wtorek, 4 czerwca 2013

Ósmy

Sumienie sprawuje władzę z równą surowością jak autorytety zewnętrzne.


Mały obskurny pokoik prawie całkowicie pogrążony w ciemności, choć za oknem Paryż nadal oświetlało słońce, żadne jego promienie nie mogły przedostać się do wewnątrz - uniemożliwiała im to firanka delikatnie poruszana podmuchami wiatru. Kiedyś pewnie była piękna i śnieżnobiała, niestety dzisiaj siwa i zakurzona nie przyćmiewała nikogo swoją urodą. Duchota, jaka panowała w pomieszczeniu potęgowała unoszący się wokół zapach stęchlizny. Żółta tapeta, niewątpliwie ciekawa i interesująca w latach świetności, całkowicie zmieniła swój kolor na czarno-szary i cała była przybrudzona dymami z kominka. Na środku pomieszczenia stało ogromne drewniane biurko, z którego co kawałek odpadała farba. Ogromna tona kurzu, jaka na nim zalegała niejednego alergika wprawiłaby pewnie, w co najmniej kilkugodzinny atak kichania. Stos papierów porozrzucanych nieładzie i dwa krzesła, oba zajęta przez tajemnicze postaci. 
- Jest pan pewien swojej decyzji? – kobieta spojrzała na mężczyznę z niedowierzaniem, była w szoku i to wielkim.
- Całkowicie
- W takim razie proszę tutaj podpisać – podsunęła mu pod nos papiery, wskazując palcem miejsce, w którym powinien złożyć swój podpis. Machnął swoją parafkę na kropeczkach i oddał jej dokumenty. Podziękował i opuścił pomieszczenie udając się w sobie tylko znanym kierunku.

~*~

Stał opierając się o framugę drzwi i przyglądając się kobiecie w pomieszczeniu już od kilku dobrych minut. Intrygowała go jej postawa. Całkowicie pogrążona w swoich myślach zdała się nie zauważyć przybysza. Przyglądał się jej dokładnie. Jej cera przybrała ciemny odcień dzięki muśnięciom słońca. Wyglądała niczym rasowa latynoska. Beżowe, krótkie spodenki z wysokim stanem i szeregiem guziczków po prawej i lewej stronie idealnie podkreślały jej zaokrągloną pupę i wąską talię. Bluzka, którą miała na sobie z delikatnym kołnierzem opadającym na biust idealnie komponowała się ze spodenkami. Czerń z delikatną aplikacją w kształcie czerwonych serduszek dodawała jej uroku. Jej nogi zdobiły niebotycznie wysokie czerwone szpilki, a jej czerwone włosy lały się kaskadami wzdłuż jej pleców. Przyglądał się jej jeszcze przez chwilę w niemałym zachwycie, aż w końcu dotarł do niego pewien drobny szczegół. Zdał sobie sprawę, że kiedy widział ją ostatnio jej naturalne włosy były kasztanowo-brązowe, a dziś siedzi przed nim zupełnie inna kobieta. Widział jak zmieniła się przez ten krótki okres czasu, bo zaledwie miesiąc. Opierała się o podnóżek łóżka wpatrując się w szklaną taflę rozpościerającą się na całej ścianie naprzeciwko niej. Jedną nogę miała zgiętą w kolanie i opartą na obcasie. Na niej zaś ułożoną rękę, w której dłoni tlił się jeszcze papieros. Obok niej stała w połowie opróżniona karafka z Ognistą Whisky. Włosy zasłaniały całą jej twarz tak, że mężczyzna nie mógł odczytać jej wyrazu. Chciał wiedzieć, o czym myśli, odgadnąć jej marzenia po wyrazie oczu. Po prostu chciał się dowiedzieć czegoś więcej. Chciał wiedzieć wszystko. Nie zastanawiając się już ani chwili dłużej popchnął lekko drzwi, które zaskrzypiały jednak ona nie zawróciła na to uwagi. Podszedł do niej i odsuwając butelkę z bursztynowym płynem usiadł obok. Spoglądał na nią jednak dziewczyna po prostu go nie zauważała, albo nie chciała reagować na jego obecność. Wspominała stare czasy Hogwartu, a właściwie jej powrót. Rozpamiętywała ostatnie chwile, jakie spędziła w miejscu, które kochała najbardziej na świecie. Pamiętała wszystkie sprzeczki z przyjaciółmi, godzinne rozmowy odbywane przy płonącym kominku w pokoju wspólnym Gryffindor’u, pyszne posiłki jadane w Wielkiej Sali, spacery po błoniach - nawet w mroźne zimowe popołudnia, kremowa piwa pite w Hogsmeade, lekcje eliksirów ze ślizgonami, zdobywane punkty dla swojego domu, godziny spędzone nad książkami w bibliotece, samotne nocne przechadzki po murach zamku, ludzi których poznała i przygody jakie przeżyła z przyjaciółmi. No właśnie przyjaciółmi. Gdzież oni teraz są? Gdzie są ludzie, którzy byli dla niej najważniejsi na całym świecie? Dlaczego zabrakło ich w momencie, gdy ich najbardziej potrzebowała? Pogrążona w przeszłości odcięła się od teraźniejszości. Doskonale wiedziała, kto siedzi obok niej. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Nie miała o czym. Czuła się skrępowana swoim potokiem słów, które wypowiedziała ostatnio. Obdarzyła go na tamtą chwilę zaufaniem. Powierzyła mu swoje największe tajemnice zupełnie nie wiedząc dlaczego. Obnażyła przed nim swoją duszę widząc, że nie jest on osobą, której powinna cokolwiek mówić. Choć wiedziała, że Voldemort już nie żył to na jego ramieniu wciąż tkwił ten znak. Mroczny znak. Przekleństwo, którym skażona była cała jego rodzina. Był człowiekiem, któremu w jej mniemaniu nie można było ufać. Więc dlaczego ona sama złamała swoje przekonania? Przekręciła lekko głowę w jego stronę i ich spojrzenia się spotkały. Nie wiedziała, co ma myśleć, więc szybko odwróciła wzrok tak, aby nie patrzeć w jego oczy. Westchnęła przeciągle jakby było jej naprawdę ciężko.
- Co tu robisz? – przerwała ciszę, która od kilkunastu minut gościła pomiędzy nimi i jedynym dźwiękiem jaki ją zakłócał były ich oddechy. Napięcie pomiędzy nimi w tej chwili sięgało zenitu i miała już dość tego uczucia. Czuła się jak zawieszona w próżni i bombardowana setkami tysięcy myśli, których nie potrafiła poukładać w logiczną całość tak, aby znaleźć na nie sensowną odpowiedź. 
- Siedzę – wyrzucił z siebie na poczekaniu. Właściwie sam nie do końca wiedział, co tutaj robił. Jakaś siłą kazała mu tu przyjść. Jakaś siła pchnęła go do tego wszystkiego. Teraz nie on kierował swoimi decyzjami, ale jego sumienie, któremu pozwolił działać nie wiadomo, po co. 
- Wiesz, że nie o to pytam – w jej głosie dało się usłyszeć zdenerwowanie.
- Chcę poznać odpowiedzi na dręczące mnie pytania – to był tylko jeden z wielu powodów, dla którego teraz płaszczył się ze szlamą w jednym pomieszczeniu nie obrzucając jej znienawidzonymi spojrzeniami i najgorszymi wyzwiskami. Siedział z nią w jednym pokoju, nie mieszając jej z błotem i nie starając się uprzykrzyć jej życia tak, aby nie miała już ochoty dalej go ciągnąć. Jednak czy dla niego ona nadal była tą samą osobą, którą znał trzy lata temu? Zdecydowanie nie. Nie pozostało z niej już prawie nic ze starej Hermiony Granger, przemądrzałej kujonki. Teraz miał przed sobą młoda kobietę, którą doświadczyło życie. Intrygowała go. Siedziała w najgorszym bagnie, jakie człowiek jej pokroju mógłby wyśnić w najgorszym koszmarze, a mimo to pozostała sobą. Nadal grała twardą i niezwyciężoną.
- Nie kłam. Po co tutaj przyszedłeś? – rzuciła w niego morderczym spojrzeniem, a jemu przemknęło przez myśl, że jest prawie jak za starych szkolnych czasów. 
- Już powiedziałem – na jego twarzy wykwitł ironiczny uśmiech. Sięgnął dłonią po butelkę i upił z niej łyk nie pytając jej o pozwolenie. 
- Powiedziałam ci już wszystko – cóż miała robić? Wiedziała, że i tak się go nie pozbędzie. Jednak pytaniem pozostaje czy tak naprawdę tego chciała? Choć jego obecność nie działała na nią kojąco wolała to niż samotność, której panicznie się bała. Jej świat zacieśnił się do rozmiarów pułapki więżąc ją w otchłani smutku, bólu i odosobnienia. Nie miała nikogo. Przyjaciół straciła przez czas, który nieubłaganie biegł do przodu, a od rodziców odsunęła się na własne życzenie. Była jak porzucony pies, którego losem nikt się nie interesował. Była jak żebrak, który sypia pod mostami i błaga o jakikolwiek grosz by mieć choćby na kromkę chleba. Była jak spróchniałe drzewo pośrodku sadu owocowego. Choć otaczało ją setki, a nawet tysiące ludzi, ona nie miała nikogo.
- Gdybym wiedział wszystko, nie byłoby mnie tu – spojrzała na niego pytająco. Wydawało jej się, że nie pominęła niczego w swoim życiorysie. Denerwowała ją jego bezczelność. Nie miał prawa po tym wszystkim pytać o więcej. To było jej prywatne życie, które powinno dla niego pozostać tajemnicą.
- Co tym razem?
- Dlaczego wyparłaś się tego kim jesteś? – jej oczy rozszerzyły się dwukrotnie i wbiła w niego piorunujące spojrzenie, nie mając pojęcia, o co tak właściwie chodzi.  
- Możesz jaśniej?
- Dlaczego wyparłaś się magii? – zdenerwowana podniosła się z podłogi i zaczęła chodzić po całym pokoju, a echo odbijało odgłos jej szpilek. Zlustrował ją z dołu do góry. Teraz mógł ją podziwiać w całej okazałości i utwierdził się tylko w słuszności swoich osądów. Była piękna. Idealna. To był cios poniżej pasa. To była część życia, której nie miała zamiaru nikomu opowiedzieć. On jednak bezczelnie tutaj przyszedł i po prostu chce to wiedzieć. Wiedziała, że nie okłamie go nawet, jeśli by tego chciała. Nie jego. Był w tym za dobry. Był w tym mistrzem. W końcu był ślizgonem, a nim pozostaje się do końca życia. Oklapła ze świstem na pufę i schowała twarz w dłoniach. Bacznie ją obserwował. Nawet na moment nie spuścił jej z oka, nawet na sekundę. Miał ochotę wstać i ją przytulić, jakoś pocieszyć. Chciał zrobić cokolwiek by zobaczyć na jej twarzy, choć cień promiennego uśmiechu, który gościł na jej ustach w latach szkolnych. Wielokrotnie przyglądał się jej z ukrycia. Zawsze zastanawiał się jak pomimo jego docinek ona jest taka szczęśliwa. Uśmiech towarzyszył jej zawsze. Był jak jej wierny towarzysz, który nie odstępował jej w żadnym momencie życia. Zdobił jej policzki, gdy szła na ucztę w Wielkiej Sali, gdy szła na lekcje, rozmawiając na korytarzu z przyjaciółmi, a nawet wtedy, gdy na zewnątrz panował kilkunastostopniowy mróz, a ona szła przez błonia podziwiając krajobraz. Nie potrafił tego pojąć. On nigdy taki nie był. On tak nie potrafił. Miała wewnętrzną radość życia, która była dla niego zagadką. Doskonale maskowała swoje problemy dokładnie tak, jak on. Podobni, a jednak całkowicie różni. On chował się za maską obojętności, ironii i cynizmu tak, aby odstraszyć wszystkich ludzi od siebie, dlatego nigdy nie był szczęśliwy. Nie miał szczęśliwego dzieciństwa. Nie potrafił kochać. Wtedy to mu nie przeszkadzało. Dziś ma sobie za złe swoje postępowanie w Hogwarcie. Ona chowała się za maską pozornego szczęścia. Nie chciała nigdy martwić przyjaciół. Chociaż była otoczona przyjaciółmi była samotniczką. Wszystkie swoje problemy rozwiązywała sama. Ona musiała znaleźć odpowiedź na dręczące ją pytania. Ona sama i nikt inny. Nie chciała, aby ktoś przejmował się jej problemami. Kochała tych ludzi i nie chciała sprawiać im problemów, dlatego zawsze udawała szczęśliwą. Choć czasem nie miała już siły grać nie mogła przestać. Za daleko zabrnęła w swoim błędnym kole.
Spojrzała na niego swoimi brązowymi oczami, w których pojawiły się łzy. On patrzył na nią tym swoim spojrzeniem, które znała doskonale. Cyniczny arystokrata z nieodgadniętym wyrazem twarzy. Jego oczy nigdy nie wyrażały miłości czy choćby współczucia. Zawsze widziała w nich tylko pogardę i wyższość.
- Nie masz prawa o to pytać – szepnęła łykając łzy. Patrzyła na niego, a on nadal siedział w tym samym miejscu jak spetryfikowany. Chciała krzyczeć, ale bała się własnej reakcji. Chciała coś zrobić, ale bała się, po prostu się bała. Miała tego wszystkiego dość. Życie ją przerosło. To wszystko było za ciężkie, za trudne aby potrafiła udźwignąć bagaż doświadczeń ofiarowany jej przez los.
- Wiem, ale chcę po prostu wiedzieć – przerwał ciszę, która znów zapadła pomiędzy nimi nie pozwalając im już dłużej pogrążać się we własnych myślach.
- Po co chcesz to wiedzieć? – łzy przestały płynąć z jej oczu. Teraz pozostawały bez emocji. Były zwykłą pustką, nieodgadniętą księgą.
- Tego sam nie wiem – jego twarz wykrzywił grymas, coś w rodzaju nikłego uśmiechu, który starał się ukryć sam przed sobą. Odwróciła się przodem do okna by na chwilę spojrzeć w niebo.
- Chciałam zapomnieć o poprzednim życiu, chciałam zapomnieć, że jestem czarownicą, chciałam zapomnieć, że miałam lepsze życie. 
- Chcesz przez to powiedzieć, że po prostu uciekałaś? Nie wierzę. Najlepsza uczennica, z jaką miałem okazję uczęszczać do szkoły po prostu chciała zapomnieć o swoich wielkich osiągnięciach? Granger, czego tak właściwie się bałaś? - popatrzyła w jego błękitne tęczówki i znów miała ochotę zacząć płakać. Doszukiwał się jej największych błędów, życiowych decyzji, które sprowadziły ją na dno. Tak była na dnie i o tym wiedziała. Była tam i nie potrafiła się bronić. Dlaczego teraz los postawił na jej drodze Dracon’a Malfoy’a?  Czy to właśnie on miał jej podać pomocną dłoń, pomóc otrząsnąć się z koszmaru, z którego nie potrafiła się obudzić? Czy w najgorszym momencie życia jej odwieczny wróg miał zostać jej ostoją? Nie to niemożliwe. Nie ktoś taki jak on. Dla niego już na zawsze pozostanie szlamą. Nigdy nie będzie dla niego normalnym człowiekiem, któremu on udzieli pomocy. On nie pomaga. Nie potrafi współczuć. Jest synem śmierciożercy, dlatego nie ma w nim żadnych pozytywnych cech. 

I've got two thousand miles to run and no energy
To much to deal with, people keep telling me to run faster
A big world thates spinning night through day under me
Can't tell my up from down no more baby like I'm losing gravity
I wanna runaway
The can say whatever they places
I wanna runaway.*

- Samotności, która uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą – spuściła głowę, a w nim coraz bardziej się gotowało. Chciał ją przyciągnąć do siebie i nigdy nie wypuszczać ze swych objęć. Chciał się nią zaopiekować, aby nie musieć patrzeć na jej łzy. Sam nie wiedział skąd wzięła się w nim taka potrzeba. Tak nagle zaczął się przejmować jej losem. Uczucie, które w nim obudziła zrzucił na wyrzuty sumienia. Dla niego to one były przyczyną, która poruszyła jego wewnętrzną machinę dobra. Miał nadzieję, że gdy choć trochę jej pomoże znów będzie mógł traktować ja obojętnie. Nie nienawidził jej już za to, kim była. Nie miał takiego prawa. Autorytety wpojone mu przez ojca już dawno przestały działać. Umarły wraz z nim, a on mógł uczyć się żyć na nowo. Czuł się jak małe dziecko, które poznaje świat. On taki właśnie był. Spoglądał na wszystko, co znał z całkiem innej perspektywy, tej lepszej. 
- A co z Potter’em i Wesley’ami? Przecież oni zawsze przy tobie byli. Byliście nierozłączni – trafił w samo sedno. To właśnie o nich chciała zapomnieć. Usiadła na łóżku obok Malfoy’a, który zdążył się tam umieścić parę sekund wcześniej prostując kości, które zesztywniały podczas siedzenia na podłodze.
- Mają własne życie, w którym dla mnie nie ma miejsca – zaśmiała się gorzko wpatrując w lustro. Widziała w nim własne odbicie, jakże żałosne w tej chwili. Nie była już sobą. Czerwone włosy idealnie do niej pasowały, czego nie dało się powiedzieć o jej nadmiernym wychudzeniu. Straciła swoje kształty. Jej piersi zmalały, choć nadal pozostawały piękne. Miała o parę kilo za mało. Była o krok od anoreksji. Wiedziała o tym, ale po prostu nie miała czasu. Nie widząc reakcji ze strony blondyna kontynuowała – uciekłam przed samotnością. Chciałam zapomnieć o ludziach, których zwałam przyjaciółmi. Kiedy nasz kontakt się urwał dotarł do mnie fakt, z którego nie zdawałam sobie sprawy – byłam samotna. Nigdy nie pałałam szczególną chęcią do otaczania się ludzi, ale kiedy ich zabrakło nie został już nikt. Dobrze jest będąc samotnikiem, kiedy otaczają cię ludzie, których znasz i darzysz sympatią. Mój świat się załamał, a potem spotkałam Fernanda i w moim życiu znów pojawiła się radość, tylko po to by za chwilę wepchnąć mnie w czeluści odosobnienia ze zdwojoną siłą. Wyparłam się magii by zapomnieć o tych siedmiu latach, by zapomnieć o nich. Z każdym dniem obcowanie sam na sam ze sobą stawało się coraz gorsze, więc z czasem zaczęłam uciekać we wspomnienia stając się masochistką. Przypominałam sobie wszystkie te chwile, o których tak usilnie starałam się zapomnieć. Nie chciałam o tym pamiętać, ale jednocześnie to było moją ucieczką. Różdżkę wrzuciłam do szuflady, albumy ze zdjęciami wylądowały pod łóżkiem, a hogwardzkie podręczniki upchnęłam w kartonie. Wszystko, co kojarzyć by się mogło ze szkołą i przyjaciółmi zniknęło z mojego pola widzenia, ale to nie pomogło. Nauczyłam się żyć bez magii. Nie potrzebuję jej. Już zapomniałam jak to jest wyręczać się zaklęciami. Żyje jak zwykły mugol, którym być przecież powinnam – odetchnęła głęboko czując ogromną ulgę, a zarazem strach przed tym, co teraz nastąpi. Obnażyła przed nim całą swoją duszę, każdy jej skrawek. Nic już nie pozostawało tajemnicą. Wiedział o niej wszystko. Bała się jego reakcji. On jednak nic nie mówiąc po prostu ja przytulił, a ona położyła głowę na jego ramieniu. Znów zapanowało milczenie, a każde z nich oddało się swoim myślom. Zastanawiała się, co będzie dalej, czy teraz, kiedy już wie wszystko, co chciał - odejdzie czy zostanie? On myślał o tym jak wielkie wrażenie wywarła na nim jej opowieść. Nie spodziewał się tego. Po raz kolejny jej życie okazało się dla niego zagadką mimo tego, że wiedział już wszystko. Wkrótce nadeszło opamiętanie. Odsunął się od niej stając pod ścianą. 
- Spakuj się i odwiozę cię do domu – rzucił nawet na nią nie spoglądając. Uparcie wpatrywał się w krajobraz za oknem. Paryż już dawno pogrążony był we śnie.
- Słucham? Jak to mam się spakować? – przeszywała go wzrokiem, ale on się nie odwrócił. Czuł jej palące spojrzenie, ale nie mógł jej powiedzieć prawdy. Była nie w jego stylu. Nie chciał jej ujawnić swojej dobroci. Chciał, aby wierzyła w jego historię. On sam chciał w nią wierzyć. Ze wszystkich sił. 
- Załatwiłem ci kilkudniowy urlop więc proszę cię nie zadawaj pytań i po prostu spakuj swoje rzeczy – noc wydawała mu się taka ciemna, zupełnie inna niż zazwyczaj, jakby chciała coś ukryć chowając to w czeluściach ciemności.
- Urlop? O Czym ty mówisz? – miała gdzieś jego prośbę. Nie miała zamiaru jej spełnić. On też nigdy jej nie słuchał. Chciała wiedzieć, o co tutaj chodzi. Czuła, że coś jest nie tak.
- Hermiona, proszę - spojrzała na niego osłupiała. Jej imię w jego ustach brzmiało tak egzotycznie. Zszokowana tym, co usłyszała wzięła się za pakowanie. Nie miała już ochoty na zadawanie pytań. W jej uszach echem odbijały się słowa wypowiedziane przed kilkoma sekundami. Słyszała je setki razy, ale w tym połączeniu i wypowiedziane przez niego brzmiały całkowicie inaczej. Wrzuciła najpotrzebniejsze rzeczy do swojej torby. Chwyciła torebkę i była gotowa do wyjścia. Mężczyzna w tym czasie bacznie ją obserwował nie spuszczając z niej oczu. Wiedział, że to poskutkuje. Musiał przyznać, że jej imię wypowiadało się naprawdę przyjemnie. Po paru chwilach była gotowa. Bez słowa odebrał od niej rzeczy i wypuścił ją przodem zamykając drzwi do tego dziwnego pokoju. Zaskoczona poddawała się sytuacji. Był dżentelmenem, nie ważne kim była ona. Zeszli ze schodów i udali się w kierunku wyjścia. Zanim opuścili ‘Rose Noir’ udało jej się zauważyć uśmiech na ustach Helen i radość, jaka ją wypełniała na ich widok. Zanotowała w pamięci fakt, że ona musiała coś wiedzieć, a na pewno więcej niż ona sama. Wyszli na pogrążone w ciemnościach mroczne uliczki Paryża. Jedyne nikłe światło rzucała samotna latarnia po drugiej stronie. 
- Co miałeś na myśli mówiąc dom? – wyrzuciła z siebie parę słów, które kłębiły się w niej od chwili kiedy padło stwierdzenie o jej tymczasowym urlopie. Coś jej nie pasowało. W tym miejscu nie było wolnego od pracy. 
- Spokojnie. Odwiozę cię do domu. Twojego – uspokoił ją. Wiedział o tym. Widział to w jej oczach. Widział w nich ulgę i zalążek radości. Uśmiechnął się otwierając jej drzwi do auta i pozwalając jej wsiąść. Odpalił wóz i wyjechali na ulicę. 

***

* Honey - Runaway

6 komentarzy:

  1. Strasznie krucha jest ta Hermiona, taka delikatna. Fajnie, że znalazła oparcie w Draco, mimo iż jeszcze tego chyba zbyt dobrze nie dostrzegła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Delikatnośc, delikatnośc i jeszcze raz delikatnośc... jest w każdym rozdziale nie zmieniaj tego... Uwielbiam to.
    'Ellie

    OdpowiedzUsuń
  3. malfoy wykupił hermionę? tak sądzę... dlaczego jej nie powiedział? co teraz będzie? zostawiasz mnie z masą pytań...

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam jak opisujesz uczucia - powiedziala zaplakana Flo :)
    Pokazujesz tu klebowisko uczuc, emocji, tyle niewiadomych i laczysz to w jedna, wyjatkowo poruszajaca historie, ktora jest po prostu perfekcyjna. I znowu to powiem: mam wrazenie jakbys wlozyla tu cala swoja dusze ...
    Zachwycilas mnie opisem mysli Dracona - przedstawilas go takiego, jakiego zawsze sobie wyobrazalam - troche wyobcowanego, tajemniczego, skrytego, ktory jest mistrzem w ukrywaniu uczuc :)
    Nie wiem czemu, ale nie lubie Helen - zaintrygowalo mnie jednak jej 'spiskowanie' z Malfoy'em - nie moge sie doczekac, co tam takiego wymyslilas :)
    Draco gentelman? Od razu widze przed oczami francuskie filmy z dawnych lat - scena na koncu byla idealna, dzieki tajemniczemu zachowaniu Draco - jeestem nia zachwycona.
    Weny!
    Florence

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest skonczone? W takim razie publikuj je do konca jak najszybciej :)
    Jakos nie chce mi sie wierzyc w absurdalne bledy u Ciebie :P
    Ciesze sie, ze nowy poczatek sie spodobal - jakos tak ostatnio wole pisac miniaturki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Na początek przyznam że Twój nick kojarzę skądś gdyż dawno temu musiałam czytać coś Twojego.
    W tej jednak chwili nie mogę sobie przypomnieć co.
    Ogólnie podoba mi się sam pomysł.
    Ostatnio pochłaniam mnóstwo dramione i dziwię się że znajduje czas na nowe.
    Normalnie nie mam pojęcia jak ja to robię.
    Na początek zaintrygował mnie fakt, że panna Granger zrezygnowała ze świata magii.
    zawsze wydawało mi się że ona czuje się w niej najlepiej.
    Dobrze że w porę pojawił się Draco.
    Jak to jest że ten chłopak wyczuwa zawsze kiedy dziewczyna ma kłopoty?
    To jakby miał jakiś kompas namierzający na nią.
    Ale podoba mi się to.
    W ogóle podoba mi się sam pomysł i jestem zaintrygowana.
    Szkoda że tak doskonałych historii w blogowym świecie jest tak mało.

    pozdrawiam serdecznie.
    [http://pokochac-lotra.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy