niedziela, 10 maja 2015

Can't remember to forget you

Szła wąska uliczką do swojej ulubionej kawiarni. Tak dawno już tam nie była. Dokładnie od dnia, w którym wyprowadziła się z tego miasta. Z tego kraju. Jej ciemne brązowe włosy, które w słońcu mieniły się odcieniami czerwieni rozwiewał wiatr, a na jej bladej twarzy gościł delikatny uśmiech. Nie miała zbyt wiele czasu. Była tutaj tylko przejazdem, ale po prostu musiała tutaj wejść. Coś jej mówiło, że musi tu być. Pociągnęła za klamkę i przeszła przez próg pomieszczenia. Momentalnie poczuła się jakby nigdy stąd nie odeszła. Jakby miała o dziesięć lat mniej. Jakby cofnęła czas. Rozejrzała się po wnętrzu. Nic się nie zmieniło. Ściany wciąż miały taki sam odcień beżu. I było dokładnie tak tłoczno jak każdego dnia, w którym odwiedzała to miejsce. Zmienili się tylko ludzie. Kiedyś przebywała w nim ze swoimi przyjaciółmi. Teraz nie znała nikogo. Otworzyła swoją dużą czarna torbę i zaczęła w niej grzebać w poszukiwaniu swojego portfela. Zawsze za dużo nosiła i doskonale o tym wiedziała. Po prostu musiała być przygotowana na każdą okazje.
- Jedno karmelowe latte, bez cukru - mruknęła wciąż zerkając do wnętrza swojej torebki.
- Dwa pięćdziesiąt - usłyszała w odpowiedzi. Po glosie oceniła, że dziewczyna musiała mieć nie więcej niż dwadzieścia lat. Była niewysoka blondynka o zielonych oczach, które wpatrywały się w nią z zaciekawieniem. Wyjęła parę monet i podała je dziewczynie. Ta odwróciła się na piecie i zaczęła przygotowywać jej kawę. Kilka minut później trzymała w dłoniach papierowy kubek wypelniony goracym parujacym plynem o zapachu karmelu. Zrobila gleboki wdech i poczula to znajome cieplo rozchodzace sie po jej ciele. Zupelnie tak, jakby to byl jej dom. Bo w jakims stopniu wlasnie nim byl i wiedziala to doskonale. Podziekowala uprzejmie, przewiesila torebke w lokciu i odsunela sie od kas. A potem spojrzala w strone wejscia. I zamarla. Poznala go od razu. Kubek wysliznal sie z jej reki, a ona odskoczyla jak oparzona kiedy poczula goraca ciecz na swoich nogach. Zaklela w myslach. Zawsze byla taka cholerna niezdara. Gestem reki przeprosila dziewczyne i poprosila o druga kawe. A potem tylko potwierdzila, ze absolutnie nic jej sie nie stalo. Podniosla glowe i znow zamarla. Stal niemal na wyciagniecie reki wpatrujac sie w nia tymi swoimi niebiesko szarymi oczami. Wiedziala, ze ja poznal. Nie mogl nie poznac.
- Co tu robisz? - zadal swoje pytanie. Ale ona wcale nie chciala z nim rozmawiac. Byl czescia jej przeszlosci, o ktorej nie potrafila zapomniec.
- Moglabym zapytac o to samo, ale chyba nie interesuje mnie Twoja odpowiedz - zabrala drugi kubek i chciala go wyminac.
- Poczekaj - a potem poczula jak lapie ja za drugi lokiec. Odwrocila sie w jego strone. Znow byl tak blisko, a serce walilo jej jak mlot. Miala mdlosci i modlila sie by ja puscil. Chciala sie znalezc jak najdalej od niego.
- Po co? Nie chcesz ze mna rozmawiac - syknela, a potem wyszarpala swoj lokiec.
- Chcialem po prostu wiedziec, co u ciebie slychac - wlozyl rece w kieszenie swoich czarnych jeansow, a ona pomyslala iz to takie w jego stylu. Zawsze tak robil.
- To juz nie jest twoja sprawa - spuscila wzrok. Przytlaczal ja. Czula sie jak w cholernej pulapce, z ktorej nie potrafila sie wydostac. Dlaczego kkedys tak go kochala? Dlaczego on zawsze powracal jak bumerang.
- Masz racje, ale mimo to chcialbym z Toba porozmawiac. Choc przez moment.
- Dobrze - zgodzila sie i zajela pierwsze lepsze miejsce. Pech chcial, ze to wlasnie tutaj zazwyczan siadali - cholera! - zaklela.
- Dobrze sie czujesz? - spytal siadajac na przeciwko.
- Doskonale - mruknela i upila lyk swojej kawy. A potem syknela kiedy sparzyla sobie jezyk. Czy musi mnie spotkac jeszcze cos gorszego?
- Zmienilas sie - szepnal, ale ona nawet na niego nie patrzyla.
- Nie zmienilam. Nigdy tak naprawde mnie nie znales. Nigdy ci nie zalezalo - westchnela i skupila swoj wzrok na ludziach po drugiej stronie ulicy.
- To nie... - zaczal, ale ona weszla mu w slowo.
- Nie musisz zaprzeczac. To juz niczego nie zmienia - poprawila swoje dlugie do pasa wlosy i zerknela na niego. Wygladal inaczej niz w dniu, w ktorym widziala go po raz ostatni.
Stala z rekami wlozonymi w kieszen swojego plaszcza. Slowa grzezly w jej gardle i wlasciwie nie wiedziala, co powiedziec. Po prostu nie mogla wyjechac bez pozegnania. A on stal na przeciwko niej. I byl dla niej tak obcy, jak tylko mogl byc. A mimo to ona wciaz go kochala.
- Czy jezeli ktoregos dnia przyjade i poprosze o spotkanie to zobaczysz sie ze mna? - szepnela bojac sie odmowy.
- Spotkam - przytaknal. A ona nie byla pewna czy mowil prawde czy klamal. Ale to nie mialo znaczenia bo ona juz nigdy tutaj nie wroci. Nie po to by go zobaczyc. Juz nigdy.
I teraz byl dla niej jeszcze bardziej obcy niz tamtego popoludnia. I dnia dzisiejszego nie byla pewna czy kiedykolwiek cos dla niego znaczyla.
- Kiedys uwazalismy sie za przyjaciol, ale nie wiem czy bylismy choc wystarczajaco blisko by moc powiedziec, ze sie znalismy.
- Wyjechalas.
- Wyjechalam, ale wtedy juz nic nas nie laczylo. Podwinela rekaw swojej koronkowej bluzki z baskinka. A jego wzrok spoczal na jej prawym nadgarstku.
- Never look back - przeczytal i spojrzal w jej oczy.
- Tak. To moje motto. Nigdy nie wracac do przeszlosci. Ale ona sama mnie znajduje...
- O czym mowisz?
- Mowilam juz. Nie udawaj, ze to cie interesuje.
- A jezeli tak jest? - zapytal.
- Klamiesz - wzruszyla ramionami i znow upila lyk swojej kawy.
- Nie sadzilem, ze kiedykolwiek zrobisz sobie tatuaz - oparl sie bardziej na krzesle i wywiercal dziure swoim spojrzeniem w jej policzku.
- Moglabym powiedziec dokladnie to samo.
- Skad ty...
- Po prostu wiem - uciela. Zerknela na swoj zegarek i niemal na glos odetchnela z ulga kiedy wskazowka przesunela sie na szosta. - Bede musiala sie zbierac.
- Juz?
- Tak. Nie mamy sobie nic do powiedzenia. Po co udawac, ze cos dla siebie znaczymy? Od lat wymienilismy ze soba tylko dwa slowa z okazji urodzin - chwycila kubel w dlon, a swiatlo padlo na jej pierscionek od Tiffany'ego.
- Jestes zareczona?
- Jestem - przytaknela i wstala. - Skoncz ta paranoje. Nie znasz mnie. Ja nie znam ciebie. Nigdy nic nas nie laczylo. Wiesz to.
- Kochalem cie...
- Wiem. Ale juz w to nie wierze. Nie ma juz we mnie tamtej dziewczyny. Ani ty nie jestes juz tamtym chlopakiem.
- Milo bylo cie zobaczyc - ucial krotko.
- Moglabym powiedziec to samo, ale to byloby klamstwo.
- Co wiec tutaj robilas? - ponowil swoje pytanie.
- Na moment zapomnialam by nie powtarzac wczorajszych bledow. Zegnaj - zabrala swoja torebke. Spojrzala na niego po raz ostatni i ruszyla do wyjscia.
- Kim on jest? - uslyszala za soba. Usmiechnela sie do siebie.
- Kim ona jest - poprawila go odruchowo. Widziala zaskoczenie na jego twarzy. - Nie znasz jej.
- Badz szczesliwa, gdziekolwiek jestes.
- Bede - mruknela, ale on juz nie uslyszal jej odpowiedzi. Znala te slowa. To byly ktores z jej zyczen urodzinowych sprzed lat. Nawet juz nie pamietala ktorych. Wszystkie wspomnienia z biegiem czasu wyblakly. Pozostala tylko ta mala czesc serca, ktora oddala mu lata temu i ta, ktorej on nigdy nie chcial. Bo byl czlowiekiem, ktorego kiedys kochala. I czlowiekiem, ktory zawsze powracal w jej snach. Czlowiekiem, o ktorym nie mogla zapomniec.
I left a note on my bedpost
Said "Nof to repeat yesterday's mistakes"
I can't remember to forget you'
I keep forgetting I should let you go...
***
Cos na dobry poczatek. Dawno mnie tutaj nie bylo. Nie wiem jeszcze czy wracam na stale. Ale od jakiegos czasu po glowie paletaja mi sie dwie kolejne historie. Byc moze wkrotce doczekaja sie spisania.

1 komentarz:

Obserwatorzy