niedziela, 21 kwietnia 2013

Trzeci

Granica, za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą.


Szybkim krokiem przemierzała zalane słońcem paryskie uliczki. Co jakiś czas zderzała się z kimś, bądź kogoś potrącała. Nie przejmowała się tym. Nie obchodziło ją to.  Spieszyła się do miejsca znanego w tym momencie tylko sobie. Nie wracała jeszcze do domu. Nie chciała tego. Za wiele rzeczy tam ją przytłaczało. Przekraczając próg budynku, który powinien być jej azylem czuła się nieswojo, po prostu obco. Właśnie wtedy uświadamiała sobie jak bardzo jest samotna, jak bardzo potrzebuje czyjejś bliskości. Była samotna i wiedziała o tym doskonale. Coś w jej wnętrzu mówiło jej, że tak jest na jej własne życzenie, ale ona nie chciała dopuścić tej myśli do siebie. Spychała ją w najgłębsze zakamarki swojej podświadomości. Wolała winę zrzucić na całą resztę świata. Wmawiała sobie, że przez to, co robi nikt jej nie chce, że wszyscy się jej brzydzą. To nie była prawda. To ona siebie tak postrzegała. W oczach innych była niesamowitą i piękna kobietą, może z lekką niedowagą, ale wciąż uroczą osobą. Wielu mężczyznom na jej widok rozszerzały się oczy. Kogokolwiek nie minęła ten ktoś odwracał się w jej kierunku. Była inna, nieprzeciętna, po prostu wyjątkowa. Przystanęła na chwilę w cieniu rzucanym przez jeden z budynków. Otwarła swoją torebkę, z której wyjęła duże, białe okulary. Takie, jakie nosiła większość gwiazd. Wsunęła je na nos i z uśmiechem ruszyła w dalszą drogę. Minęła jeden z wielu zakrętów, a jej oczom ukazała się długa i wąska dróżka, na której końcu gdzieś w tyle majaczył zarys ogromnej bramy. Przyspieszyła kroku i po chwili już przechodziła pod wejściem do parku. Szła wciąż przed siebie nie zważając na ludzi, których zostawiała za sobą. Odgłosy hałaśliwego centrum miasta pomału zaczynały zanikać ustępując miejsca śpiewom ptaków i szumowi ogromnej fontanny piętrzącej się po środku tego zacisznego azylu. Przysiadła na jednej z wielu ławek i wpatrzyła się w wodę. Uwielbiała tu przychodzić i rozmyślać. To była jej samotnia, w której jednak nie czuła się odosobniona. To był jej mały paradoks. Zresztą jeden z wielu. Całe jej życie było dla niej wielką farsą i komedią. W każdej chwili czekała tylko na moment, w którym ktoś wyskoczy zza krzaka i krzyknie „Mam Cię” albo, że w końcu obudzi się z tego koszmaru. Takie wydarzenie jednak wciąż nie nadchodziło, ale ona nadal czekała. Liczyła na cud jednak nie kiwnęła nawet palcem by pomóc mu się urzeczywistnić. Nie wierzyła, że to właśnie dzisiaj mija rok odkąd wszystko to się zaczęło. To właśnie czternastego lipca poznała Fernanda, a reszta potoczyła się już w szybkim tempie. Zbyt szybkim. To było nie do pomyślenia jak bardzo w ciągu tego krótkiego okresu się zmieniła. Wszystkie jej marzenia i pragnienia prysnęły jak bańka mydlana, z czego tak naprawdę sprawę zdała sobie, gdy zniknęła miłość jej życia. Zmienił się jej charakter i sposób postrzegania świata. Zmieniła się i ona. Już nie cieszyła się każdym kolejnym dniem, nie tryskała radością  a na jej twarzy nie gościł szeroki uśmiech. Teraz stała się kobietą przygniecioną ciężarem życia. Nie chciała dla siebie takiej egzystencji jednak teraz było już za późno. Nie mogła się wycofać. Nie mogła powiedzieć koniec. Nie mogła, a może i nie chciała? Któż to wie. Brnęła w to dalej. Cienka granica, oddzielająca ją od zatracenia swojego własnego "ja", została już dawno przekroczona. Nie było już powrotów. Drzwi zostały zamknięte, a klucz wrzucony w najgłębszą z otchłani wszechświata, zostawiając nikłe nadzieje na ratunek. Potrzebowała osoby, która podałaby jej pomocną dłoń. Gdzieś tam, bardzo głęboko w jej wnętrzu dusiła się prawdziwa Hermiona. Ta, która odwróciła się będąc na granicy między dobrem i złem i ta, która została siłą przez nią przepchnięta. Siłą miłości. Dla niej była w stanie zrobić wszystko bez względu na konsekwencje. Za późno oprzytomniała, za późno wyrwano ją z tego zauroczenia. Gdyby zakończyła wszystko kilka decyzji wcześniej może teraz jej życie wyglądałoby inaczej? Możliwe. Teraz jednak nie ma już szans na powrót. Wiedziała, że Helen tak łatwo jej nie odda. W ogóle jej nie odda. Rzadko, kiedy pozbywała się swoich podopiecznych. Znała tylko jedną dziewczynę, której się to udało. Sama w to nie wierzyła, ale jednak - Loren znalazła swego księcia na białym rumaku, który kochał ją tak bardzo, że zapłacił za nią taką wysoką kwotę, tym samym dając jej wolność i szansę na normalne życie u jego boku. Pamiętała ten dzień, kiedy dziewczyna stanęła na ślubnym kobiercu i wypowiedziała to magiczne słowo "tak". Minęło tylko kilka tygodni od dnia, w którym została "wykupiona", a już wyglądała zupełnie inaczej.  Ona nabrała krągłości, a oczy blasku. Promieniowała szczęściem. Szczęściem, które kosztowało dziesięć tysięcy. Ona nie miała takiej sumy, więc musiała w tym tkwić. Nie miała skąd wziąć takich pieniędzy. Kiedyś mogłaby poprosić Rona albo Harry'ego, ale teraz? Teraz zdana była tylko na siebie a  ich kontakt się urwał i gdyby odezwała się po takim czasie prosząc o przysługę, nabraliby podejrzeń. Nie chciała kłopotliwych pytań, niezręcznych sytuacji. Westchnęła przeciągle i zamknęła oczy, których i tak nie było widać zza przeciwsłonecznych okularów. Jej życie było ciężkie i wymykało jej się przez palce, a ona nie miała nad nim żadnej kontroli. 



~*~


Przekręciła kluczyk w zamku i nacisnęła na klamkę, po czym przekroczyła próg swojego królestwa. Po omacku na ścianie wyszukała włącznik światła. Delikatnie dotknęła dłonią miejsca, w którym wyczuła wypukły kwadrat, a korytarzyk się rozświetlił. Zrzuciła buty, które wylądowały gdzieś w kącie i udała się na górę. Wchodząc coraz wyżej po stopniach zdejmowała z siebie sukienkę, w którą była ubrana. Nie miała wiele czasu. Za długo siedziała w parku, jej rozmyślania za bardzo ją pochłonęły i straciła rachubę.  Odłożyła na łóżko biały materiał, który jeszcze przed chwilą na niej zalegał i poszła do łazienki. Stanęła nad wanną i odkręciła kurek z gorącą wodą. Kąpiel - to było to, czego teraz najbardziej potrzebowała. Powoli zanurzała się w ciepłej cieczy, a po jej ciele rozlewała się błogość i nieopisana przyjemność. Czuła jak wszystkie troski i smutki nagle z niej ulatują, a na twarz mimowolnie wpełza delikatny i ciepły uśmiech. Chwyciła w dłoń gąbkę, na którą wylała odrobinę żelu pod prysznic o zapachu wiosennego deszczu - jej ulubionego. Gdy zamykała oczy, a po pomieszczeniu roznosił się ten przyjemny aromat wyobrażała sobie, że stoi na soczyście zielonej łące i tańczy, podczas gdy na jej ciało spada setki drobniutkich kropelek. Przymknęła powieki, ale tylko po to by po chwili gwałtownie je otworzyć. Nie miała teraz możliwości do pogrążenia się w marzeniach. Nie mogła się przecież spóźnić. Wyszła z wanny, z której wyjęła korek i okryła się ręcznikiem. Wróciła do swojej sypialni, gdzie odszukała torebkę, w której odnalazła soczewki i perukę. Usiadła przed lustrem i zaczęła solidne przygotowania. Jej oczy po kilku sekundach z koloru płynnej czekolady, stały się błękitem oceanu, a kaskada brązowych fal zmieniła się na długie, proste, czarne pasma opadające gładko na plecy. Dziś nie chciała wyglądać na osobą, którą była. Rzęsy zostały pomalowane tylko tuszem, aby je wydłużyć, pogrubić i podkreślić. Jedynie usta pozostawały bez zmian. Wciąż soczyście czerwone jakby ich zadaniem było zachęcenie do pocałunku. Taki zawsze miała zamiar jednak nie dzisiaj. Dziś pasować miały do jej stroju i to właśnie był jej plan. Zasunęła maleńki stołeczek, na którym przed chwilą siedziała i podeszła do łóżka, na którym była jej kreacja na dzisiejszy wieczór. Jeszcze raz spojrzała na swój strój, a w jej oczach zabłysnęły na pewien czas iskierki radości, które jednak zaraz zgasły, gdy przypomniała sobie, jako kto tam idzie. Wsunęła na siebie sukienkę i zapięła zamek, po czym odwróciła się stając twarzą w twarz ze swoim odbiciem. Musiała przyznać sama przed sobą, że wygląda naprawdę dobrze, a wręcz fantastycznie. Suknia była identycznego koloru jak jej usta, na których widniała spora warstwa szminki. Powabnie poupinana na biuście tworzyła delikatne marszczenia, była mocno wykrojona na kształt biustonosza. Zaraz pod biustem zaczynało się półkoliste wycięcie, po jednej i drugiej stronie brzucha, sięgające aż do pasa. Przez środek jej ciała szedł tylko cieniutki pasek materiału, który zwieńczony był u samej góry zaraz pod piersiami, kółeczkiem z diamencików. Podobne diamenciki pokrywały ozdobnie wyszytą górną część kreacji, ramiączka i wszystkie wykończenia, zarówno z tyłu jak i z przodu. Plecy zaś były całkowicie odkryte aż do miejsca, w którym zaczyna się pupa. Zamiast zapięcia z biustonosza, na całej jego szerokości rozciągał się delikatny paseczek przytrzymujący całą górę. Suknia wykonana była w całości z jedwabiu, który sprawiał, że wyglądała przepięknie. Miała kształt idealnie dopasowany do figury dziewczyny - od pasa delikatnie się rozszerzała, a wzdłuż lewej nogi, na całej jej długości ciągnęło się rozcięcie. Uśmiechnęła się do swego odbicia. Chwyciła torebkę i zeszła na dół. Na stopy włożyła delikatne szpilki pokryte drobniutkimi kryształkami, identycznymi jak na sukience. Ostatni raz przejrzała się w lustrze i wyszła.


~*~


Zegar wybił godzinę dwudziestą, gdy doszła przed budynek, w którym pracowała. Rozglądała się na boki i gdy ujrzała znajomą sylwetkę, ruszyła w kierunku skąd nadchodził mężczyzna.
- Witaj Katie - przybysz ujął delikatnie jej dłoń w swoją i złożył na niej pocałunek. Zbędne czułości, które dla niej się nie liczyły. Dla niej on był tylko klientem, z którym musiała spędzić dzisiejszą noc jako jego żona.
- Witaj - szepnęła zdawkowo siląc się na słodki ton. Musiała ukryć swoje prawdziwe uczucia w stosunku do niego. W tym starciu to on był górą, a ona musiała się podporządkować - to, kogo mam udawać? 
- Cóż - zamyślił się. Sam do końca nie był pewien, kogo chciałby mieć za "żonę". Musiał sobie wynająć małżonkę gdyż jego prawdziwa miłość życia nie pokazałaby się na takim bankiecie. On musiał tam być i to koniecznie w towarzystwie jakiejś pięknej kobiety. Od razu wiedział, kogo zabierze ze sobą. Oboje na tym skorzystają - sądzę, że będzie dobrze, jeśli powiesz, że na razie nie poświęcasz się karierze, ale marzysz o zostaniu projektantką mody - jej zajęcie i tak nie miało większego znaczenia. To on był gwiazdą, ona tylko dodatkiem. Uroczym, ale jednak dodatkiem.
- Dobrze. Jak chcesz, Alex - posłała w jego stronę nikły uśmiech. Wiele nie ominął się z prawdą. Kiedyś chciała być projektantką, ale jej plany spełzły na niczym. Wszystkie szkice wylądowały w kominku gdzie pochłonął je ogień, jeszcze za czasów, gdy uczęszczała do Hogwartu. Niedawno chciała zostać uzdrowicielką, ale z tych marzeń również nic nie wyszło. Przynajmniej na chwilę obecną zostały odsunięte na dalszy tor.
- Chodźmy - ujął jej dłoń w swoją i poprowadził do czarnej limuzyny. Otwarł przed nią drzwiczki, które zatrzasnął, gdy ciemnowłosa była już w środku. Obszedł samochód dookoła i sam wsiadł do środka. Auto ruszyło z piskiem opon zostawiając w tyle, Rose Noire.

3 komentarze:

  1. Hey . Tworze nowy blog. Bedzie to rejestracja blogów potterowskich :)
    Mogę Cię zapisać? Jeśli tak to proszę zrób małą notatke może to być na podanym przykładzie który już jest w zakładce czasy harry;ego a o to blog: http://rejestrblogowpotterowskich.blogspot.com/p/czasy-harryego.html

    OdpowiedzUsuń
  2. niewiem czeu wczesniej nie skometowałam O.o
    ale nadrabiam :D
    Hermiona jest baaardzo tajemnicza.
    ma taką drugą osobowość, drugie dno. I to jest fascynujące.
    czuje, że osobą która wyciągnie ją z tego gówna będzie Draco. Jak? szczerze to niewiem bo jeszcze się nie spotkali, ale wiem że Ty to wiesz xd i to mi wystarczy.
    zawsze były co tydzień notki, a teraz mija już drugi :c
    niemniej czekam na następny :)

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no i jeszcze jedno :D
      ile to opowiadanie będzie miało rozdziałow ? :)

      Usuń

Obserwatorzy