niedziela, 19 sierpnia 2012

If we ever meet again...

I'll never be the same if we ever meet again...


Brązowowłosa kobieta o orzechowych oczach z westchnięciem spojrzała na zegarek. Wybijał prawie dwudziestą drugą. Już dawno temu powinna była być w domu, a tymczasem ona wciąż tkwiła w pracy. Kochała to, co robiła, ale jej zawód stał się dla niej całym życiem. Nie miała praktycznie na nic czasu. Z przyjaciółmi widywała się raz na parę tygodni. Miłość już nie zmieściła się w życiowym planie. Była samotniczką - odkąd pamiętała nie miała czasu na szukanie tej drugiej połówki. Od zakończenia szkoły minęły już trzy lata, ale jej tryb życia wcale się nie zmienił. Zmieniła się tylko ona - zewnętrznie i wewnętrznie. Niczym już nie przypominała tamtej szarej myszki. Teraz była pewną siebie kobietą, która wiedziała jak zawrócić mężczyznom w głowach, ale teraz liczyła się tylko praca. Jako redaktor naczelna Proroka Codziennego miała ciągle coś na głowie. Nerwowo stukała paznokciami o blat biurka. Chciała już wrócić do domu, ale nie mogła. Musiała dopiąć najnowszy numer gazety na ostatni guzik. Wszystko musiało być po jej myśli. Nie było mowy o jakimkolwiek błędzie.
- Hermiona! Przepraszam, że tak długo - do jej gabinetu wparowała niska brunetka o błękitnych oczach. Nadeszło jej wybawienie. Już niedługo będzie mogła znaleźć się w łóżku.
- Mel, błagam cię, następnym razem nie odkładaj tego na ostatnią chwilę - podeszła do dziewczyny.
- Wiem, wiem. Przeczytaj - podała jej plik kartek, ale ona nie miała ochoty ich sprawdzać.
- Ufam ci Melanie. Mam nadzieję, że tego nie pożałuję - puściła kobietę przed sobą i zgasiła światło. Zarzuciła na siebie płaszcz i opuściła biurowiec. Mel pognała co sił w nogach do działu wydawniczego. Frank musiał umieścić ten artykuł w jutrzejszym wydaniu. Była dumna z tego, co napisała.


Nazajutrz z samego ranka pojawiła się w swoim biurze. Miała jakieś dziwne przeczucie, że ten dzień przyniesie jej jakieś nowe wydarzenia. Zanim zabrała się za pracę, przyszykowała sobie kawę - tak, jak miała w zwyczaju każdego dnia. Była uzależniona od kofeiny. Potrafiła wypić litry kawy dziennie - pozostałość po czasach szkolnych, kiedy to aby nie zasnąć nad zadaniami, parzyła sobie ten zbawienny płyn. Usiadła na krześle i przymknęła oczy, delektując się jej zapachem. Musiała się zregenerować. Tej nocy nie spała zbyt dobrze. Minęło parę, a może paręnaście minut - nie była pewna, a z korytarza dobiegły ją jakieś krzyki. Czym prędzej opuściła swój gabinet.

- Kto jest za to odpowiedzialny? - jakiś mężczyzna wymachiwał Mel przed oczami gazetą. Zdawało jej się, że najnowszym numerem Proroka. Podeszła bliżej, a z każdym kolejnym krokiem jej serce biło coraz mocniej. Z każdą chwilą upewniała się, że jej najgorsze koszmary się ziściły. Owym przybyszem był nie kto inny, jak Dracon Malfoy. Miała nadzieję, że już nigdy w życiu go nie zobaczy, a teraz stał na wprost niej. Westchnęła.
- W czym mogę pomóc? - spytała uprzejmie. Zachowywała pełen profesjonalizm. Malfoy odwrócił się w stronę kobiety, a jego zdziwienie sięgnęło zenitu.
- Granger? - spytał zszokowany. Nie wiedział, że tutaj pracuje.
- Czy coś się stało, Panie Malfoy? - siliła się na uprzejmy ton, ale miała ochotę go udusić.
- Kto to napisał? - rzucił w nią zbiorem kartek, które chwyciła w locie. Nie miała pojęcia, o co chodzi. Spojrzała na pierwszą stronę, a jej serce zamarło.

Dracon Malfoy Naczelny Arystokrata Hogwartu - prawda i mity...

Głosił ogromny mieniący się na srebrno nagłówek. Nie miała pojęcia skąd wziął się ten artykuł, a tym bardziej nie wiedziała, co robił na stronie tytułowej. Wtem doznała olśnienia.
- Mel. Wytłumacz mi, co to do cholery jest? - krzyknęła. Tak naprawdę powinna była wściekać się na siebie. To jej nie chciało się już wczoraj czytać tego artykułu. W tym momencie chciała cofnąć czas - wytłumaczysz mi to później - fuknęła w jej stronę - a Pana zapraszam do mojego gabinetu - uśmiechnęła się w stronę Malfoy'a. Poszła przodem, a ona dokładnie zlustrował wzrokiem jej figurę. Musiał przyznać, że była zachwycająca. Ubrana była w czerwoną sukienkę sięgającą zaledwie połowy uda i przepasaną w talii cieniutkim czarnym paskiem. Na jej nogach zauważył niebotycznie wysokie czerwone obcasy. Włosy związała w wysoki koński ogon. Niczym nie przypominała mu tej dziewczyny sprzed lat. Gdyby nie jeden drobny szczegół, byłby w stanie się z nią umówić - była szlamą i tego nic nie zmieni. Chociaż wojna się skończyła, jego poglądy tylko nieznacznie uległy zmianie. Kiedy przeszedł przez próg, zamknęła za nimi drzwi i gestem ręki wskazała mu miejsce, które ma zająć.
- O co dokładnie chodzi? - spytała krzyżując dłonie.
- Czytałaś to coś? - spytał wściekły. Od dawna nie ujrzał nic tak bzdurnego na swój temat w żadnej gazecie.
- Nie - przyznała. Powinna była. Jak mogła dopuścić do takiej sytuacji? To był błąd. Ostatni. Rzucił w nią gazetą, a ona znów spojrzała na srebrno-zielone pismo. Nie znosiła tych kolorów. Nienawidziła ich z całego serca.

Od dawna naszą redakcję zasypują listy z pytaniami o Dracona Malfoy'a. Postanowiłam więc bliżej przyjrzeć się temu Panu. Odpowiedzieć na pytania zawarte w listach i pokrótce przedstawić czytelnikom jego sylwetkę.

Draco Malfoy jako kobiecy łamacz serc?
Całkowita prawda. Z prywatnych źródeł wiem, że już w szkole miał opinię casanovy. Przez jego łóżko przewinęła się znaczna część kobiecej połowy szkoły. Tylko nielicznym udało się oprzeć jego urokowi.
Draco Malfoy jako śmierciożerca?
Myślę, że na to pytanie odpowiadać nie trzeba. Każdy wie, że został uniewinniony przez Ministerstwo Magii, a jego poglądy na 'te' tematy powinny zostać jego prywatną sprawą.
Draco Malfoy jako bezczelny i arogancki palant?
Niestety, nie znam go osobiście więc tych słów nie mogę potwierdzić. Słyszałam jednak, że był aroganckim idiotą, był rozpuszczonym nastolatkiem zadufanym w sobie. Zdawało mu się, że skoro ma pieniądze jest panem świata. Jaki jest teraz? Nikt nie wie. Mam jednak wrażenie, że w ogóle się nie zmienił.
Malfoy Mannor - prawda czy mit?
Prawda. Rodzinna posiadłość Malfoy'ów istnieje naprawdę, a sam zainteresowany nadal w niej mieszka. Z prywatnego śledztwa wiem także, że posiadłość ta była siedzibą samego Voldemort'a za czasów jego panowania.
Draco Malfoy jako tępiciel wszystkiego co niemagiczne?
Niestety, ale jest to brutalna prawda. Draco Malfoy tak, jak jego rodzice uważał, że czystość krwi jest najważniejsza w życiu. Nienawidził mugoli, a także czarodziei pochodzących z mugolskich rodzin. Jego ulubionym szkolnym przezwiskiem była szlama. Wielokrotnie ta obelga padała z jego ust.
[...]

Nie chciała więcej czytać. Miała dość. To jej wystarczyło. Wiedziała już dlaczego był tak zdenerwowany. Prawdą jednak było to, że miała wrażenie iż większość z tych rzeczy była niezaprzeczalnym faktem. Z drugiej strony, nikt nie miał prawa ingerować w jego życie. 
- Nie wiem jak to się stało - przyznała z pokorą. Wiedziała. To był jej błąd, którego nie mogła naprawić. 
- Zatrzymaj nakład gazety - odparł sucho. 
- Nie jestem w stanie.
- To coś z tym cholera zrób! - wybuchł. W tym momencie przypominał jej tego nastolatka, którego pamiętała z czasów szkolnych.
- Przepraszam. Moje niedopatrzenie - musiała winę wziąć na siebie. Pytanie jednak brzmiało inaczej: skąd Mel wytrzasnęła te informacje i o jakie listy chodzi? Będzie musiała wyjaśnić tę sprawę, a później ją zwolni. Właśnie tego chciała uniknąć. Chciała, aby Prorok stał się poważną gazetą, która pisze tylko sprawdzone informacje. Ten artykuł był jakby cofnięciem się w czasie. 
- Wiesz ile może kosztować mnie ten błąd? Masz pojęcie o czymkolwiek? - zirytowany wstał i zaczął nerwowo krążyć po jej gabinecie. Tyle miesięcy jego starań mogło pójść na marne przez nic niewartą gazetę.
- Nie zaprzeczysz jednak, że część z tego jest prawdą - spoglądała na niego z nienawiścią. Nie wierzyła w jego przemianę. 
- Czyżbyś chciała powiedzieć, że uważasz mnie za geja? Albo może sądzisz, że mój mózg niczym nie różni się od mózgu goryla? O a może dla odmiany jestem przybyszem z kosmosu? O a już na pewno najlepszy jest fragment o tym, że mam dwanaście żon i czterysta kochanek na całym świecie? No powiedz sama. Jak myślisz? - uderzył pięścią w stół tak, że jej filiżanka z kawą się wywróciła, a jej zawartość rozlała na ten przeklęty kawałek papieru. Jej przeczucia z każdą chwilą zdawały się sprawdzać. Ten dzień dobrze jeszcze się nie zaczął, a ona już miała go dosyć.
- No cóż...nie wiem skąd wzięły się te informacje. Mogę cię zapewnić, że ta osoba już tutaj nie pracuje.
- Co mi po tym? Co mi z tego? - zdawał się mówić sam do siebie, zupełnie jakby popadł w jakiś amok - głupia szlama! - syknął pod nosem zanim zdążył ugryźć się w język.
- Jeden punkt z listy możemy dodać do aktualnych - stanęła na przeciwko niego mierząc go wściekłym spojrzeniem. W tym momencie miała gdzieś profesjonalizm. Nienawidziła go - zastanowiłabym się także nad zdaniem, że zatrzymałeś się w rozwoju - posłała mu ironiczny uśmiech.
- Ty... - chwycił ją za łokieć.
- Nie zachowuj się jak dziecko. Szkoła się skończyła - wyszarpnęła swoją rękę i odeszła od niego na parę kroków. Miała rację. Za bardzo ponosiły go nerwy. Była szlamą - to fakt, ale teraz to nie było najważniejsze. Przez myśl przemknęło mu, że była naprawdę zajebiście ładną szlamą, ale za takie myślenie skarcił się w duchu. Teraz miał ważniejsze sprawy na głowie.
- Wróćmy do tematu - zignorował jej wypowiedź. Nie było czasu na kłótnie. 
- Już mówiłam, że nie mogę nic zrobić z tym artykułem - opadła na kanapę. 
- Z tym nie. Napiszesz nowy - na jego twarzy wykwitł ironiczny uśmiech, który miał w sobie odrobinę normalności. Czyżby jednak trochę się zmienił?
- Żartujesz? - krzyknęła oburzona.
- Nie. Naprawisz to, co spartoliłaś. Może jak pomieszkasz ze mną przez parę dni dowiesz się prawdy - trzasnął jej drzwiami. Była wściekła. Chciała krzyczeć. Jak mogła tak spaprać robotę? Podeszła do biurka i chwyciła filiżankę po kawie. Rzuciła nią o ścianę, a ta roztrzaskała się w drobny mak. 


~*~


Gdy nadszedł dzień, w którym miała zamieszkać pod jednym dachem wraz z Malfoy'em, już od świtu niespokojnie kręciła się po mieszkaniu. Nigdzie nie mogła znaleźć sobie miejsca i co chwilę zerkała na zegarek. W duchu powtarzała sobie, że to tylko siedem dni. Później każde z nich pójdzie w swoją stronę. Siedem dni i ani minuty dłużej. Chwilę później rozległ się dzwonek. Poprawiła włosy i otwarła drzwi. Mężczyzna wszedł do środka i rozejrzał się po jej apartamencie. Musiał przyznać, że był urządzony wyjątkowo gustownie i drogo. Miał klasę. Tak jak i ona. Zmieniła się. 
- Gotowa? - spytał siląc się na miły ton. Jej obecność sprawiała, że budził się w nim ten nastolatek, który tak bardzo jej nienawidził.
- Bardziej już nie będę - chwyciła swoją walizkę, ale mężczyzna wyrwał ją jej z dłoni.
- Nie jestem chamem. Mimo wszystko jesteś kobietą - uśmiechnął się do niej - w drogę - chwyciła go za ramię i teleportowali się z głośnym trzaskiem. Kilka sekund później poczuła grunt pod nogami. Miejsce, w którym wylądowali było naprawdę wspaniałe.
- Gdzie jesteśmy? - spytała oczarowana widokami
- Malfoy Mannor - nie wierzyła. To miejsce, które pamiętała jako mroczne zamczysko, teraz wyglądało jak wspaniała nowoczesna willa. Geometryczne kształty, mnóstwo zieleni i jasne barwy - idealnie trafiały w jej gust.
- Niemożliwe - szepnęła, ale chłopak ją usłyszał.
- Wystarczyło trochę wysiłku i pieniędzy - uśmiechnął się. Wiedział dlaczego tak zareagowała.
- Niesamowite - przyznała. 
- Chodź - poprowadził ją do wnętrza, które również niczym nie przypominało domostwa sprzed lat. Było całkowicie odmienne i takie nie w jego stylu, ale jaki on właściwie był? Nie wiedziała - herbaty? kawy?
- Kawy .
- Julie - krzyknął. Miała wrażenie, że zaraz koło jej nóg zmaterializuje się małe i brzydkie stworzonko, wykorzystywane przez bogatych czarodziei do wielu prac domowych. Jakież było jej zdziwienie, kiedy zamiast spodziewanego małego szkaradstwa, pojawiła się starsza kobieta.
- Tak Draco? - dziewczyna dostrzegła parę drobniejszych zmarszczek na jej twarzy, ale także niesamowicie zielone oczy, z których bił ogromny blask. Kobieta musiała być niesamowicie piękna przed laty.
- Zrobisz nam kawy? - zapytał, o dziwo uprzejmie.
- Jasne. Przyniosę do ogrodu - odeszła wesoło sobie podśpiewując pod nosem.
- A gdzie skrzaty? - Hermiona była zdezorientowana i całkowicie wybita z rytmu. Nic, co wydawało jej się być oczywistością, takie nie było.
- Nie ma - uśmiechnął się. Wyszli na balkon, a jej oczom ukazał się niesamowicie ogromny ogród, w którym rosło wiele pięknych kwiatów. Usiedli na białych kutych meblach ogrodowych pod różaną altanką. Rozglądała się na boki nie mogąc uwierzyć.
- Muszę przyznać, że nie tego się spodziewałam - założyła nogę na nogę i otwarła torebkę w poszukiwaniu notatnika.
- Poczekaj, aż zobaczysz resztę - znalazła notes i otwarła stronę, na której zanotowane miała pytania - żartujesz sobie? - nie sądził, że zabierze się do tego tak profesjonalnie. Prawdą było także to, że chciał ją lepiej poznać. Intrygowała go. Wiedział też, że dla niej mógłby zapomnieć o jej pochodzeniu. Już od momentu, w którym po raz pierwszy ją zobaczył, czuł, że tak łatwo sobie jej nie odpuści.
- Miałam napisać sprostowanie artykułu - fuknęła obrażona.
- Napiszesz, ale to nie musi oznaczać, że mamy trzymać się sztywnych reguł. Wiem, że to w twoim stylu, ale jesteśmy u mnie - posłał jej czarujący uśmiech.
- No dobrze - schowała zeszyt do torby, puszczając mimo uszu jego uwagę o jej trzymaniu się zasad.
- Dziękują Liso - rzekł kiedy kobieta postawiła przed nimi filiżanki z kawą. Hermiona od razu upiła łyk ze swojej. Była naprawdę pyszna 
- Śliczna jest. Nie schrzań tego - szepnęła mu do ucha, a on posłał kobiecie karcące spojrzenie pełne oburzenia. Widząc to, staruszka zaśmiała się i odeszła znów coś nucąc.
- Malfoy? 
- Mmm - mruknął na znak, że słucha.
- Dlaczego zostałeś śmierciożercą? - spytała prosto z mostu. Zawsze chciała wiedzieć dlaczego ktoś wybierał tę 'drugą' stronę.
- Z tego samego powodu, z którego zrobili to moi rodzice. Zrobiłem to, by nie zginąć - patrzył na nią rejestrując każdą zmianę na jej twarzy.
- Nie rozumiem - przyznała. Zawsze sądziła, że służył Czarnemu Panu bo tego chciał.
- Och Granger, Granger. Prawda często okazuje się inna, niż może się wydawać. Nie zaprzeczę, że rodzice nienawidzili szlam - na to słowo posłała mu karcące spojrzenie - istot nie do końca magicznych - natychmiast się poprawił - ale to nie znaczy, że służyli jemu aby je wytępić. Nasz ród od dawna był przesiąknięty czarną magią. Ciotka Bellatrix miała na jej punkcie obsesję. Moi rodzice służyli Voldziowi ze strachu przed śmiercią, a także z troski o mnie. Nie byli bezdusznymi istotami. Kochali mnie i starali się przed nim uchronić. Nie powiem jednak aby były to normalne relacje między dzieckiem a rodzicami, ale na swój sposób wiedziałem, że się o mnie troszczą. Kazali nawet przerwać walkę, aby mnie znaleźć, a matka naraziła własne życie okłamując go. Nie usprawiedliwiam ich, o nie. Byli tchórzami. Byli także zupełnie inni niż wszyscy sądzili. A to - ukazał swój mroczny znak - jest dowodem ich słabości i strachu. Nie winię ich za to. Niech spoczywają w spokoju. Tam mają lepsze życie - była zaskoczona jego szczerością. Nie sądziła, że tak wyglądało jego życie.
- Mimo wszystko podobała ci się ta władza i potęga, którą dzięki niemu miałeś - nie pytała. Stwierdziła fakt.
- Granger, sama nie wiesz, co gadasz. Bycie śmierciożercą to nie był żaden pieprzony przywilej. Wiesz ile razy prawie straciłem życie? Ile razy rzucano na mnie Crucio? 
- Ale lubiłeś zabijać... - nie zdążyła dokończyć.
- Nikogo nie zabiłem - syknął wściekły. Nie lubił o tym rozmawiać -  miałem, ale nie zabiłem, rozumiesz?  Nigdy nie chciałem! - krzyknął
- Przepraszam - szepnęła ze łzami w oczach. Mimo wszystko bała się. 
- Tylko nie płacz - nie mógł znieść widoku łez. Jego matka wielokrotnie nad nim płakała, bojąc się o jego życie. Wiedział, że brązowowłosa już nie raz przez niego płakała. Wtedy miał to gdzieś, ale teraz dorósł i szczeniackie odzywki odeszły w niepamięć. Spojrzała na niego zszokowana, a on wstał ze swojego miejsca i kucnął przed nią. Kciukiem wytarł łzy spływające po jej policzku. Odsunęła się spanikowana. Jego skóra była zimna, ale niesamowicie delikatna.  Usiadł na krześle zmieszany. Sam nie wiedział skąd ta chwila słabości. Miał wrażenie, że ona tak na niego działa. Prawdą było też to, że od dawna nie był w pobliżu żadnej kobiety, a od śmierci rodziców żadna nie gościła w jego domu. Wiedział, że dopóki się nie zmieni żadna kobieta go nie pokocha. Musiał zrozumieć, co znaczy to słowo. W jego wyobrażeniu miłość funkcjonowała inaczej - miłość była czysto fizyczna, a tak nie powinno być. Nie chciał krzywdzić żadnej kobiety. Ojciec nauczył go szacunku do kobiet - nigdy nie podniósł ręki na jego matkę, kochał ją na swój chory i spaczony sposób. 
- A to prawda z tymi dwunastoma żonami? - rzuciła dla rozluźnienia sytuacji. Spojrzał na nią i roześmiał się. Pierwszy raz usłyszała jego szczery śmiech.
- Nie. Jestem gejem - teraz ona się zaśmiała. W tym momencie wydawał jej się całkowicie normalny - tak naprawdę nie mam ani jednej żony, kochanki także. 
- Jestem w szoku - spojrzała na niego. Z zaróżowionymi policzkami wyglądała naprawdę zabawnie. Nim się spostrzegli na dworze zapadła noc. Nie zauważyli też kiedy Henry zapalił światełka, które łagodnie oświetlały kamienistą dróżką prowadzącą spod altanki wprost do domu. Kiedy zawiał lekki wiatr dziewczyna zadrżała.
- Chodź - podał jej rękę, którą chwyciła. Objął ją ramieniem, chcąc trochę rozgrzać jej zziębniętą skórę.
- Nie boisz, że się ubrudzisz ?
- Nie psuj chwili - szepnął przyciskając ją mocniej do siebie. Usiedli w salonie, a on rozpalił ogień w kominku. Rozsiadła się na beżowej skórzanej kanapie. Narzucił na nią miękki koc i podał kieliszek wina. Zajął miejsce na fotelu tuż na przeciwko niej.
- Prawdę mówiąc jesteś pierwszą kobietą, która zagościła w moich skromnych progach - upił łyk fioletowego płynu. Ta sytuacja wydawała jej się nadzwyczaj dziwna. Ta aura miała na nią zdecydowanie zły wpływ. Musiała jednak przyznać, że Malfoy był cholernie przystojny, a jego dom oczarował ją całkowicie. Zawsze pragnęła w takim zamieszkać. Zawsze chciała się zakochać, ale to się nie udało.
- Nie masz nikogo? - spytała szczelniej otulając się puszystą narzutą.
- Nie - wyznał szczerze. Z każdą minutą kobieta coraz bardziej sprawiała, że miał ochotę zapomnieć o jej pochodzeniu. Podobała mu się już wtedy gdy chodzili do szkoły. Wtedy jednak był nadętym bufonem, który myślał, że w życiu nie liczy się nic poza pieniędzmi. Dziś wiedział, że to nie prawda - a co z rudzielcem? Byliście przecież parą - spojrzał na nią obawiając się najgorszej odpowiedzi.
- Byliśmy, ale nam nie wyszło - nie chciała zagłębiać się w tę historię. Dziś są przyjaciółmi i taki stan rzeczy jej odpowiada. Ron jest szczęśliwie zaręczony z Levander i wkrótce mają się pobrać.
- To zupełnie jak mnie i Parkinson - uśmiechnął się. Prawda była taka, że nigdy nie czuł nic do Pansy. To ona zawsze chciała związku, on traktował ją jak koleżankę. 
- Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz? - od zawsze chciała wiedzieć. Teraz mogła zapytać.
- Nienawiść to za duże słowo - nie darzył jej takim uczuciem. Nie pałał do niej sympatią bo wiedział, że nigdy nie będzie mógł jej mieć. 
- To jakie jest odpowiednie? 
- Nie lubiłem cię, bo zawsze mi się podobałaś - wyznał zgodnie z prawdą. Miał dość chowania tego w sobie.
- Bardzo zabawne - odparła z przekąsem
- Mówiłem poważnie - odstawił kieliszek na stolik i oczekiwał na jej reakcję. Siedziała jak spetryfikowana. Nie wierzyła. On także zawsze się jej podobał, ale wiedziała, że nie ma żadnych szans. Pociągał ją fizycznie bo charakter miał paskudny. Teraz jednak wiedziała, że jest zupełnie inny. 
- Jakoś nigdy nie dałeś tego po sobie poznać - stwierdziła.
- Sama rozumiesz dlaczego... - nie chciał kończyć. Miał nadzieję, że kobieta zrozumie. Po godzinach spędzonych w jej towarzystwie, nie potrafił już nazwać jej szlamą - nawet we własnych myślach.
- Wiem - taka była prawda - łatka raz przypięta, zostaje na całe życie - syknęła pod nosem, bardziej do siebie niż do niego.
- Dokładnie. Nawet nie masz pojęcia, jakie życie może być popaprane, kiedy jesteś dzieckiem śmierciożerców, w dodatku z mrocznym znakiem na ramieniu - realna rzeczywistość. Pod tym względem ona miała łatwiej. Nie musiała niczego nikomu udowadniać.
- Też nie miałam łatwo. Teraz jest lepiej. Nikt mnie nie dręczy - wyczuł aluzję. 
- Ja całe życie będę musiał przekonywać ludzi do siebie. Wciąż będę tylko rozpuszczonym smarkaczem, któremu rodzice zostawili cały majątek - w tej chwili był żałosny. Właściwie sam nie wiedział, dlaczego to mówił. Dlaczego mówił to akurat jej.
- Nie mów tak - położyła swoją drobną dłoń na jego - nikt tak nie myśli. Ludzie cię szanują. Sama słyszałam. Wielu ludzi przewija się przez naszą redakcję.
- Wiesz ile na to pracowałem? Wiesz ile trudu w to włożyłem? - wyrwał swoją dłoń spod jej dotyku. Rozpraszała go. Resztą sił powstrzymywał się przed rzuceniem się na nią - ten artykuł wszystko zrujnował - spuścił głowę chowając ją w dłoniach.
- Naprawię to. Obiecuję - czuła się winna. Choć artykuł po części był prawdziwy, zawarte w nim informacje dotyczyły chłopaka z przeszłości. Nijak się miały do mężczyzny, który znajdował się przed nią. Zrzuciła z siebie koc i podeszła do niego. Kucnęła przed nim zupełnie tak, jak niedawno zrobił to on. Odsunęła jego dłonie od twarzy, ale ich nie puściła. Czuła bijące od niego ciepło. Spoglądali sobie w oczy. Nie widziała w nich szyderstwa. Były jak tafla. Takimi widziała je po raz pierwszy. Nie krył się za maską. Po raz pierwszy widziała prawdziwego Draco Malfoy'a.
- Przepraszam - szepnął.
- Za co przepraszasz? - wciąż na niego patrzyła. Hipnotyzował ją spojrzeniem. Wiedziała, że długo nie wytrzyma. On także. Musiała być jego. W końcu zawsze dostaje to, czego chce.
- Za wszystko. A także za to - nie zastanawiając się dłużej złożył na jej ustach pocałunek. A kiedy czuł, że kobieta nie stawia oporu przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej. Chciał zmniejszyć dzieląca ich odległość do minimum. Wziął ją na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Po drodze pozbywali się wszystkich swoich ubrań. Ułożył ją na łóżku nie przestając składać na jej nagim ciele pocałunków. 
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę kochał się ze szlamą - uśmiechnął się wyszczerzając się do niej.
- A ja ze śmierciożercą - zdołała wydyszeć zanim znów zatopił się w jej ustach. Tej nocy nie raz stali się jednością. Zawładnęły nimi uczucia, które tłamsili w sobie od lat. Dali ponieść się chwili.

Następnego ranka oboje dosięgnęły wyrzuty sumienia. Przez planowany tydzień unikali się jak tylko mogli, a gdy wyznaczony czas minął, spakowała swoje walizki i wróciła do siebie. Nie pożegnał się z nią. Nie był w stanie. Wiedział, że nigdy by nie została. A on wtedy nie mógłby jej wypuścić.

I'll never be the same if we ever meet again
Wooooon't let you get awayy
Say if we ever meet again.
This free-falls, got me soo, kiss me all night.
Don't ever let me go...
I'll never be the same if we ever meet again.

Pozwolił jej odejść, nie wiedząc jakby mógł ją zatrzymać. Teleportowała się w swoim mieszkaniu rzucając walizkę w kąt. Miała tylko parę godzin by napisać ten artykuł. Nie wiedziała jak. W jej głowie szalały setki myśli, a serce rozpadło się na miliardy kawałków. Jak to się stało, że wtedy dali się ponieść chwili? Jak to się stało, że pozwoliła temu młodzieńczemu uczuciu znów zawładnąć jej ciałem? Wyjęła pergamin i przymknęła oczy wspominając miniony tydzień. Słowa spod jej pióra same zaczęły wypływać.

Dracon Malfoy. Jakim człowiekiem jest naprawdę? Zupełnie innym niż nam się wydaje. Syna Lucjusza znam jeszcze z czasów szkolnych - był wtedy nastolatkiem, który tak jak jego rodzice nienawidzili wszystkiego, co niemagiczne. Był synem śmierciożerców, a jego ramię faktycznie zdobi mroczny znak. Dziś jednak to już nie ma znaczenia. Ze wszystkich sił stara się pozbyć łatki przypiętej przed laty. Jego sytuacja rodzinna także wyglądała zupełnie inaczej. Był kochanym dzieckiem, choć jego rodzice nie okazywali tego w normalny sposób. Po części jego dzieciństwo nie było szczęśliwe. Nie do końca wie, co znaczy miłość. Nieprawdą jest też, że przez jego łóżko przewinęło się tyle kobiet. Tak naprawdę były tylko dwie. Malfoy Mannor naprawdę istnieje, ale niczym nie przypomina posiadłości sprzed lat. Nie katuje także skrzatów domowych - żaden nawet tam nie mieszka. Nie ma dwunastu żon i bynajmniej nie jest gejem. Spytacie więc jaki jest? Jest człowiekiem wrażliwym, który dopiero teraz uczy się jak żyć. Poznaje świat na nowo. Jest całkowicie podobny do nas wszystkich - ma problemy, z którymi się boryka. Ma pieniądze i nazwisko, ale to nie zasłania mu już realnej rzeczywistości. Jest dobrą osobą, która naprawdę czuje. Poprzedni artykuł był wyssany z palca i nigdy nie powinien był się ukazać. Część informacji była prawdziwa, ale już nieaktualna. Dracon nie jest tą samą osobą, którą był przed lat. Mówię to ja - dziewczyna, którą na szkolnych korytarzach najczęściej zwykł nazywać szlamą. Dziś ten dorosły już mężczyzna nie dzieli ludzi. Jestem także pewna, że wkrótce znajdzie on partnerkę, która nauczy go jak żyć, po tej właściwej stronie, mając za sobą taką przeszłość.

Z wyrazami szacunku i najszczerszymi przeprosinami 
Redaktor Naczelna Proroka Codziennego
Hermiona Granger

Po raz setny spoglądała na swoje dzieło. Była z niego dumna. Miała nadzieję, że teraz Malfoy będzie usatysfakcjonowany. Czuła też, że prawdopodobnie nigdy więcej go nie zobaczy. Może tak miało być? Ich przeszłość została wyjaśniona. Tak widocznie musiało być. Nigdy nie było im pisane wspólne szczęście. Zbyt wiele ich dzieliło. Jej ciszę znów przerwały krzyki na korytarzu.
- Jak to jest zajęta? - usłyszała donośny głos. Wyszła z gabinetu i znów zamarła. Oto na korytarzu, jakieś parę metrów przed nią, stał Draco Malfoy. Jej serce przyspieszyło. Nie wiedziała, czego chciał, ale to nie miało znaczenia. Znów tutaj był. Znów mogła na niego popatrzeć.
- Co się dzieje? - stukot jej obcasów rozniósł się echem po korytarzu. Odwrócił się na pięcie stając twarzą w twarz z Hermioną.
- Sama nie wiem. Wpadł tutaj krzycząc, że musi się z tobą zobaczyć. Mówiłam, że jesteś zajęta, ale nie poskutkowało - pisnęła niska pulchna blondynka.
- Zajmę się tym panem - pociągnęła go za łokieć i wepchnęła do swojego gabinetu - o co tym razem chodzi? - fuknęła na niego zdenerwowana. Jak tak dalej pójdzie, mężczyzna sterroryzuje połowę jej wydawnictwa.
- Granger pieprzyć przeszłość - oparł się o drzwi i bacznie jej przyglądał.
- Malfoy odbiło ci? - nie wiedziała, o co chodzi. Może za dużo wypił? Nie wyczuwała jednak od niego woni alkoholu.
- Znalazłem. Znalazłem ją - szepnął podchodząc do niej coraz bliżej.
- Bardzo się cieszę - w mig pojęła, o czym mówił.
- Nie rozumiesz, prawda? - pokiwała głową. Nie wiedziała, o kogo chodziło. Dotknął dłonią jej policzka. Nie odsunęła się. Spoglądali sobie w oczy. Nie dała rady i spuściła głowę. Czuła się zdruzgotana. Tyla czasu zajęło jej uporanie się z uczuciami, które do niego żywiła, a jedna wspólna noc to wszystko zaprzepaściła.
- Wyjdź proszę - szepnęła ze łzami w oczach. Nie chciała na niego patrzeć.
- Nie - wiedział, co chce osiągnąć. Zbyt długo z tym walczył. Dłużej już nie chciał. Nie mógł.
- Proszę - spojrzała na niego, a po jej policzkach ciekły łzy.
- Dobrze, ale ty wyjdziesz ze mną - zaskoczył ją.
- Dlaczego? 
- Bo mam dość udawania - wyznał zgodnie z prawdą. Kochał ją od dawna, ale dopiero teraz to sobie uświadomił.
- Czego? - zadała kolejne pytanie. Coraz bardziej gubiła się w tej historii.
- Tego, że jesteś mi obojętna. Nigdy nie byłaś. Byłem głupi, ale to się zmieniło. Na Merlina! Granger sam nie wierzę, że to mówię, ale ja się w tobie zakochałem - podszedł do niej z uśmiechem. Teraz wszystko zależało już tylko od niej.
- Upadliśmy na głowę Malfoy - wspięła się na palce i złożyła na jego ustach niewinny pocałunek. Było zupełnie tak, jakby tamte wydarzenia nigdy nie miały miejsca.
- Już widzę kolejny nagłówek "Śmierciożerca i szlama zakochani!" - zaśmiał się, a ona razem z nim. Była szczęśliwa. Dostała to, co wydawało się nieosiągalne, a to, co kiedyś było nierealne - stało się rzeczywistością.  

Don't ever let me go...
I'll never be the same if we ever meet again

5 komentarzy:

  1. Jej..., chyba każdemu przydałby się taki stanowczy Malfoy :D
    Jeden z fragmentów, który został mi w głowie i uważam go za słodki:
    ,,...- Wyjdź proszę - szepnęła ze łzami w oczach. Nie chciała na niego patrzeć.
    - Nie - wiedział co chce osiągnąć. Zbyt długo z tym walczył. Dłużej już nie chciał. Nie mógł.
    - Proszę - spojrzała na niego a po jej policzkach ciekły łzy.
    - Dobrze, ale ty wyjdziesz ze mną..."
    Ale swoją drogą zaczyna mi się już troszkę mieszać z tymi opowiadaniami :P raz Malfoy stanowczy, raz kochający rodzinę, raz nie, raz pragnie się jej pozbyć, a innym razem znowu smuci się, że nie może ich jeszcze przytulić choć raz...
    Ale i tak to opowiadanie jest jednym z genialniejszych :D
    Pozdrawiam: Madzia ;**
    P.S Czekam na następne :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam i sama nie wiem co powinnam napisać. Z wrażenia brak mi słów. Kolejne cudeńko! Aż sama się sobie dziwię, że nigdy nie wpadłam na tego bloga.. nawet przypadkiem. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. brak słów serce staneło w momencie ostatniego fragmentu

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy