poniedziałek, 8 lipca 2013

Szesnasty

Otacza mnie przeszłość, a mój uśmiech wplątuje się w cudze historie. Ja też chcę mieć historię, taką, którą sama mogę kształtować.


Kroczyła przed siebie podziwiając słońce, dopiero co pojawiające się na horyzoncie. Pomału przedzierało się przez kurtynę domostw tego londyńskiego osiedla. Uśmiech gościł na twarzy, a wszystkie troski zniknęły nie wiadomo gdzie. Czuła się szczęśliwa. To była magia chwili. Magia tego miejsca. Nie chciała w tym momencie zaprzątać sobie głowy ani przyjaciółmi ani Draconem. Chciała cieszyć się tym dniem, w którym znów czuła się jakby te feralne trzy lata jej życia nie miały miejsca. Lustrowała wzrokiem dokładnie każde okno, drzwi czy najmniejsze źdźbło trawy chcąc to wszystko dokładnie zapamiętać, jakby miała tutaj już nigdy nie wrócić. Sama też nie wiedziała co sprawiło, że zdecydowała się tutaj przyjechać. Kierowały nią jakieś dziwne uczucia, których nie rozumiała. Zwolniła kroku i jeszcze bardziej zagłębiła się w piękno tych szeregowych domków na obrzeżach Londynu. Niewątpliwie ta wiktoriańska część miasta była jedną z najpiękniejszych. Była chlubą całej Anglii. Nigdzie nie było piękniejszego miejsca. Równo przycięte krzaki na każdej posesji, drzwi w tych samych kolorach i beżowe fasady budynków oraz tradycyjnie kute ogrodzenia. Niewątpliwie tutejsi mieszkańcy zadbali odpowiednio, aby ich ukochany dom pozostał wspaniały. Będąc dzieckiem uwielbiała tutaj spacerować. Czuła się jakby czas stanął w miejscu. Nic nie zmieniło się od momentu, w którym te domki zostały wybudowane. Były piękne i dokładnie takie, jakimi je pamiętała. Przystanęła w pewnym miejscu na chodniku i odwróciła się twarzą do drzwi z numerkiem dwadzieścia trzy. Przymknęła oczy cofając się wstecz. Pamiętała jak kiedyś tutaj beztrosko bawiła się z tatą. Tuż za domem był ogromny ogród gdzie kiedyś stała huśtawka, na której się kołysała całymi godzinami. Była też piaskownica, w której tworzyła wspaniałe budowle. Piękne rośliny, które sadziła razem z mamą i mały strumyczek płynący przez cały ogród. Uwielbiało to miejsce. Znów poczuła się jak mała dziewczynka. Znów czuła się jak bezbronne dziecko wracające do rodzinnego domu. Czuła się jak nastolatka wracająca po imprezie czekająca na słowa krytyki. Znów czuła się wolna i bez problemów. Uśmiechnęła się i pchnęła metalową furtkę. Ruszyła przed siebie, a jej obcasy stukały o bruk dróżki prowadzącej wprost do drzwi. Stanęła z nimi oko w oko. Głęboko odetchnęła, jakby zastanawiając się czy ta decyzja ma jakikolwiek sens. Rozważała opcję odwrotu. Zdecydowała. Nacisnęła dzwonek, a wewnątrz domu rozbrzmiała przyjemna dla ucha melodyjka. Po chwili echem rozniósł się echem tupot stóp i szczęk zamka. Wstrzymała oddech. Ujrzała niemłodego już mężczyznę z brązowymi oczami. Na jego twarzy malował się niesamowity szok.
- Hermiona? - spytał jakby nie wierząc własnym oczom. Nie wierzył w to, co widzi. 
- Cześć tatku - posłała ojcu nikły uśmiech - mogę wejść?
- Ależ oczywiście kochanie - odsunął się i przepuścił ją w drzwiach. Weszła do środka pewnym krokiem. Uderzył ją aromat ciepłej jeszcze szarlotki. Zaczerpnęła ogromny wdech chcąc wchłonąć jak najwięcej tego przyjemnego zapachu. Już wiedziała. Była w domu. Z góry dobiegał wesoły pomruk, który zapewne był piosenkę. Grangerówna uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- George, kto przyszedł? - z piętra dobiegł ich zaciekawiony głos pani Jean.
- Kochanie zejdź i sama zobacz - radośnie odkrzyknął swojej żonie. Hermiona w tym czasie zdejmowała z siebie płaszczyk i odwieszała go na wieszak. Kilka sekund później drewniane schody zaskrzypiały, a na stopniach pojawiła się starsza kobieta, którą Hermiona niewątpliwie przypominała. Jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, a serce przepełniało ogromne szczęście. Kobieta prawie zbiegła ze schodów i porwała córkę w ramiona. Dziewczyna równie mocno oddała ten uścisk poddając się pieszczotom rodzicielki. Wiedziała, że to była dobra decyzja. Chociaż na chwilę to wszystko przestanie ją przerastać. Choć na chwilę oddali w niepamięć bolesną teraźniejszość. Chciała w końcu poczuć się wolna. Chciała czuć, że cokolwiek w jej życiu zależy od niej. Tylko od niej. Miała dość ludzi, którzy usilnie chcieli podejmować za nią decyzje. Ona sama chciała decydować o sobie. Oderwała się od matki i pociągnęła rodziców do salonu. Usadowiła się na kanapie, a Jean w tym czasie udała się do kuchni. Hermiona przymknęła powieki i całkowicie pogrążyła się w przeszłości. Pamiętała dzień, w którym dostała list z Hogwartu. Wtedy myślała, że to jakiś żart. Czarownice występowały tylko w bajkach albo pradawnych legendach. To jednak okazało się być całkowicie prawdziwe. Okazało się być jedną z najwspanialszych rzeczy, jakie ją spotkały. Pamiętała wszystkie szczęśliwe chwile z rodzicami. Momenty kiedy to ich ramiona były największą ostoją. Kiedy to oni byli największymi przyjaciółmi i powiernikami jej tajemnic. Kochała ich bezwarunkowo. Jej serce ścisnął żal. Skoro tak bardzo ich kochała to dlaczego przez ponad dwa lata nie odezwała się ani słowem? Odpowiedź na to pytanie była bardzo prosta - wstydziła się opowiedzieć rodzicom, co zrobiła z własnym życiem. Ona - najbardziej obiecująca uczennica Hogwartu ostatniego stulecia. Sama nie potrafiła sobie tego wybaczyć. Była ślepo zakochana w człowieku, dla którego się nie liczyła. Czasem zastanawiała się czy chociaż jedno z jego słów było odrobinę prawdziwe. Czy choć jedno zdanie przepełnione było szczerością?
- Proszę kochanie - z zamyślenia wyrwał ją głos matki, która podała jej kubek parującego kakao.  Dokładnie takiego, jakie uwielbiała najbardziej.
- Co cię do nas sprowadza? - spytał ojciec poprawiając okulary na nosie.
- Tatku, a to już nie można rodziców odwiedzić całkowicie bez powodu? - upiła łyk parującego płynu.
- No właśnie George? - spojrzała na męża z wyrzutem, ale zaraz potem głęboko się uśmiechnęła - opowiadaj co u ciebie?
- Nic mamo. Nic się nie dzieje. Mam masę pracy i sama czasem nie wiem jak się nazywam - uśmiechnęła się sztucznie. Po części to jednak było prawdą. Czasem były momenty, w których nie wiedziała jak się nazywa. Nie chciała tego. Chciała wyrzec się swojej osobowości i tego kim była. 
- A czym się zajmujesz? - z ciekawością zagadnął mężczyzna, a w jego oczach pojawiła się dziwna iskierka.
- Piszę dla francuskiej gazety. Na razie to nie jest żadne wysokie stanowisko, ale coś mówi mi, że to niedługo może się zmienić - mydliła im oczy kolejnym kłamstwem wyssanym z palca na poczekaniu. Nie chciała okłamywać rodziców, ale nie było innego wyjścia. Musiała. Miała jednak uczucie, że to faktycznie może wkrótce się odmieni. W tym momencie przed oczyma stanęła jej twarz blondwłosego ślizgona o błękitno-szarych tęczówkach. Taka była prawda. Wiedziała, że on ma coś z tym wspólnego. Po raz pierwszy przyznała się do tego przed samą sobą. Niewątpliwie to właśnie on wprowadził w jej życie trochę koloru i barw. Choć nadal nie pałała do niego ogromną sympatią, w duchu dziękowała za jego obecność. Gdyby nie on, nadal tkwiła by w odmętach samotności.
- Naprawdę? Bardzo się cieszę - matka wyściskała córkę aż zabrakło jej tchu. A gdy w końcu ją puściła padło pytanie, którego najbardziej się obawiała - a co u Fernanda?
Przełknęła głośno ślinę i próbowała wymyślić jakieś dobre i wiarygodne kłamstwo.
- Myślę, że wszystko w porządku. Dawno się nie widzieliśmy. Nie było na to czasu. On był pochłonięty swoją pracą, a ja swoją. Zresztą już nie mamy obowiązku spowiadać się sobie ze wszystkiego. Jesteśmy tylko przyjaciółmi - choć w tym zdaniu była odrobina prawdy, ułożyła je tak, by ani matka ani ojciec, nie zadawali jej więcej niewygodnych pytań. Później rozmowa już potoczyła się gładko. Wspominali czasy kiedy dziewczyna była jeszcze dzieckiem, ojciec opowiadał śmieszne anegdotki związane ze swoimi pacjentami i ani się obejrzeli, a słońce już zaczynało chylić się ku zachodowi. 
- Mamo ja już muszę się zbierać - odłożyła na stolik pusty kubek. I skierowała się do drzwi.
- Obiecaj, że jeszcze nas odwiedzisz - Jean przytuliła brązowowłosą, a później uścisnął ją ojciec.
- Obiecuję - szepnęła i przeszła przez drzwi. Stanęła na ganku myśląc nad wydarzeniami z całego dnia. Nie wierzyła w to jak bardzo okłamywała rodziców. Wiedziała, że nie było innego wyjścia. Poprzysięgła sobie, że od teraz jej życie się zmieni i wtedy gdy ponownie ich odwiedzi jej historie będą prawdziwe. Odnalazła nowy cel w życiu i na razie tego chciała się trzymać. 



~*~



Stał przed olbrzymimi mosiężnymi drzwiami nie do końca pewien uczuć, które nim kierowały. Sam nie wiedział dlaczego to robił. Po prostu tak chciał. Chciał zatrzeć wszystkie ślady, które mogłyby kogokolwiek powiązać z tym czym się zajmowała. Chciał aby to już nie miało dla nikogo znaczenia. Liczyła się tylko ona i jej dobro. Uśmiechnął się sam do siebie za swoją głupotę i za uczucia, które brały nad nim górę. Wiedział, że być może będzie kiedyś się za to nienawidził, ale teraz to nie miało znaczenia. Zastukał mosiężną kołatką i czekał aż ktoś otworzy te wrota. 
- Witaj Draco - po chwili rozległ się głos, a jego oczom ukazał się brunet z piwnymi oczami.
- Witaj Alex. Nie zajmę dużo czasu. Mogę wejść? - spytał z grzecznością, a drugi mężczyzna usunął się z drogi robiąc mu przejście.
- Co cię do mnie sprowadza? 
- Nic wielkiego - pomiędzy nimi zapanowało milczenie. Brunet zaczął nogą wystukiwać jakiś dziwny niezrozumiały dla nikogo rytm, a blondyn przyglądał mu się w skupieniu jakby rozważał jeszcze opcję odwetu. Takiej jednak nie było - obliviate - szepnął i spoglądając po raz ostatni na mężczyznę, zamknął za sobą drzwi i teleportował się z głuchym trzaskiem.

5 komentarzy:

  1. Nicole.Martin8 lipca 2013 14:45

    Bardzo ciekawy i emocjonalny rozdział. To straszne i smutne jednocześnie kiedy okłamuje się rodziców. Współczuję Hermionie, że nie była zdolna do powiedzenia prawdy, jednak kto umiałby być w jej sytuacji szczery?
    Z wielką niecierpliwością czekam do momentu kiedy Hemiona znów spotka w swoim życiu Draco.

    OdpowiedzUsuń
  2. coś mi się wydaje, że malfoy układa życie hermionie na razie za jej plecami.... rozdział ciekawy, spotkanie z rodzicami na pewno dobrze zrobiło hermionie

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się to samo co Katarzynie ;) w penym stopniu rozumiem Mione nie była w stanie powiedzieć prawdy po prostu łatwiej jest mówić kłamstwa a piorąc pod uwagę fakt ze dziewczyna była dobrze wychowana i ma kochających rozdzicow tak jest łatwiej . Co do Draco tak jak pisałam pewnie układa jej życie za plecami jednak nawet nie zdaje sobie sprawy dlaczego to robi bądź nie chce sobie z tego dać sprawy.... Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój akcji :) Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. to znowu ja, tym razem z nominacją do Liebster Award, za wciągające opowiadanie, bez którego już ciężko żyć;
    http://hp-to-jeszcze-nie-koniec.blogspot.com/p/nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż, wydaje mi się, że Miona nie będzie zbytnio zadowolona z obrotu spraw. Tzn, zapewne później będzie się cieszyć, ale najpierw ostro się wkurzy.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy