczynka. Była zupełnie jak ta dawna dziewczyna, którą zaczepiał w szkole. Na początku robił tak bo mu się podobała. Później wiedział już, że nie mógłby z nią być, ale to nie zmieniało faktu, że miała w sobie to 'coś'. 
- Jeden wieczór. Nic nie tracisz - posłał jej przejmujący uśmiech i spojrzał takim wzrokiem, że jej nogi stały się jak z waty.
- Dobrze, ale tylko ten jeden i żaden więcej - puścił ją, a ona odeszła powolnym krokiem z głową pełną myśli.

Ten wieczór wcale nie był ostatnim. Spotykali się jeszcze przez rok aż do momentu, w którym dowiedziała się, że jest w ciąży. Wtedy od niego odeszła. To była zażyłość bez przyszłości. Spotykali się bez żadnych obietnic, bez zobowiązań. Nie sądziła, że go pokocha. Stało się. Straciła głowę dla tego ślizgona. Kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży świat się jej zawalił. Nie wyobrażała sobie samotnego wychowywania dziecka. Wiedziała też, że Malfoy nie jest gotowy by się temu poświęcić. Zresztą ona była tylko szlamą. To nigdy nie powinno było się zdarzyć. A jednak miało miejsce. A pod jej sercem wtedy zaczynało się budzić nowe życie. Malutka istotka, która już dziewięć miesięcy później była dla niej wszystkim. Lilly, jej pięcioletnia dziewczynka, która nosiła imię matki jej przyjaciela. Pamiętała jak kiedyś Ginny, podczas jednej z ich rozmów przy kominku, wspomniała, że gdyby wyszła za Harry'ego ich córeczka nazywałaby się właśnie Lilly. To właśnie w hołdzie przyjaciołom ona tak nazwała swój skarbek. Lilianne była niesamowicie podobna do swojej mamy. Miała tak samo zadarty nosek i jej upór. Zawsze musiała postawić na swoim. Po niej miała także oczy, z których biła niesamowita mądrość i wesołe iskierki. Była także skórą zdjętą z ojca. Ta sama dumna postawa. Te platynowe blond włosy i ironiczny uśmiech, który był jej tak dobrze znany. Każdego dnia gdy na nią patrzyła jej serce znów rozrywał żal. Winiła się za swoją głupotę i bezmyślność. Sama nie wiedziała jak mogła pokochać Malfoy'a. Cieszyła się jednak, że miała Lilly. To dla niej żyła. To dla niej chciała pracować. To dzięki niej odnalazła sens życia. Musiała ją nauczyć jak żyć by nie popełnić jej błędów. Jej córka uwielbiała kiedy mama na dobranoc opowiadała jej historię o Ronie, Ginny i Harry'm. Wtedy Hermiona cofała się do czasów gdy była naprawdę szczęśliwa. Młodzieńcze lata Granger dla jej córki były wspaniałymi bajkami. One jednak były prawdziwe. Czasy gdy każdy czarodziej żył w strachu odeszły, ale to nie znaczyło, że nigdy nie powrócą. Niepewne dni minęły, ale gdzieś na dnie serca czaił się niepokój, że ktoś pokroju Voldemorta ponownie zatriumfuje. Licho nigdy nie śpi. Zło może czaić się latami i przybierać na sile, by w końcu zaatakować dziesiątkując ludzkość.
- Granger? - usłyszała cichy szept. Spojrzała na twarz mężczyzny. Był zaskoczony jej obecnością. Minęło sześć długich lat odkąd zniknęła - gdzie ja jestem? - wychrypiał. Wszystko go bolało, a w powietrzu mieszał się zapach szpitala i krwi.
- Jest pan w szpitalu, Panie Malfoy - odrzekła służbowym tonem. Nie chciała dać poznać po sobie, że jego widok ją poruszył. Już wtedy poprzysięgła sobie, że nie będzie nic dla niej znaczył. Każdego dnia okłamywała się na nowo - znaczył i to aż za dużo.
- Co się stało? - próbował się podnieść, ale nie był w stanie.
- Proszę spokojnie leżeć. Oberwał Pan poważnym zaklęciem. Jest Pan wyczerpany, ale za parę dni myślę, że będę mogła podarować wypis. Wszystko pięknie się goi - podniosła się z zajmowanego przez siebie siedzenia. Spojrzała na zegarek i nie mogła uwierzyć, że spędziła przy jego łóżku cztery godziny. Zegar wybijał już prawie pierwszą, a jej zmęczenie jakby gdzieś odeszło. Chciała wyjść i zostawić go samego. Jego obecność nagle wywołała w niej rozpacz.
- Poczekaj - delikatnie musnął palcem jej dłoń, a ona poczuła znajomą falę rozkoszy. Nienawidziła siebie za to jak na nią działał. Nie była w stanie mu się oprzeć.
- Coś Panu podać? - nie patrzyła na niego.
- Nie udawaj, że nic się nie wydarzyło - zakasłał krztusząc się krwią. Spojrzała na niego spanikowana. 
- O co ci chodzi? - wiedziała, że nie wygra tej bitwy. Chciała to jak najszybciej zakończyć. Jak najszybciej odejść. 
- Dlaczego odeszłaś? - pytanie, którego najbardziej się obawiała. Co miała mu powiedzieć? Nie mogła przecież prawdy. Nie chciała by kiedykolwiek dowiedział się, że mają dziecko. Przecież nic już ich nie łączyło.
- Bo nie miałam powodu by zostać - odparła oschle. Starała się zachować stalowe nerwy. Wiedziała, że pewnie nie na długo.
- Nie miałaś także powodu by odchodzić. Dlaczego to zrobiłaś? - drążył temat przypierając ją do ściany. Czuła się jak w pułapce, która z każdą chwilą zmniejszała swoją objętość.
- To była moja decyzja - oparła się o ścianę. Zaczynało jej się kręcić w głowie. Czuła się jak na przesłuchaniu.
- Która dotyczyła nas obojga - wodził za nią wzrokiem. Znał ją lepiej aniżeli mogłoby się jej wydawać. Wiedział kiedy kłamała. Wiedział gdy coś ją trapiło i starała się to ukryć za wszelką cenę. Prawda była taka, że ją kochał. Dzień, w którym odeszła był najgorszym w jego życiu. Czuł się jakby ktoś wyrwał mu serce i zabrał je ze sobą.

To był grudniowy dzień. Zbliżały się święta. Zamierzał poprosić ją o rękę. Kupił już nawet pierścionek. Wiedział, że to była kobieta jego życia. Nauczyła go zupełnie inaczej postrzegać świat. Był jej za to wdzięczny. Kochał ją jak jeszcze nikogo na ziemi. Była dla niego wszystkim. Dla niej byłby w stanie zabić. A co ważniejsze byłby w stanie dla niej umrzeć. Pojawiła się u niego znienacka. Nie był na to przygotowany, ale ucieszył się z jej przybycia. Weszła do salonu i spojrzała na niego. Widział, że coś ją trapi. Coś było nie tak.
- Odchodzę - szepnęła i uroniła jedną łzę. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, teleportowała się z głośnym trzaskiem. Nie zdążył jej zatrzymać. Nie powiedział jak bardzo ją kocha. Rozpłynęła się w powietrzu. Zatarła za sobą wszelkie ślady. Zmieniła adres zamieszkania. Nie mógł jej znaleźć. Cierpiał, a swoje smutki topił w alkoholu. Dopiero po dwóch latach zrozumiał, że ona już nie wróci. Dwa lata zajęło mu dojście do siebie po jej utracie. Wtedy zrozumiał, że musi żyć dalej, że ona odeszła na zawsze. Został aurorem i poświęcił się dla dobra reszty świata. Miesiącami śledził pozostałych popleczników Voldemorta. Z przyjemnością wymierzał sprawiedliwość. Chciał zapomnieć - nie zapomniał, chciał przestać kochać - nie przestał.

- Nie udawaj, że to cię w ogóle obchodziło - podtrzymywała się ściany by nie upaść. Czuła jak jej klatka powoli zaczyna się zaciskać. Wiedziała, że nadchodzi atak paniki. Zdarzył się już jej parę razy w życiu.
- Obchodziło. Dlaczego odeszłaś? - musiał poznać odpowiedź na to pytanie.
- Bo cię kochałam, Malfoy - krzyknęła i upadła na podłogę zalewajac się łzami. Po raz kolejny przegrała. Znów dała ponieść się emocjom. Do sali wpadła Greta, ale widząc wybudzonego Malfoy'a pojęła, co się dzieje. Nadszedł moment rozliczenia się z przeszłością. Cicho opuściła pomieszczenie.
- Więc dlaczego odeszłaś? - w jego sercu zapłonął nikły płomyk nadziei. Poczuł też jakby przypływ sił. Spróbował się podnieść. Udało mu się. Usiadł na łóżku lustrując kobietę wzrokiem.
- Nie wstawaj - syknęła próbując się opanować.
- Dlaczego? - czuła, że nie dał jej spokoju.
- Bo wiedziałam, że ty mnie nie kochasz. 
- Skąd wiesz? - nie miała pojęcia jak bardzo się myliła. Kochał ją i wciąż kocha. Teraz wiedział, że zrobi wszystko by ją zatrzymać. Pójdzie nawet na koniec świata, ale osiągnie to, co chce.
- Bo to nie miałoby przyszłości. Jestem tylko szlamą. Dlatego cię zostawiłam - spojrzała na niego.
- Kłamiesz - odparł. Widział to w jej oczach. One zawsze były dla niego zwierciadłem duszy.
- Nienawidzę cię! - podniosła się i podeszła bliżej niego. Chciała wymierzyć mu siarczysty policzek, ale nie zdołała.
- Znowu kłamiesz. Kogo chcesz oszukać? Siebie? Mnie? - złapał ją za nadgarstek sprawiając, że wylądowała na jego kolanach. Choć każdy ruch sprawiał mu ból, to się nie liczyło.
- Oboje - szepnęła czując się osaczona jego obecnością.
- Kochasz mnie? - spytał. Próbowała odwrócić głowę, ale jej na to nie pozwolił. Trzymał jej podbródek.
- Nie - prawda była inna. Wyczytał ją w tych brązowych oczach.
- Dlaczego wciąż chcesz mnie oszukać ? - potarł dłonią jej policzek - wiem, że wciąż mnie kochasz. Zobaczysz wszystko się ułoży - posłał jej delikatny uśmiech. Prychnęła oburzona i podniosła się do pozycji stojącej, ale się nie odsunęła.
- Nic się nie ułoży, Malfoy. Nas już nic nie łączy. Nigdy nie łączyło - zmroziła go spojrzeniem.
- Mylisz się - teraz nadszedł czas, aby to on przyznał się do swoich uczuć. Nie mógł jej znowu stracić. Nie przeżyłby tego po raz drugi.
- Czyżby? - założyła ręce na piersi.
- Chciałem się z tobą ożenić, a ty tak po prostu odeszłaś! - uniósł głos. Na więcej nie miał sił.
- Słucham? - uniosła brew, a on się uśmiechnął. Była taka, jak on. Już nawet jego zachowanie przewijało się w jej życiu.
- Powiedziałem głupia, że cię kochałem! Nie widziałem świata poza tobą - nie wierzyła w jego słowa. Nie mogły być prawdą. A jeżeli były?  Co jeżeli naprawdę ją kochał? Co jeżeli na własne życzenie zniszczyła swoje życie? Ich życie, ich rodzinę? 
- Nieprawda - usiadła na brzegu jego łóżka. Była zdruzgotana tym wszystkim - niemożliwe - szepnęła pod nosem.
- Granger, jestem Malfoy'em, a my nie okazujemy na każdym kroku naszych uczuć. Powinnaś była to wiedzieć zanim to wszystko się zaczęło. Co cię podkusiło aby to zrobić? - dotknął dłonią jej ramienia, ale ona zrzuciła jego rękę. W jej głowie kotłowały się setki myśli. Na korytarzu usłyszała dobrze znany sobie śmiech. Tylko nie to! Nie teraz. Sekundę później drzwi do sali się otwarły, a na jej szyi uwiesiła się mała blondynka. Malfoy siedział jak sparaliżowany. Nie sądził, że ona ma dziecko. Nie sądził, że ułożyła sobie życie bez niego.
- Lilly, co ty tu robisz? - spojrzała na córkę z miłością w oczach. 
- Ciocia Anna mnie przyprowadziła. Obiecałaś mi bajkę na dobranoc - mała zrobiła maślane oczka. Już gdzieś widział tą minę.
- Hermiono przepraszam najmocniej. Wiem, że ona powinna już dawno być w łóżku. Nie chciała zasnąć - przez próg przeszła grubsza kobieta i stanęła jak wryta. Zlustrowała mężczyznę wzrokiem i miała ochotę paść na zawał - to niemożliwe - szepnęła, ale Hermiona pokręciła tylko głową na znak, że ma już nic nie mówić.
- Zaczekajcie na zewnątrz, proszę! - spojrzała błagalnie na starszą panią - idź z ciocią. Mamusia zaraz do ciebie przyjdzie - pogładziła małą po głowie i mała wyszła trzymając Annę za spódnicę.
- Granger masz dziecko? - spytał oniemiały.
- Mam - teraz nie było już czego ukrywać.
- Jak to możliwe? - sam nie wiedział. Ale chwilę później olśniło go. Jak mógł od razu na to nie wpaść? Widziała jego zaciętą minę i wiedziała, co to oznacza. Domyślił się - jak mogłaś? - krzyknął. Skuliła się w sobie. Bała się jego wybuchów złości - jak mogłaś odejść z moim dzieckiem bez słowa?
- Moim dzieckiem, Lilly jest moją córką - broniła swoich racji jak rozjuszona lwica.
- Kto jest jej ojcem? 
- Ty - wyznała. Nie było przecież wątpliwości - ale to nie oznacza, że masz jakieś prawa do niej - spojrzała na niego buntowniczo. Wyglądał naprawdę przekomicznie. Widać było, że coś analizował.
- Ile ma lat? - no tak. Nie był głupi. Zaczynał się domyślać.
- Pięć - nie chciała by usłyszał. Teraz już wiedział. Była w ciąży i obawiała się, że ją zostawi. Wolała sama odejść.
- Hermiona - szepnął dotykając jej policzka. Nie odsunęła się. Nie chciała. Przegrała tę wojnę. Jak każdą, w której oboje brali udział - chciałem ci się oświadczyć w święta - wyznał. A więc nie kłamał. Naprawdę ją kochał - jak mogłaś odejść? Byłaś moim światem. Szukałem cię wszędzie. Dwa lata zajęło mi zrozumienie, że odeszłaś i nie wrócisz. Załamałem się!
- Naprawdę? - nie wierzyła. W jej oczach pojawiły się łzy. Była głupia, niesamowicie głupia.
- Merlinie! Mam córkę - był w szoku, ale w głębi serca ogromnie się cieszył, od zawsze o tym marzył - mogę ją poznać? - nie była na to gotowa, ale nie było już odwrotu. Zsunęła się z łóżka i opuściła salę. Po chwili wróciła trzymając małą za rękę. Tłumaczyła jej coś. Lilly przystanęła tuż koło niego i wyraźnie mu się przyglądała. 
- Tatuś - krzyknęła po czasie, rzucając mu się na szyję. Objął ją mocno przytulając do siebie. Wiedział, że sporo potrwa zanim Hermiona znów mu zaufa. Wiedział jednak, że ją odzyska. Będzie miał rodzinę, o której zawsze marzył. Pociągnął Hermionę za rękę tak, że usiadła tuż koło niego i ją także mocno objął. Nie czuł już bólu. Wypełniało go szczęście - tatusiu już nas nie zostawisz, prawda? - spytała blondynka patrząc w niebieskie tęczówki ojca. 
- Obiecuję kochanie. Teraz będziemy szczęśliwą rodziną a tata kupi ci gwiazdkę z nieba - wtuliła się w niego - Granger nie próbuj więcej odejść. Jeżeli znów to zrobisz, znajdę cię - spojrzał jej w oczy - kocham cię - szepnął po raz pierwszy. Czuła się szczęśliwa. Nie sądziła, że ten dzień się tak zakończy. Nie sądziła, że go odzyska. Nie sądziła, że kiedykolwiek jeszcze będą razem.
- Ja ciebie też. Przepraszam. Dobrze, że jesteś - pocałował ją. Teraz wiedzieli, że już wszystko będzie dobrze. Zostali uratowani przed niechybną zgubą. Trwali razem w uścisku i już nic nie mogło ich rozdzielić. Zaczynali nowy rozdział w życiu.

4 komentarze:

  1. No oczywiście, że przeczytałam.
    I oczywiście, że bardzo mi się podobało :D.
    Mogę też dodać, że uwielbiam, a nawet kocham małe dzieci i obecność Lilly idealnie mi pasowała :D :**.
    Jak dobrze, że na razie wszystkie Twoje opowiadania kończą się dobrze, bo uwielbiam szczęśliwe zakończenia, chociaż nie ukrywam, że czasem niestety dużo bardziej pasuje nieszczęśliwe...

    P.S Mogę dodać, że na razie przeczytałam tylko dwie części Harrego Pottera, bo jak byłam młodsza to jakoś za nim nie przepadałam, a teraz czytając Twoje i innych opowiadania na linii Hermiona Draco mam ochotę przeczytać :D
    Dziękuje za kolejną notkę, pozdrawiam i jak zwykle życzę wiele weny i wielu ciekawych pomysłów na następne notki :**
    Madzia

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejna miniaturka którą czytam, ale obok tej nie mogę przejść obojętnie! Mimo iż temat tej historii jest znany i dość powszechny, jestem zachwycona tym w jaki sposób to opisałaś! Styl, słowa, dialogi, z każdym kolejnym postem czuję się jakbym czytała kolejną stronę dobrej... ba! bardzo dobrej książki! Od pierwszych linijek tekstu zastanawiałam się w w jaki sposób rozwiniesz motyw wspólnego dziecka i nic innego nie mogę napisać: jestem zaskoczona, ale w dobrym znaczeniu tego słowa! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowna miniaturka.
    Uwielbiam happy endy.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy